Artykuły

***

Bohaterowie dramatu Ibsena pt. "Jan Gabriel Borkman" są żałosnymi ofiarami nieudanych machinacji finansowych, które tytułowy bohater przepłacił pięcioma latami więzienia i ośmioma latami dobrowolnego odosobnienia w własnym domu. Przez osiem lat żona Borkmana, jego syn, siostra żony cierpią, czekają na cud, co zmaże grzech skandalu. Skandalu, nie machinacji, bo istota cierpień tych ludzi wynika nie tyle z poczucia winy, o której zdążyli już zapomnieć, co z mechanizmów moralności, jaką nie tyle wyznają, co uprawiają. Jest to moralność mieszczańskiego zakłamania, gdzie pozór przyzwoitości zabezpiecza zdrowy sen, a pozór obowiązku wystarcza na ładne hasło na jutro i na święto. Wolny od tej moralności, jest jedynie Borkman.

Z namiętnej publicystyki pozostały dziś jedynie efektowne obrazy sceniczne, które posępną intensywnością swych dialogów przywodzą na myśl kadry z filmów Bergmana. Reżyser przedstawienia w Teatrze Współczesnym Aleksander Bardini postąpił słusznie akcentując przede wszystkim te stylistyczne podobieństwa. Odwoływał się do tego, co współczesnemu widzowi może się wydać żywe, znajome, a przez mięsistość psychologicznego rysunku - nawet fascynujące. Bo mają przecież te rozmowy sióstr w "Janie Gabrielu Borkmanie" jakąś wspólnotę atmosfery z "Krzykami i szeptami". Szczególnie, kiedy rozmawiają takie artystki, jak Halina Mikołajska i Zofia Mrozowska.

Znakomity artysta Jan Świderski nabudował na ibsenowskim tekście nowy zarys roli bardziej tragicznej niźli chciał tekst, bo Świderski gra Borkmana, który nie wierzy własnym słowom, który wie, że kłamał i że kłamie, który umiera, bo nie ma już sił na dalszą komedię życia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji