"Bywalec" sądzi, że
Cudze chwalicie, swego nie znacie. To tradycja. Swoje chwalicie, cudzego nie znacie - być może prowokacja. Zdarza się tak jednak, bowiem nie zawsze i nie wszędzie można być, wszystko widzieć i wiedzieć. Pewnie, że gdy jest się widzem jednego teatru - nie ma się odniesień, możliwości porównywania. Wtedy pasuje to prowokacyjne: cudzego nie znacie... Zdarza się jednak, że ma się możliwość i przyjemność podróżowania i "kolekcjonowania" rozmaitych realizacji. Można wtedy swoje pochwalić lub zganić, ale cudze już się zna. I nie sposób czynić z tego ułomność. Gorzej, gdy o "swoim" - w kontekście "cudzego" - mówić dobrze się nie da. Na łódzkich scenach trwa czarna seria nieudanych spektakli. Znajomi powiedzieli nawet "strach chodzić do teatru", co szybko podchwycono w pewnym towarzyskim gremium i skonstatowano: "strach przechodzić koło teatru". Stosując się do owego "zalecenia" do teatru pojechałem. Do Opery Narodowej na premierę baletu "Dolce vita", co znaczy "Słodkie życie".
Spektakl był tak karczemny, że smaki kojarzyć mogły się rozmaitej proweniencji, ale z pewnością nie "słodkie". W przerwie spotkałem pewną bardzo ważną osobę z łódzkiej szkoły baletowej. Przedstawienie podobało się jej bardzo i - jak przyznała - świetnie się bawiła. I nagle: Eureka! Przestałem dziwić się poziomowi naszej szkoły. Cudzego nie chwalę, a swoje wiem.