Artykuły

Mordercze podszepty zazdrości

Wreszcie udany "Makbet" - intrygująca wizja Henryka Baranowskiego

Po fali wystawień "Makbeta" inscenizacja Henryka Baranowskiego w Teatrze Śląskim jest pierwszą godną uwagi i intelektualnej refleksji.

Nie ma w niej, na szczęście, bezpośrednich odwołań do rzeczywistości, doraźnych, publicystycznych wtrętów ani rozliczeń bieżącej polityki. Poważna - jak na arcydzieło Szekspira przystało - propozycja artystyczna sięga do dna ludzkiej duszy. Czasem byle podszept starcza, by obudzić w człowieku to, co w nim najciemniejsze i skryte. Zło.

Przedstawienie Baranowskiego zachwyca, choć też wytrąca z równowagi, niepokoi, irytuje. Silnie przemawia do wyobraźni, pozwalając widzowi rozszyfrować ukryte tropy, znaczenia i cytaty - np. z widowisk Wilsona, Tuminasa, Kantora - na tyle jednak oswojone, że wpisują się w spójną autorską wizję. Atakuje nowatorskimi, plastycznymi rozwiązaniami.

Przede wszystkim jest to twórcze odczytanie arcydzieła stratfordczyka. Reżyser poszedł śladem własnej interpretacji, według której do zbrodniczych czynów popycha Makbeta (Artur Święs) nieposkromiona ambicja żony, ale i zazdrość. Bohater nie daruje Duncanowi (Adam Baumann), że nadużył jego gościnności, zażywając uciech łoża z Lady Makbet (Anna Kadulska). Nie zapomni, że i Banquo (Grzegorz Przybył) z nią romansował. Z tego związku narodził się ich syn Fleans. Ocalał dzięki matce, wysyłającej zausznika, by wykradł go z miejsca mordu.

Fernand Léger rozróżniał reżyserów "wierzących w słowo" i "wierzących w obraz". Henryk Baranowski pasuje do tej drugiej grupy. W jego sugestywnej wizji - zakomponowanej plastycznie przez fascynujące, surrealistyczne malowidłaRomana Maciuszkiewicza - aktorzy poruszają się jak w transie.

Akcja zdaje się być jedynie pretekstem dla ich utrzymanych w równych rytmach, pełnych celebry gestów, poruszeń, przemarszów, uczt i toastów. Operowy głos Białego Anioła (Joanna Woś) rozbrzmiewa z fortepianu, który z przestworzy sznurowni opada na ziemię.

Równie oniryczny charakter mają zdjęcia filmowe. Komunikują to, co niemożliwe do pokazania w teatrze, np. erupcję wulkanu. Lawa zmiatająca wszystko, co ma na drodze, stanowi tło finału. Nad pokonanym przez Macduffa (Wiesław Kupczak) Makbetem staje Malcolm (Marcin Szaforz). Strzałami z pistoletu kładzie trupem tych, dzięki którym osiągnął tron, i rozpoczyna rządy faszystowskim pozdrowieniem. Niepokojące przesłanie.

Widowisko ma dwie obsady. Makbeta gra także Anglik, Peter Tate, wypowiadający swoje kwestie w języku oryginału, a w niemym epizodzie Czarnego Anioła występuje jego rodaczka Naomi Sorkin.

Do przedstawienia Henryka Baranowskiego wraca się myślami - i to w nim najcenniejsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji