Artykuły

Piotr Cieplak: Musimy odrobić lekcję, zanim wytniemy wszystkie drzewa

- Wkroczywszy na scenę, czyli do Europy, prostaczek Kicio nie może dłużej zachowywać swojej mniemanej niewinności. W konfrontacji z salonem musi uznać Europę z całą jej komplikacją i subtelnością. Czyli, dobitnie mówiąc, musi uznać, że istnieje Komisja Wenecka! - rozmowa z Piotrem Cieplakiem, reżyserem "Porwania Europy" Jarosława Marka Rymkiewicza w Teatrze Śląskim w Katowicach.

"Porwanie Europy" to mało znana sztuka autorstwa Jarosława Marka Rymkiewicza, którą napisał 40 lat temu z okładem. W Teatrze Śląskim jej prapremierę przygotowuje Piotr Cieplak, reżyser Teatru Narodowego w Warszawie. Przedstawienie w piątek o godz. 19.

Akcja "Porwania Europy" dzieje się na francuskim dworze. Piękna Europa, córka arystokratów Pompadurów, nie wyjść za mąż za delikatnego angielskiego księcia. Woli mołdawskiego kniazia, który okaże się anarchistą. W samo serce miłosnych perypetii na scenę z impetem wkroczy Kicio, zbuntowany i zdezorientowany widz. Podczas gdy arystokraci tańczą walca, świat szykuje się do rewolucji, która zmieni jego oblicze.

Dlaczego reżyser sądzi, że jest to tekst, mimo upływu czasu, bardzo aktualny i z racji konwencji farsy, atrakcyjny dla widza? Przeczytajcie w poniższym wywiadzie.

***

Rozmowa z Piotrem Cieplakiem [na zdjęciu]:

Marta Odziomek: Krytycy nazywają pana jedynym w polskim teatrze poszukiwaczem metafizyki i Boga. Lubi pan też robić spektakle o kondycji Polaków. A w Teatrze Śląskim reżyseruje pan mało znaną... farsę?

Piotr Cieplak: - Ale to jest farsa o metafizyce! I o Polakach. Polakach w Europie. Więc wszystko się zgadza (śmiech). A swoją drogą, taka etykieta "jedynego poszukiwacza" doprowadza mnie do szewskiej pasji. Przecież wszyscy szukają, tylko każdy po swojemu. A już zupełnie wkurzają mnie ci, którym się zdaje, że znaleźli. Tych się boję. Tak samo jak tych, którzy wiedzą kto jest a kto nie jest Polakiem.

W jaki sposób farsa może dotykać metafizyki?

- "Farsa" ma w języku polskim dwa odcienie. Oznacza coś zabawnego, komedię omyłek, teatralną lekkość formy i brawurowe tempo. Ale możemy nazwać "farsą" również jakiś bolesny idiotyzm. Na przykład - o obecnym Trybunale Konstytucyjnym jestem gotów powiedzieć, że to farsa, znaczenia i gesty pozorne lub fałszywe, a jednocześnie rzeczywiste. Było wielu naprawdę mądrych ludzi, którzy cały świat nazywali snem wariata, czymś niepojętym i towarzyszył im farsowy śmiech. Z farsy blisko do głębokich pytań o sens i porządek naszego żywota.

Rymkiewicz czerpie z wzorca farsy najdoskonalszej, czyli ze "Słomkowego kapelusza" Eugene'a Labiche'a. Na nią też powoływali się Eugene Ionesco i Samuel Beckett, wielcy twórcy teatru absurdu. W tym tekście tkwi ich rodowód.

Dobrych parę lat temu wystawiałem "Słomkowy kapelusz" w Teatrze Powszechnym w Warszawie, więc mam przetarcie. Wtedy musiałem trochę majstrować z tekstem, stosować powtórzenia, skracać, cytować. Rymkiewicz, pisząc swoją sztukę w 1970 roku, sam z siebie, idealnie wypełnił wszystkie moje redakcyjne intuicje. "Porwanie Europy" to doprawdy sztuka okropnie śmieszna. Z gorzkim, smutnym dnem.

No dobrze. Więc co jest w niej śmieszne?

- Lądujemy w europejskim salonie Pompadurów. Sztucznym i "przerasowionym" do szpiku kości. Ręczę, że Andrzej Witkowski - scenograf i autor kostiumów - ma poczucie humoru. Pompadury wydają za mąż swoją córkę Europę. Europa, przywiązana za nogę do kanapy szamoce się między nie-dość-męskim Kensigtonem, a zbyt-męskim Spirydonem, kniaziem z Mołdawii. Już jest zabawnie, a jest jeszcze bardziej, kiedy na scenę wkraczają, ni z gruchy, ni z piertuchy, Kicio z Kiciową - Polacy. Na salony Pompadurów wkraczają Nasi! No i się dopiero zaczyna! Kołomyja zmian ról, przebieranek, porwań i pomyłek.

