Artykuły

XXL

"Grubaska" Wandy Szymanowskiej w reż. Błażeja Baraniaka i Elżbiety Zającówny w Teatrze Miejskim w Lesznie. Pisze Marta Bryś, członkini Komisji Artystycznej XXIII Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Wystawiony w Lesznie monodram o kobiecie, która zmaga się z nadwagą i pokusą zajadania stresu, to sprawne przedstawienie, mimo że konsekwentnie omija momenty poważne albo wręcz tragiczne, chwilami uporczywie dążąc do opowieści o łapczywości zamiast realnym problemie. Nie sposób jednak nie docenić, że w teatrze w niewielkiej miejscowości publiczność otrzymuje spektakl, który próbuje nawiązać z nią dialog, stworzyć wspólnotę i oswajać codzienne, wydawałoby się banalne, lęki.

Tekst jest adaptacją opowiadania "Lardżerka" Wandy Szymanowskiej, ale tytuł zamieniono tu na bardziej swojską "Grubaskę". Zaczyna się od przybycia kobiety na dworzec, gdzie okazuje się, że pociąg do Wiednia jest opóźniony o dwieście czterdzieści minut. To pretekst, by bohaterka przedstawiła mały wyimek ze swojego życia - najpierw opowiada jak rzucił ją mąż, a gdy schudła, chciał do niej wrócić, następnie o pobycie na obozie fitness i morderczych dietach oraz poznanym na turnusie kochanku, który zapomniał powiedzieć jej, że jest żonaty. Ostatecznie kobiecie udaje się schudnąć, ale przede wszystkim odzyskać wiarę w siebie i związać się z Wiedeńczykiem, z którym wprawdzie, póki co, nie może za bardzo się komunikować, ale uczy się niemieckiego.

Izabela Noszczyk, aktorka Teatru im. Jaracza w Łodzi, ma do dyspozycji niewielką scenę pomiędzy dwoma sektorami widowni, walizkę i pojedynczą ławkę. Ewentualne zmiany miejsca akcji sygnalizowane są głównie światłem lub modyfikacjami stroju aktorki. Przede wszystkim jednak Noszczyk bez skrępowania ogrywa swoje ciało: ściska brzuch szalem, kiedy wspomina, jak próbowała wbić się w sukienkę na wieczorne wyjście z mężem, autentycznie męczy się i poci, gdy biega po scenie i ćwiczy tak jak na obozie sportowym. Do tego traktuje swoją postać z humorem, ale i czułością i empatią, szukając zrozumienia również u publiczności, często zwracając się do niej wprost lub nawiązując kontakt wzrokowy. Sprzężenie narracji z fizycznością aktorki i możliwość odczytania historii w relacji jeden do jednego w stosunku do rzeczywistości, przynosi zaskakujące efekty w postaci reakcji z publicznością. Widzowie bardzo szybko zaczynają traktować monodram jako prywatne wyznanie Izabeli Noszczyk, chętnie dopowiadają za nią kwestie, solidaryzują się, kiedy wspomina "mordercze" ćwiczenia i diety, nagradzają entuzjastycznymi brawami, gdy opowiada o pozbyciu się ze swojego życia niewspierającego i wiecznie krytykującego ją męża. Chwilami wydaje się, że spektakl ma niemal terapeutyczny wpływ na widzów (przede wszystkim na kobiety), a korzystając z pewnego autorytetu teatru - dowartościowuje tych, którzy zmagają się ze swoimi kompleksami na co dzień i oddaje im głos.

Są w tej opowieści momenty naprawdę dramatyczne, jak wspomnienia o początkach problemów z nadwagą związane z tłustą kuchnią babci, u której jako mała dziewczynka, zdecydowanie czuła się bezpiecznie i z takimi emocjami kojarzy jedzenie, czy chwilach walki z lękami, które najszybciej zagłuszyć można było słodyczami. Twórcy Błażej Baraniak i Elżbieta Zającówna wkładają historię w niepotrzebną humorystyczną ramę, którą widzowie przyjmują z większą ochotę niż sceny, w których Noszczyk wprowadza poważniejszy ton. Widać to najwyraźniej w scenie, w której kobiecie, w sytuacji ogromnego napięcia, nie udaje się zapanować nad emocjami, więc wpada do cukierni po rurki z kremem i pączki. Aktorka imituje napad z bronią, jest zapalczywa i zdeterminowana, a w dodatku towarzyszy jej westernowa melodia z filmu "Szybcy i wściekli". W ten sposób spektakl zaciera realny wymiar problemu, a przecież nie chodzi wyłącznie o łakomstwo, jako słabość, ale de facto mechanizm psychologiczny, taki sam, jak uzależnienie od nikotyny czy narkotyków.

"Grubaska" nie ma ambicji przeprowadzenia diagnozy społecznej na miarę takich produkcji jak "Super Size Me" Morgana Spurlocka czy "Raj: nadzieja" Ulricha Seidla, podejmujących podobny temat. Jest skromnym i sprawnym spektaklem, w którym warto dostrzec i docenić bezpretensjonalność komunikacji z widownią. Nawet jeśli chwilami jaki się jako naiwna, to z pewnością jest uczciwa.

--

Wanda Szymanowska GRUBASKA. Reżyseria: Błażej Baraniak, Elżbieta Zającówna, kostiumy: Aleksandra Szempruch, muzyka: Damian Lindner, reżyseria światła: Sebastian Nowicki. Premiera w Teatrze Miejskim w Lesznie 3 grudnia 2016.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji