Artykuły

Rozbitkowie

"Triumf woli" Pawła Demirskiego w reż. Moniki Strzępki w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Szymon Kazimierczak, członek Komisji Artystycznej 23. Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Jednym z ważnych tematów mijającego sezonu była bez wątpienia wspólnotowość. Najgłośniejsi twórcy teatralni bardziej lub mniej bezpośrednio reagując na bieżące wydarzenia opowiadali raz to o wspólnotowych utopiach, innym razem o upadku wspólnot lub testowali wspólnototwórcze możliwości teatru. Na myśl przychodzi choćby "G.E.N" Grzegorza Jarzyny z TR Warszawa, w którym reżyser opowiedział o rozpadzie artystycznej komuny. Choć pokazana w jego spektaklu grupa radykalnych twórców przez swój kabotynizm i izolację od świata zewnętrznego pozostała niezdolna do działania, Jarzyna dał im w finale nadzieję na odrodzenie. W bydgoskich "Żonach stanu" tandemu Wiktora Rubina i Jolanty Janiczak, sprawdzano z kolei na ile teatr potrafi zjednoczyć widownię w protestacyjnych gestach. W zależności od przebiegu finałowej sekwencji przedstawienia, wnioski były na przemian krzepiące bądź gorzkie. Choć wiadomo przecież, że rewolucja inicjowana przez teatr należy do zjawisk wyjątkowych, z pewnością niemożliwych do zaprogramowania choćby przez najwybitniejszego artystę.

Tymczasem zaskakująco optymistyczną, niemal utopijną wizję wspólnotowości pokazali w krakowskim Starym Teatrze Monika Strzępka i Paweł Demirski. Ich "Triumf woli" zaczyna się jednak groźnie, bo od huku wielkiej burzy. Znajdujemy się u brzegu bezludnej wyspy na którą spadł samolot, o czym świadczą bezładnie porozrzucane fotele, ciężkie kufry, czy wielkie koło. W fantazji tandemu otwarcie Szekspirowskiej "Burzy" krzyżuje się z Huxleyowskim mitem nowego wspaniałego świata, ale i przypominającą "Dekameron" sytuacją snucia niekończących się historii w bezpiecznym azylu, odcinającym bohaterów od pochłoniętego zarazą świata.

Krajobraz po katastrofie, jaki oglądamy na scenie Starego staje się miejscem nowego otwarcia dla grupy rozbitków. Odnowie wspólnoty patronuje wiecznie pijany William Szekspir (Krzysztof Zawadzki), który przychodzi zza ustawionej przy wejściu na widowni bramki bezpieczeństwa i przez cały spektakl, niczym rozkapryszony trickster, przygląda się bohaterom, ironicznie komentując ich działania. Will zdaje się nie być zainteresowany wprowadzaniem porządku do nieco chaotycznej narracji spektaklu, wiodącej drogą znacznie bardziej krętą niż zwykle u Strzępki i Demirskiego. Atrybuty znane z poprzednich realizacji duetu - programowa wielowątkowość, dygresyjność, wpadający na scenę z nagła niewiarygodni bohaterowie, obdarzeni nadświadomością swego statusu - tym razem zostały spięte pomysłem banalnie prostym, który paradoksalnie nie ułatwia odbioru przedstawienia.

Bohaterowie w obliczu beznadziejnej sytuacji opowiadają sobie ku wzajemnemu pokrzepieniu historie o małych i wielkich zwycięstwach. O tym, że jeśli się chce, to się da. O (jak przewrotny to tytuł!) triumfie ludzkiej woli. Przez ponad trzy godziny na scenie Starego oglądamy korowód postaci: każda do czegoś dąży, każda ma marzenie i każda osiąga sukces. Kobieta, która zwycięża zarezerwowany dla mężczyzn maraton (Dorota Segda). Mongolski Chłopiec (Marta Nieradkiewicz), który ratuje swoją wioskę przed głodem. Samoańska reprezentacja w piłkę nożną (Małgorzata Zawadzka), która zdobywa pierwszą w historii bramkę. Indyjski robotnik, ochrzczony przydomkiem "Mountain Man" (Radosław Krzyżowski), który przy pomocy kilofa przez 22 lata wykuwa w skałach ścieżkę łączącą jego wioskę ze światem. Grupy działaczy LGBT i górników wspierające się wzajemnie w walce o swoje prawa. Na ten niekończący się ciąg sekwencji patrzy się jak na rozwinięcie finałowej sceny serialu "Artyści", w której kibole wraz z ludźmi kultury wszczęli rewoltę w obronie Teatru Popularnego. W "Triumfie woli" zaś, inaczej niż w świetnym serialu duetu, nawet racjonalistów i krytykantów, którzy usiłują popsuć wszystkim dobrą zabawę, nie sposób traktować całkiem serio: Marcin Czarnik w drugiej części spektaklu biega przebrany za znaną z "Batmana" karykaturalną postać Pingwina, zaś Anna Radwan nosi kostium bajkowej wróżki.

