Maciej Prus, dyr. Teatru Dramatycznego: Mimo wszystko liczę na normalny sezon
Ciężkie czasy dla teatru, każdy walczy o widza za pomocą repertuaru lekkiego, łatwego i przyjemnego, a Pan gra "Szewców" Witkiewicza. To prawie prowokacja! - zwracamy się do wybitnego reżysera, szefa artystycznego Teatru Dramatycznego, Macieja Prasa.
Wszystkie moje propozycje, cały repertuar jest swego rodzaju prowokacją. Gramy. "Nie-Boską", Prousta, Ionesco. O dziwo - jak by powiedzieli niektórzy - frekwencja na tych przedstawieniach sięga 81-83 procent a na "Nie-Bosklej" przekracza założone 60 proc. Jak pani widzi, nie mówię już o walorach artystycznych, a tłumaczę się procentowo.
Tu, w Dramatycznym, zaczynał Pan na gruzach sceny doprowadzonej do upadku przez politykę i politykierstwo. Zaczynał Pan od zera. Teraz teatr ma przejść w dzierżawę polonijnej firmy "Batax", która w waszej sali wystawiła "Metro". Czy nie boi się Pan konkurencji tych fajerwerków?
- Nie boję się. Wiem, te tego typu spektakle mają chwilową nad nami przewagę: po prostu ludzie nie widzieli tego w polskim teatrze - tych efektów, tych laserów... Ale wierzę głęboko, że muszą przyjść i przyjdą takie czasy, w których widz zatęskni za dużym dramatem. Jak "Nie-Boska", jak "Szewcy". Grając ten repertuar, uprzedzam łatwe do przewidzenia utyskiwania krytyków, którzy za dwa lata będą wołać: co z klasyką? Gdzie wielki repertuar? Na czym młodzież ma się uczyć teatru?!
Jednym słowem, mimo kryzysu spowodowanego chaosem mecenatu rynku wierzy Pan, że teatr się obroni!
Wierzę i jestem pewny, że tak. Profesor Kosiński zawsze powtarzał, że kryzys teatru trwa od czasów wozu Tespisa. Mogę to tylko powtórzyć...
Wróćmy do wczorajszej premiery. Dlaczego "Szewcy" dziś?
Z dwóch powodów. Polską prapremierę "Szewców" w teatrze zawodowym dawałem 22 lata temu i teraz po prostu wracam do tego tekstu, słucham "Szewców", ich wartości... Wtedy była to rzecz mierzona aktualnością, dźwięcząca jak polityczna komedia. A dziś brzmi jak memento. W zbitce z naszym czasem III akt jest wstrząsający. Sztuka potwierdziła swoją uniwersalność, staje się przestrogą szczególnie teraz, kiedy budujemy nową społeczność, w której doświadczamy tak wielu bezprawnych działań.
Mówi Pan o swoim teatrze, o Dramatycznym?
Po odpowiedź trzeba by się zwrócić do prawników Ministerstwa Kultury.
Nie rozplączemy tego węzła gordyjskiego. Ale czy mimo wszystko liczy Pan na normalny sezon swego teatru?
Tak, liczę - co więcej pracujemy nad tym. Chcę pokazać "Metamorfozy" Owidiusza w reż. Amerykanina Michaela Hacketta, Bergmana "Szepty i krzyki", "Operetkę" Gombrowicza - tak, ponieważ chcę stworzyć pewien rodzaj kanonu. Będziemy grać "Balkon" Geneta, na małej scenie "Królową Krystynę" Strindberga, właśnie teraz (15 X) ukazuje się premiera "Ptaśka" wg Whartona, a niebawem "Mewa" Czechowa.
Te zapowiedzi pozwalają mieć nadzieje, że echo dawnej świetności powróci do tego teatru. Będziemy sekundować Panu w dziele "naprawy rzeczpospolitej teatralnej".
KRYSTYNA GUCEWICZ