Zejście do piekła
Autor słynnego "Statku pijanego", w dziewiętnastym roku życia zniszczył wydany właśnie tom swych utworów i tym symbolicznym gestem zrywając de facto z literaturą - jak się potem okazało - na zawsze, rzuca się w wir przygód i jakby chcąc wcielić w życie losy "statku pijanego" wyrusza na morze. Zapowiedź tych egzotycznych wędrówek, podczas których poeta wcielał się kolejno w rozmaite egzystencje imając się zajęć niekiedy zgoła fantastycznych - był przecież kolejno żołnierzem, handlarzem złota i kości słoniowej, sędzią dzikiego plemienia - znajdujemy w jednej ze strof wspomnianego fantasmagoryjnego poematu:
I odtąd kąpałem się w wielkiej pieśni Morza
Przesyconej gwiazdami, śpiewanej jak muzyka,
Pożerałem toń modrą, gdzie pośród bezdroża
Zadumany topielec niekiedy przemyka.
Zanim jednak wyruszył w tę rzeczywistą podróż, odbył podróż imaginacyjną w głąb siebie, jej poetyckim zapisem jest właśnie "Sezon w piekle". W rok po setnej rocznicy śmierci Artura Rimbauda, która przypadła w ubiegłym roku, Teatr Dramatyczny wystawił sceniczną adaptację "Sezonu w piekle" w dwudziestu trzech obrazach. Był to jedyny utwór, który Rimbaud oddał do druku. Uderzająca i bardzo teatralna jest jego wizyjność, owo przekraczanie świata realnego i wyrażalnego, eksploracja ciemnych stref psychiki transformującej rzeczywistość w jej idee, a więc owych wewnętrznych piekieł, na które składały się wykreowane w obsesyjnym transie, gdzieś na pograniczu świadomości i podświadomości, realności i iluzji, wizjonerskie obrazy.
Konkretyzacja fantasmagorii "Sezonu w piekle" nie była sprawą łatwą, bo każda poezja, a zwłaszcza poezja Rimbauda mistyczna, wizyjna, ezoteryczna i nadrealistyczna zarazem, choć jednocześnie roztętniona spontanicznym przeżywaniem dotykalnej rzeczywistości, jest szczególnie trudna do przełożenia na żywe obrazy. Można było zdecydować się na aluzyjne martwe natury, na wizje ustatycznione, znieruchomiałe i zastygłe w atrapy sugerujące wprawdzie stany emocji narratora - poety, ale nie w pulsującym zmiennym rytmie, ale zatrzymane w kadrze. A więc nie film, ale fotografia. Otóż Adam Sroka, adaptator i reżyser "Sezonu w piekle", na ogół bardzo szczęśliwie go steatralizował materializując w ruchomych obrazach dramatycznych męki duszy poety, obroty jego wyobraźni udręczonej smutkiem, melancholią, rozpaczą, nicością i absurdem istnienia. Oryginalnym i trafnym założeniem tej inscenizacji było narzucenie współuczestnictwa widzom w wędrówce po wewnętrznych piekłach artysty, po których on sam Przewodnik - Poeta nas oprowadza i które ekscytują widza statycznymi lub dynamicznymi obrazami będącymi projekcją i konkretyzacją stanów świadomości z pogranicza realności i intuicji.
Trzynastoosobowa grupka widzów wchodzi najpierw do przedsionka piekła, tj. niewielkiego westybulu gdzie na środku siedzi na krześle z pochyloną głową Przewodnik-Rimbaud. Gaśnie światło i otwierają się bramy piekła, a Przewodnik zaprasza do infernalnej wędrówki, jak tradycyjny cicerone, tyleż komentujący co wywołujący z półmroku wizyjne obrazy, które ożywają pod wpływem jego słów, jak kukiełki pociągane za sznurek a potem nieruchomieją. Zgodnie z fantasmagoryjną logiką każdy aktor wciela się w kilka postaci niezauważalnie przechodząc z jednego wcielenia w drugie. Akcja rozwija się powoli, prowadzeni przez przewodnika zstępujemy w kolejne kręgi piekła, dosłownie zanurzając się w tej infernalnej aurze, osaczającej widza ze wszystkich stron. Mamy wrażenie, że zwiedzamy muzeum wyobraźni obleganej przez obsesyjne obrazy. W zasięgu wzroku i słuchu widza dzieje się kilka rzeczy naraz i może on wybierać pomiędzy nimi ta, które wydadzą mu się bardziej frapujące. Stąd świadomość, że znajdujemy się w krajobrazie myśli poety puszczonej luzem, swobodnych asocjacji. To jakby swoista wiwisekcja mózgu poety uwalniająca demony, które mu duszę obsiadły. Jednoczesność zdarzeń, w których uczestniczymy, intensyfikuje poczucie osaczenia i niesamowitość scenerii.
Do najlepszych obrazów spektaklu zaliczyłbym "Szaloną Dziewicę" w wykonaniu Małgorzaty Rudzkiej, "Bal wisielców", "Szpital i seans operacji" oraz "Lunapark i Karuzelę Wszeteczności". Przewodnika-Rimbauda dobrze zagrał Mariusz Bonaszewski. Aktorsko spektakl był bez zarzutu.