Spektakl w Starym mógłby zapewne trwać i osiem godzin, bo historie o pięknych sukcesach i pojednaniach ponad podziałami można by opowiadać w nieskończoność. To zresztą całkiem komfortowy koncept dramaturgiczny: pomieści każdą historię, każde najbardziej odklejone rozwiązanie reżyserskie. Stwarza to jednak pewien kłopot dla odbiorcy, który zmaga się z nadmiarem opowieści, zbytnim popadaniem w dygresje, brakiem równowagi między kolejnymi historiami.

Być może dlatego, by dodać przedstawieniu lekkości, obok galerii podziwu godnych postaci, aktorzy Starego formują w spektaklu także rockową kapelę, wygrywającą krzepiące hymny. Zespół wyspiarzy w pewnym momencie gra motyw Songhoy Blues, grupy z Mali, którą kilkukrotnie w ostatnich latach można było oglądać w Polsce podczas występów na żywo. Zespół zasłynął na świecie dzięki filmowi dokumentalnemu "They will have to kill us first", opowiadającym o opresji państwa w zachodniej Afryce i ostoi wolności twórczej, uosobionej przez lokalnych muzyków. Obecne kłopoty polskich artystów z władzami są oczywiście niczym wobec terroru panującym w Mali, ale ten hermetyczny cytat rzuca pewne światło na finałowe przesłanie "Triumfu woli", które brzmi prosto: "Nie spieprzcie tego". Sama Strzępka, po pokazie spektaklu na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych, powiedziała wprost, że te słowa dedykuje obecnemu ministrowi kultury. Po takiej wolcie ciężko patrzeć na sportretowaną w "Triumfie woli" wspólnotę inaczej: chodzi oczywiście o zespół Starego, który - jakkolwiek potoczą się krakowskie wypadki - jest w przededniu zmiany.

Znany komunał - "jeśli chcesz zmienić świat, zacznij od siebie" - Strzępka i Demirski rozpisują w "Triumfie woli" na kilkanaście scen i sytuacji. W ich przedstawieniu komunały przestają być komunałami, gdyż stoją za nimi konkretne opowieści, konkretni ludzie. Może więc takie historie należy opowiadać, skoro - jak twierdzą twórcy - polskiej kulturze brakuje pozytywnej narracji i zapominamy, że sztuka może także nieść pocieszenie w trudnych czasach. Pytanie jednak, kto kogo pociesza. Ciężko bowiem uniknąć wrażenia, że to fantastyczny skądinąd zespół Starego, momentami bawiąc się na scenie lepiej niż my na widowni, sam siebie poklepuje swoim spektaklem po plecach. Pytanie o wspólnotę wewnątrz zespołu artystycznego to jedno, co innego - budowanie faktycznego przymierza z widownią. Bo choć w mijającym sezonie teatr głównego nurtu o wspólnocie mówił bardzo wiele, zdarzało mu się jednocześnie gubić z pola widzenia publiczność.

**

Paweł Demirski TRIUMF WOLI. Reżyseria: Monika Strzępka, dramaturgia: Paweł Demirski, scenografia: Martyna Solecka, kostiumy: Arek Ślesiński, muzyka: Stefan Wesołowski. Prapremiera w Starym Teatrze w Krakowie 31 grudnia 2016.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji