Artykuły

"Co chcecie"

"Wieczór trzech króli", komedia w dwóch częściach Wiliama Szekspira, w przekładzie Stanisława Dygata na scenie Państwowego Teatru im. Aleksandra Węgierki.

"Pomnikiem jesteś bez świetnej mogiły. Żyjesz, gdyż dzieła twoje będą żyły, a my je będziemy czcić..."

O tym, jak wielki był autorytet Szekspira wśród współczesnych i jak ugruntowane od razu w świecie literackim Anglii jego znaczenie, świadczy najlepiej cytowany na wstępie fragment wiersza Ben Jonsona, wybitnego dramaturga i przyjaciela Szekspira.

Największy scenopis angielski, czarujący od paru stuleci setki tysięcy widzów swymi tragediami i komediami, mało ma Szekspir równych w świecie nowożytnym. Jego wielkość nie polega na tworzeniu coraz to nowych interpretacji scenicznych, na nowych pomysłach akcji, lecz na ich artystyczno-psychologicznym opracowaniu i rozwinięciu. Szekspir stworzył olbrzymią galerię indywidualnie zróżniczkowanych charakterów, łącząc jak nikt inny zdrowy realizm z radosną pasją życia, odtwarzając obiektywnie ludzkie życie, z jego dobrem i złem.

Poeta z niezwykłą śmiałością stawia kontrasty tragiczno-komiczne, doprowadzając napięcie aż do wybuchów humoru lub grozy, otwierając najdalsze widnokręgi myślowe i dociekając najgłębszych tajemnic bytu. "Co chcecie", czyli "Wieczór trzech króli", wesołą komedię karnawałową zamknął w 1599 roku Szekspir drugi okres swej twórczości, charakteryzujący się przewagą pełnych humoru i pogody krotochwil. Ten etap, poczynając od "Snu nocy letniej", "Wszystko dobre, co się dobrze kończy", poprzez "Wesołe kumoszki z Windsoru", "Wiele hałasu o nic" i "Jak wam się podoba" - obfituje w radosne dla Szekspira przeżycia. Spełnia się jego najskrytsze marzenie: otrzymuje tytuł szlachecki i herb. William Szekspir, trzecie dziecko stratfordzkiego rolnika i kupca, ciągnącego zyski z uprawy roli, sprzedaży zboża, drzewa i grabarstwa - ogromnym wysiłkiem przełamuje zapory stanowe dzielące go od życia i stosunków towarzyskich z wykształconą warstwą możnych.

Życie i działalność Szekspira to okres upadku feudalizmu i narodzin ustroju kapitalistycznego. W tym czasie Anglia staje się pierwszą na świecie potęgą morską, bijąc zdecydowanie "Niezwyciężoną Armadę" króla hiszpańskiego, opanowuje jedną po drugiej kolonie, dojąc początek łańcuchowi zamorskich posiadłości. Powodzenia materialne kraju przygotowały grunt pod rozwój poezji, nauki i sztuki. Królowa Elżbieta skupia na swoim dworze najzdolniejszą młodzież, w stolicy zjawia się szereg wybitnych twórców, dramaturdzy i poeci opiewają świetność Anglii.

W wieczór dnia trzech króli rozpoczyna się rok rocznie karnawał. Stąd też taki właśnie tytuł nadal poeta swojej komedii, pełnej maskaradowych powikłań, na przemian tkliwych i okrutnych dowcipów, beztroskiego wesela i miłosnych żartów.

Mistrzowsko złączone z fabułą akcji tło wprowadza od razu widza w krainę idyllicznej, a nieistniejącej Ilirii, baśniowego księstwa Orsina i Oliwii, daje pełen obraz życia jego mieszkańców. Pyszałek i karierowicz Malvolio wyszydzony przez niepozbawionych zdrowego rozsądku i humoru jowialnego Tobiasza, komicznego Andrzeja Chudogębę i renomowaną intrygantkę Marię, mądry Błazen, smutny i zamyślony filozof, wyrażający poglądy prostego ludu na wielkopańskie zachcianki, dzielna Viola, zdobywająca w przebraniu chłopca-Cezaria miłość potężnego księcia i jej brat Sebastian - to osoby komedii wyszydzającej urojone żądze, ośmieszające najmożniejszych.

Jedna z najgłębiej wyrażających ducha epoki komedii Szekspira daje wdzięczne pole do popisu reżyserowi. Swoboda przenoszenia tekstu na scenę, zbliżenie widza do ludzkich spraw komedii pozwala mu ukazać wszystkie swe możliwości i cały kunszt artystyczny.

Nie po raz to pierwszy sprawa reżyserii staje przed teatrem białostockim w szerszym aspekcie. Inscenizacja Erwina Axera, żywcem przeniesiona z warszawskiego Teatru Współczesnego, trafiwszy na zupełnie inny grunt, nie wydała dobrych owoców. Reżyser T. Kozłowski poszedł po najmniejszej linii oporu, przejmując mechanicznie cudze wzory. Toteż jego reżyseria zagubiła wszystko to, co u Szekspira najcharakterystyczniejsze. Obiektywna przyczyna polega tu na tym, ze znakomitą komedię szekspirowską wystawiono w niezwykle trudnych warunkach wykonawczych.

I tutaj musimy sobie powiedzieć o dziwnych metodach robienia prób dyskusyjnych. W teatrze im. Węgierki te próby odbywa się chyba po to, by zadośćuczynić wymaganiom Min. Kultury i Sztuki. Dyskutuje się dopiero w przeddzień premiery, co nie pozwala na zrobienie poprawek. Na próbę dyskusyjną przychodzi kto chce, nikt nie myśli o jakiejkolwiek zorganizowanej dyskusji, a co gorzej nikt nie bierze sobie do serca głosów dyskutantów. Tak więc, próba dyskusyjna, zamiast stać się wielką pomocą w pracy reżysera, jest tylko formalnością. Rada artystyczna powinna przełamać stary stosunek do krytyki widza, tym bardziej, że wiele słyszeliśmy o przejmowaniu wzorów wielkiego teatru Stanisławskiego, dobrych wzorów "Reduty" itd.

A więc o czym zapomniał reżyser? Ze sceny nie przemawia do nas prawdziwy Szekspir, pełen bajkowości, nieśmiertelnego czaru, Szekspir z okresu swej najświetniejszej twórczości, odbijającej głęboko ową epokę.

Trzeba przyznać, ze poszczególni odtwórcy ról grają z umiarem, z dobrym wyczuciem delikatności świetnego scenopisarza. Ale na tym tle jeszcze bardziej rażą wady reżyserii. ,,Wieczór trzech króli" to okres, w którym Szekspir bezkarnie kpi sobie z młodego mieszczaństwa pod wodzą purytanów.

Na scenie teatru białostockiego jedynie Błazen (Fabian Kiebicz) momentami kpi z zarozumiałego purytanina Malvolia, co jednak w całości sztuki ukryte jest zbyt już dyskretnie. Kiebicz w roli Błazna jest jednym z najlepszych odtwórców szekspirowskiej komedii. Aktor ten, który z powodzeniem pracuje nad sobą, przebył w krótkim czasie od ,,Zielonego Gila" do ,,Wieczoru" poważną rewolucję. W ,,Wieczorze" gra z umiarem, nie błaznuje, jest raczej mądrym filozofem stańczykowskiego typu błazna. Jego dowcipy nie są płaskie ani sytuacyjne, dobrze harmonizują z epoką drzemiącej na wulkanie Anglii. Razi może tylko trochę przesadne akcentowanie niektórych błazeńskich drwinek.

Sam Molvolio w interpretacji S. Golczewskiego jest szczególne dobry w momencie ostrych drwin Błazna z egzorcyzmów mniszych, to jest w najmocniejszym momencie sztuki. Szkoda tylko (i tu znów wina reżysera), ze ostrze szekspirowskiej satyry zostało stępione.

Doskonale tradycje roli Violi pomogły tylko Danucie Szumowiczównej. Jest niepokojącym chłopcem, budzi wiele czaru i poezji.

Dorota Dworzyńska dobrze opracowała role służebnej, Marii. Inteligentnie interpretuje tekst, wczuwa się w swą postać sceniczną. I Maria mogłaby się stać mocnym akcentem w sztuce, gdyby nie właśnie ,,zbytek inteligencji". Bowiem Maria w wykonaniu Dworzyńskiej to nie służebna, ale urodzona arystokratka.

Komiczna para: Sir Tobiasz Czkawka (W. Szypulski) l Sir Andrzej Chudogęba (J. Czerniawski) aczkolwiek niekiedy wywołuje burze śmiechu, bazuje wyłącznie na dowcipie sytuacyjnym, płaskim, nie starając się właściwie wygrać tak charakterystycznej Szekspirowi "filozofii komizmu".

Irena Kopczyńska jako Oliwia, pełna przekory arystokratka, doskonale nie wie czego chce. Podobną rolę miała Kopczyńska w ,,Zielonym Gilu" i, tak jak Kiebicz, tutaj wypadła o wiele lepiej. Tylko, jeżeli już robimy porównania, Kiebicz solidnie pracował nad swą rolą, a u Kopczyńskiej niekiedy przebija pewne niezdecydowanie. Pokrywa to znakomicie urokiem, czarującym otoczenie, a w gruncie tak fałszywym dla krwiożerczych feudałów 1600 roku. Ujęty tym czarem książę Orsino (J. Barburski) kocha się w Oliwii z swą całą wielkością, nie widzącą świata poza swoją miłością. U Barburskiego szwankuje jednak przygotowanie tekstu. Jest czasem niepewny i za bardzo liczy na suflera. Zupełnie nieudolnie już wygrywa moment pogodzenia się z myślą o utracie Oliwii na rzecz Violi.

Sebastian w wykonaniu samego reżysera został obsadzony bardzo nieszczęśliwie. Kozłowski, komik, jak gdyby sam kpi z własnych uniesień. To nie romantyczny młodzian, ale nieco sztywny, współczesny poszukiwacz przygód.

Porządnie przeholował swą rolę E. Laskowski jako kapitan Antonio, a to co wyprawiał razem z suflerem (słychać było do dziesiątego niemal rzędu) zasługuje na poważne zastrzeżenia. Szarżowali również za bardzo wykonawcy pozostałych, pomniejszych ról: L. Owron, Wł. Szumowicz, S. Dawczyk, Z. Mak, J. Dietrich, J. Łubiński.

Świetne dekoracje Otto Axera popsuł, można powiedzieć, teatr białostocki. Powiewająca, perkalikowa kotara, chwianie się poszczególnych elementów jak za podmuchem wiatru, hałas i bałagan za kulisami podczas pracy maszynistów - psuje nastrój bajkowości szekspirowskiej.

Po "Zielonym Gilu" i ,,Wieczorze trzech króli" czekamy teraz na dobrą, współczesną sztukę polska.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji