Artykuły

Szkielet w łachmanach smutku

...spokojnie więc, spokojnie, tak, tylko spokój cię uratuje... wyciszasz się... twoje nogi i ręce są ciężkie, coraz cięższe, nie do udźwignięcia... dobrze ci, ciepło, przyjemnie, opuszczają cię troski twoje, tętno statecznieje, twe ołowiane powieki wolno opadają... poddajesz się, już wiesz, że walka nie ma sensu... jeszcze trochę, zaufaj... i oto powieki już opadły, nie możesz ich unieść, nie możesz, bo widzisz, jak siedzisz na widowni Teatru im. Słowackiego i patrzysz na wyreżyserowaną przez Włodzimierza Nurkowskiego operę Benjamina Brittena "Gwałt na Lukrecji"... przytulasz głowę do miękkiego pluszu fotela...

...pod powiekami nie do udźwignięcia widzisz, jak artyści poruszają się wolniej niż twoje członki, którymi ty już nie możesz ruszyć w ogóle... jesteś adekwatny, nie wstydź się więc, dynamika twa jest na poziomie scenicznej opowieści o nieszczęsnej Lukrecji, co oficjalnie nie chciała wstrętnego Etruska Tarquiniusa, choć nieoficjalnie chciała, ale się bała... patrzysz na swoisty zestaw luster, na masełko maślane, bo to, co relacjonuje Chór, pokazują aktorzy chwilowo nie śpiewający, zaś istotę wszelakiego śpiewu przedstawia wyświetlany na ekranie film, jeśli chodzi o montaż - niesłychanie awangardowy... gdy jest śpiewane o Rzymie, widzisz tam słynną rzeźbę wilczycy, a gdy o galopującym koniu - widzisz oszalałe kopyta... jednak głównie chmury suną przez ekran, kumulusy się tam kotłują, albowiem rzecz cała jest o nieokiełznanych namiętnościach ludzkich... niestety, gdy na scenie, na kamiennym blacie Tarquinius dzielnie nocą kruszy wahliwą fasadę Lukrecji, ekran akurat nie staje na wysokości zadania... a szkoda...

...ołowiane powieki, ciało bez czucia... jest ci dobrze... a żeby ci jeszcze lepiej było, czytasz wyświetlane tuż nad mglistym mruczandem scenicznym, nad cicho otulającymi scenę fatałaszkami onirycznymi, polskie tłumaczenia arii... to dobrze, bo mnie się już nie chce głupot wygadywać... czytaj sobie więc, na zdrowie... "safianowe pantofle snu kroczą przez miasto... w delikatnym kokonie światła jak larwa otulona jedwabiem zapomnienia... odzieje szkielet żalu w łachmany smutku... suche pustkowia zapomnianych lat... oczy zatopione w głębinach przetrząsają mielizny. .. pragnie ukojenia w przystani twoich ud... jej usta rozświetlają jezioro nocy... daj mi się ponownie narodzić z bólu twoich lędźwi..." Bez przesady! Nie dam ci się ponownie narodzić z bólu moich lędźwi, ale za to nie musisz płacić za wizytę. Wystarczy, że mnie obudzisz, gdy się obudzisz. O ile w ogóle się obudzisz. Darz bór!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji