Artykuły

"Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna"

"Czy da się zachować wierność tekstowi, uwolnić go spod ciężaru <> i przeczytać jako uniwersalny dramat egzystencjalny o człowieku" - czytamy w krótkim opisie "Wesela na podstawie Wesela", wyreżyserowanego przez performera i choreografa Cezarego Tomaszewskiego. Twórcy spektaklu podjęli to wyzwanie. Punktem wyjścia miało być dosłowne odczytanie dramatu Stanisława Wyspiańskiego, odejście od symbolicznych, a dziś już konwencjonalnych, często bezmyślnie powielanych interpretacji związanych z kwestiami narodowymi, które, według realizatorów, współcześnie na wielu działają paraliżująco, a przede wszystkim blokują potencjał sceniczny, performatywny samego tekstu. Całkowita ucieczka od tradycji okazała się jednak niemożliwa - spektakl jest raczej dyskusją z kanonicznym odczytaniem, a nie wyzwoleniem spod jego władzy. Co więcej, wraz z twórcami przekonujemy się również o tym, że istnienie każdego everymana uwikłane jest w sieć historyczno-politycznych zależności, a jego dramaty egzystencjalne wynikają właśnie z uwikłania w "nowe sprawy polskie". W efekcie spektakl staje się próbą skonstruowania aktualnej oceny polskiego społeczeństwa, udzielenia odpowiedzi na diagnozę Wyspiańskiego postawioną ponad sto lat temu.

Spektakl otwiera wyświetlony na bordowej kurtynie cytat będący refleksją Julii Nowakowej - znającej Wyspiańskiego - na temat fascynacji autora "Wyzwolenia" twórczością Richarda Wagnera. Tomaszewski intensywnie eksploatuje fragmenty muzyczne z oper niemieckiego kompozytora, które miały być szczególnie bliskie Wyspiańskiemu: "Lohengrin" (1848) i "Parsifal" (1882). Warto zaznaczyć, że niemal każdy utwór pojawiający się w przedstawieniu został opatrzony metryczką, zawierającą podstawowe informacje (kompozytor, tytuł, wykonawca, autor tekstu w przypadku pieśni itd.), która wyświetlana jest w głębi sceny. Przy kilku pieśniach Moniuszki (m.in.: "Dobranoc"), oprócz metryczki pojawia się również tekst, który może ułatwić widzowi śledzenie treści utworu, a może stanowi również zaproszenie do wspólnego śpiewu - w końcu bierzemy udział w weselu.

Gdy z kurtyny znika fragment wspomnień Nowakowej, słyszymy komunikat skierowany do widzów. Głos z offu zachęca jednak do niewyłączania telefonów komórkowych, abyśmy nie stracili kontaktu ze światem. Zaprasza do pełnego wzruszeń, nieskrępowanego odbioru. Następnie przywołuje na proscenium Sylwię Zmitrowicz - aktorkę chwaloną, jak podkreśla narrator, za rolę w "Szalonych nożyczkach" (Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu, reż.: Tomasz Konina, premiera: 15 listopada 2014) - aby wygłosiła "popisowy monolog z Wesela" (fragment monologu Pana Młodego rozpoczynający się od słów: "czar za światem - jestem wtedy wszystkim bratem"). Po czym, przypominając o jubileuszu czterdziestolecia opolskiego teatru, życzy "mądrego odbioru". Krótki występ Zmitrowicz, pełen sztucznej, momentami wręcz histerycznej ekspresji, skwitowany zostaje okrzykiem zachwytu narratora, który wciąż nie ujawnia widzowi swej tożsamości: "Wspaniale!". Wszystko formą przypomina szkolną akademię czy obchody jubileuszu.Jak zapowiada tajemniczy męski głos, bohaterką kolejnego numeru będzie "pani poezją przesiąkła", Rachela, i po krótkim wstępie - rodem z maturalnego bryku - dotyczącym tej postaci oznajmia z przekąsem, że choć wszystkie aktorki zawsze marzyły o roli Racheli, będzie "nowocześnie" i wystąpią trzej panowie: Leszek Malec, Krzysztof Wrona i Łukasz Schmidt. Każdy z nich wypowiada równocześnie z pozostałymi tę samą kwestię we właściwym sobie tempie. Tworzy się chaos. Stojąca obok, zdezorientowana "właściwa" Rachela/Pepa Singer (Kornelia Angowska) bezskutecznie próbuje przebić się przez potok słów, usiłując wygłosić, teoretycznie jej przypisaną, kwestię. Teatr to jednak nie tylko aktorzy czy reżyserzy, to także całe zaplecze administracyjne i techniczne, dlatego w ramach programu zadebiutuje "gwiazda wśród monterów" - pan Tadeusz, który zaprezentuje monolog Nosa. Debiut okazuje się niezbyt udany: zażenowany występem przed publicznością pan Tadeusz niewyraźnie czyta ze zmiętej kartki. Strofowany przez narratora monter zostaje zastąpiony przez Macieja Namyślę, który ma uratować sytuację. Początek spektaklu nawiązuje do sytuacji Teatru im. Kochanowskiego w obliczu okrągłego jubileuszu. Spięcia na linii: dyrektor - związki zawodowe, personalne ataki obok anonimowych donosów, a przede wszystkim specyficzna polityka regionalna mająca lekceważyć kulturę, drastycznie zmniejszane subwencje teatralne itd. Realizacja "Wesela", angażująca niemal wszystkich zatrudnionych na etacie aktorów, stała się pretekstem do poruszenia kwestii lokalnego wariantu "sprawy polskiej", w której machinę zostali uwikłani pracownicy teatru. Nieprzypadkowo również została przywołana rola Zmitrowicz z interaktywnej farsy "Szalone nożyczki". To aluzja do zmiany polityki repertuarowej teatru, polegającej na ograniczeniu ilości tzw. ambitniejszych spektakli na rzecz komercyjnych przedstawień gwarantujących sukcesy kasowe, które pomogą załatać dziurę w budżecie.

Podnosi się kurtyna. Chór jak w transie śpiewa cicho i melancholijnie kwestię Chochoła, która będzie wracać jak refren: "Ostał ci się ino sznur". Scenografia duetu artystycznego Bracia (Maciek Chorąży i Aga Klepacka) skoncentrowana jest na planie koła obrotowej sceny. Przy linii okręgu stoją krzesła i łóżka dla gości weselnych, obok nich zgrzewki butelek z kolorowymi napojami. Państwo młodzi w centrum siedzą na krzesłach ogrodowych, ustawionych na stole. W tle widać wieniec dożynkowy, ścianę zrobioną z bloków słomy, dmuchane dziecięce baseny z palmami. Jest kolorowo i absurdalnie. Nad wszystkim góruje metalowa konstrukcja, szkielet bronowickiej chaty. Postaci, pogrążone w letargu, czasem nagle ożywają, zaczynają bawić się, biegać, wszystko zostaje wprawione w ruch jak w kalejdoskopie. Do widza docierają tylko strzępy słów dramatu. Akcję przerywa co jakiś czas głos narratora, który po podniesieniu kurtyny przestaje być dla widza anonimowy - widać go w niewielkim oknie w ścianie bloków słomy, górującego ponad wszystkim i wszystkimi. Okazuje się Chochołem - symbolem uśpienia narodu, a równocześnie tym, który jest świadom mechanizmów rządzących światem i toczącym się spektaklem. Pełni on funkcję zabawiającego konferansjera i osoby wprowadzającej widza w temat. Przywołuje stylem mówienia różne znane osoby (m.in. Krystyna Czubówna, Gustaw Holoubek), opisuje widzowi wydarzenia, których przed chwilą był świadkiem. Nie można być jednak pewnym, czy ów Chochoł-narrator jest wyłącznie komentatorem, czy może ma w tym świecie władzę demiurga (np. prosi technicznych o zmianę muzyki). Wtrąca również liczne metateatralne żarciki, których komizm polega na odwoływaniu się do konkretnych osób związanych ze środowiskiem, np. życzenie widzom "mądrego odbioru" odnosi się do komunikatu nadawanego za dyrekcji Jana Klaty w Narodowym Starym Teatrze; gdy narrator mówi, że każda aktorka chciała grać Rachelę, wymienia m.in. Dorotę Segdę; wspomniana stylizacja na Holoubka ma wydźwięk parodystyczny. Kwestie bohaterów przeplatane są wciąż szkolnymi brykami czy hasłami rodem z Wikipedii, wyczytywanymi przez ubranego w dres Stańczyka. Niegdysiejszy narodowy symbol mądrości bezrefleksyjnie cytuje informacje z Internetu. Jeśli mędrzec upadł tak nisko, kondycja narodu nie może być dobra. Wśród gości weselnych znajdują się również maturzyści - rzekomo typowi reprezentanci młodego pokolenia u progu dojrzałości. Z dziecinną naiwnością licytują się, kto ma trudniej w szkole, a ich największym zmartwieniem jest przebrnięcie przez maturę i zadbanie o własne korzyści. Zdemotywowani brakiem perspektyw w kraju, nie podejmują starań o lepsze jutro narodu, lecz planują emigrację, licząc na to, że poza krajem znajdą prawdziwą wolność i spełnienie marzeń. Priorytetem przodków była walka o niezawisłość kraju i narodu, a w ich wydaniu walki narodowowyzwoleńcze oznaczają ucieczkę, wyzwolenie od narodu. Podkreślają to tragikomiczne hasła, wypisane na wnoszonych stopniowo transparentach: "Lepiej zmywać i balować, niż się modlić i głodować", "Życie jest gdzie indziej - Wizzair", "Gdybym miał dwa życia, jedno spędziłbym w Polsce", "Wszędzie dobrze, ale w Doniecku płacą lepiej" itd.

W finale Pan Młody (Sylwester Piechura) w otoczeniu wszystkich gości weselnych śpiewa nostalgiczny utwór Eltona Johna "Can You Feel The Love Tonight" z filmu "Król Lew". Wszyscy kołyszą się w chocholim tańcu, jak u Wyspiańskiego. Piosenka wprowadza dysonans formalny, paradoksalnie jednak, w pewien sposób stanowi przecież celne podsumowanie. "There's time for everyone / If they only learn / That the twisting kaleidoscope / Moves us all in turn" - słyszymy w jednej ze strof.

Spektakl Tomaszewskiego jest swoistą kontynuacją "Wesela", która na kanwie kanonicznego tekstu Wyspiańskiego buduje tragifarsową diagnozę współczesnego polskiego społeczeństwa. Zdaje się mówić, że tzw. "sprawa polska", u Wyspiańskiego związana z próbą odzyskania niepodległości, jednocząca naszych praojców, przybrała teraz zupełnie inny wymiar. Dziś trapi Polaków problem, jak wyzwolić się z wolnego kraju...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji