Artykuły

Sukces czy klęska

Opera Wrocławska rozpoczęła sezon od nowej edycji opery Giuseppe Verdiego "TRAVIATA". Nowa scenografia Xymeny Zaniewskiej, nowa inscenizacja i reżyseria Adama Hanuszkiewicza, również nowa interpretacja muzyczna dyrygenta José Marii Florencio Juniora i nowa choreografia Emila Wesołowskiego.

Plotki towarzyszące temu przedsięwzięciu potęgowały zainteresowanie. Wszyscy oczekiwali czegoś szokującego bądź skandalicznego, czegoś, co będzie jednoznaczne z klęską lub z sukcesem. A jak było?

Już od pierwszych taktów operowego wstępu było inaczej. Pantomimiczna scena rozgrywana na tle muzyki była zapowiedzią przyszłego dramatu. Stworzone przez Hanuszkiewicza nieme postacie - diabolicznego Maestro di cerimonia i Magdaleny - określiły charakter całego spektaklu, oscylującego między symboliką, baśniowością i farsą. Była to więc inna "Traviata" niż ta, do której przywykliśmy. Czy jednak była aż tak szokująca jak głosiły plotki?

W moim odczuciu nie było nic takiego, a nawet odniosłam wrażenie jakby reżyser wycofał się ze swoich zamierzeń w połowie drogi. Dlaczego, na przykład Alfred w duecie miłosnym rozbierany przez Violettę pozostał w smokingowych spodniach, a nie w dezabilu jak ona? A swoją drogą żal mi było Violetty, że mając tak piękne suknie przez większą część spektaklu paradowała na scenie w "sznurówce", co zapewne nie ułatwiało jej jakże trudnego zadania aktorskiego i wokalnego. No, ale to chyba właśnie miał być ten szok

Największą rolę w tej inscenizacji - moim zdaniem odegrała symbolika rekwizytów i kolorów. Huśtawka, pejcz, czerwone, białe i czarne róże. Białe, czerwone i czarne kostiumy, tym razem szczególnie wyszukane i zwracające uwagę swoim bogactwem. Również kontrasty w ogólnym nastroju poszczególnych scen podkreślała kolorystyka. Wszystkie sceny liryczne były "białe". Kontrastem dla nich były sceny "czerwone" o charakterze orgiastycznym i "czarne" będące symbolem nieuniknionego przeznaczenia. A więc białe, czerwone i czarne, a także huśtawka, na której huśtała się Violetta pomiędzy swoim życiem i śmiercią, to główne elementy teatralności tego spektaklu.

A co się stało z "Traviatą" Verdiego?

Intencją reżysera było wydobycie właśnie muzyki na plan pierwszy... "bowiem to muzyka jest bohaterką "Traviaty", a nie Violetta". Moim zdaniem stało się chyba inaczej. W tym całym zagęszczeniu scenicznym muzyka gdzieś uciekła, chociaż trzeba przyznać, że dyrygent zrobił wszystko, żeby wydobyć z dzieła Verdiego całą muzyczną treść. Przygotował ten spektakl bardzo starannie. Ciekawym pomysłem było zastosowanie nagrania, które zmieniając akustykę słyszenia było dodatkowym elementem dramaturgicznym. Wiele kontrowersji wzbudziło obsadzenie w partii Violetty Aleksandry Lemiszki, bowiem nie jest ona sopranem koloraturowym, jaki zwykliśmy łączyć z tą partią. W związku z tym stworzyła ona muzycznie inną postać. Muszę jednak przyznać, że po bohatersku wywiązała się z bardzo trudnego zadania. Również Sylwester Kostecki dobrze zaprezentował się w partii Alfreda. Podobał mi się także Maciej Krzysztyniak w partii ojca, był on - moim zdaniem - najbliższy tradycjom muzycznym tej opery.

Nowa edycja "Traviaty" Verdiego spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem premierowej publiczności. Czy ton sukces uda się powtarzać na zwykłych przedstawieniach z udziałem miłośników tej opery? Tradycją tego dzieła jest bowiem to, że sukces idzie w parze z klęską. Jak będzie tym razem - zobaczymy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji