Nasze Spotkania
Wspólnym mianownikiem spektakli, które obejrzałam podczas tegorocznych Warszawskich Spotkań Teatralnych, mógłby być tytuł jednego z nich - "Rytuał".
Każdy z reżyserów rozumiał ten termin inaczej. Rytuałem jest niemal każde przedstawienie Grzegorza Brala i prowadzonego przez niego Teatru Pieśni Kozła. Nie inaczej było z muzycznymi "Portretami Wiśniowego sadu", które widziałam już wcześniej w oryginalnej wrocławskiej scenerii i poświęciłam im na tej stronie wiele dobrych słów. Do takiego teatru się tęskni - kiedy po zakończeniu spektaklu ciągle mocno bije serce. Aktorzy Pieśni Kozła nie grają dla publiczności. Grają dla widza. To jeden z największych sekretów teatru. "A teraz gdzie ten sekret się podział?" - chciałoby się zapytać słowami Raniewskiej i zdumieć się, jak aktualnie brzmi odpowiedź Firsa: "Zapomnieli, nikt nie pamięta".
Takie wrażenia towarzyszyły mi niestety podczas "Rytuału" z krakowskiego Teatru im. Słowackiego (reż. Iwona Kempa). Telewizyjny film Ingmara Bergmana z 1969 r. nie ma scenariusza, który mógłby być porównywany z "Szeptami i krzykami" czy "Fanny i Aleksandrem", a reklamowanie go jako aktualnego głosu w dyskusji o wolności twórczej to czysty PR. Troje aktorów i sędzia, oskarżeni bez winy. To niby taki Kafkowski rytuał, ale wrażenie przesady stawia całe przedsięwzięcie pod znakiem zapytania.
Na temat granic wolności lepiej już może porozmawiać po obejrzeniu przebojów tegorocznych WST: "Śmierci i dziewczyny" Eweliny Marciniak i "Dziadów części III" Michała Zadary. Tam już bardziej jest się o co spierać, choć w obu przypadkach trudno uciec od obiegowej opinii, że przedstawienia te są w znacznym stopniu narzędziem walki kulturowej, a nie tylko owocem artystycznych poszukiwań. Mimo talentu obdarzonego słuchem absolutnym Bartosza Porczyka trudno byłoby twierdzić, że uczynienie z muzycznych zamiłowań Konrada-śpiewaka osi spektaklu rzeczywiście się broni. Broni się za to tekst Mickiewicza.
Warszawskie Spotkania Teatralne są same, po 36 edycjach, ważnym dorocznym rytuałem. Poza okazją, by zobaczyć w ciągu kilkunastu dni spektakle z całej Polski (zarówno te dla dorosłych, jak i dla dziecięcych widzów, którzy mają swoje Małe WST), to moment na refleksję, na pytanie o to, czy było warto. Gdzie byliśmy? Dokąd zmierzamy? W tym roku na te pytania odpowiadało sobie ponad 9500 osób. Należy życzyć Najwyższym Kapłanom Spotkań, by dobrze strzegli świętego ognia. Do następnego razu.