Wszyscy - jak jesteśmy - uważamy, że mamy poczucie humoru, a tylko w praniu okazuje się, że nie wszyscy i nie zawsze. A zwłaszcza, kiedy przychodzi do śmiechu samych z siebie. Robię takie zastrzeżenie, żeby powiedzieć, że ta farsa jest po mojemu sakramencko śmieszna.

A co tu jest smutne?

- To, że w farsowej gonitwie, w teatralnym śmiechu i zabawie, nasi bohaterowie pozamieniali się kostiumami i już nikt nie wie kim jest, kogo ma grać i co myśleć. Nasz ulubiony prostaczek Kicio też się zagubił. Jego wkroczenie na salony nie jest bezkarne. Na nowo, a może po raz pierwszy musi zadać sobie pytanie kim jest?! A z odpowiedziami nie jest tak prosto. Dotyczą każdego z nas, w szczególności w świecie "post". Co nas stwarza - Facebook? Moda? Tradycja? Czyja tradycja? Polska? Która Polska? Kościół? Który Kościół? No i masz babo placek. No i jesteśmy w metafizyce. Powiedziałbym, że "Porwanie Europy" to jest traktat o zagubieniu się w konwencjach, rolach i szukaniu nowych.

Jest jeszcze Europa w tytule. Temat bardzo na czasie - można rzec.

- Dokładnie. Bo na te osobiste, indywidualne wybory nakładają się jeszcze te wszystkie Brexity i Polexity, Trumpy i Le Peny, Orbany i Kaczyńscy. Kontekst nie tyle polityczny, co społeczno-kulturowy.

Wkroczywszy na scenę, czyli do Europy, prostaczek Kicio nie może dłużej zachowywać swojej mniemanej niewinności. W konfrontacji z salonem musi uznać Europę z całą jej komplikacją i subtelnością. Czyli, dobitnie mówiąc, musi uznać, że istnieje Komisja Wenecka!

Co na to Europa, która u Rymkiewicza nie chce konwenansu?

- Europa w tej sztuce jest kapryśną kobietą. Chce się wyrwać ze sztuczności, z pustej formy salonu Pompadurów. Dla niej Kicio jest "pierwszym człowiekiem." W połowie drogi spotykają się dwa żywioły.

Czy pan się obawia co o panu napiszą, tak jak obawiają się tego bohaterowie farsy?

- Po cichu liczę na to, że uda mi się w przypadku tego spektaklu zrealizować niełatwy w gruncie rzeczy postulat. Żeby złapać dwie sroki za ogon. Chciałbym dostarczyć powody, aby serdecznie roześmiać się i jednocześnie nie obrazić ludzi myślących. To sporo. I ambitnie. Rymkiewicz wysoko zawiesił poprzeczkę.

Rymkiewicz pisał tę sztukę 47 lat temu. O co mogło mu chodzić wtedy a co chodzi panu dziś?

- Wydaje mi się, że w szarym, głębokim komunizmie pytania o polską europejskość były bardziej abstrakcyjne, wręcz rozpaczliwe. Pytania Polaka i Francuza znaczyły wtedy zupełnie coś innego. Tak sobie tłumaczę tak długą nieobecność "Porwania Europy" na scenie.

Dziś to nie jest abstrakt. Jesteśmy w Europie, ale musimy zadać sobie ważne pytanie - czy z tą Europą łączą nas dopłaty, czy wartości? No i rodzą się niestety pytania o to, czy dalej chcemy w niej być. A z naszego, polskiego punktu widzenia pytania o Europę, to również pytania o polskość! Polskość rozumiana współcześnie to pytania o prawa obywatelskie, ekologię, samorządność. Dzisiejsze decyzje polityczne zadecydują o tym, gdzie Polska będzie przez najbliższe sto lat.

Musimy wykonać pracę, odrobić lekcję z bycia polskim Europejczykiem. Trzeba ją odrobić, zanim wytniemy wszystkie drzewa

Dla nas obecność w Europie, twórcza, nie obstrukcyjna, to być albo nie być. Albo jesteśmy za Komisją Wenecką i wtedy rozumiemy polskość w sensie europejskim, albo nie jesteśmy. Jak nie jesteśmy, to jesteśmy, ale w stepie. Tam, gdzie kniaź mołdawski Spirydon, jeden z bohaterów spektaklu.

I ten rozłam w Polsce na dwie polskości dziś widać.

- I dobrze. Podzielmy się, pokłóćmy. Nie ma to tamto! Nie lamentuję nad rozłamem, on jest nieuchronny, konieczny, widoczny. Nudzi mnie Fredro ze swoim "Zgoda, zgoda, a Bóg wtedy rękę poda!" Musimy wykonać pracę, odrobić lekcję z bycia polskim Europejczykiem. Trzeba ją odrobić, zanim wytniemy wszystkie drzewa!

Premiera "Porwania Europy" w piątek 7 kwietnia o godz. 19 w Teatrze Śląskim w Katowicach. Kolejne spektakle odbędą się w dniach między 8 a 11 kwietnia. Bilety: 20-60 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji