Artykuły

Warszawa. WOK oddłużona, ale gigantyczne zwolnienia i tak będą

Po zapowiedzi grupowych zwolnień w WOK wrze. Pracę ma stracić ok. 60 proc. pracowników. Oferta współprowadzenia WOK złożona przez ministra kultury pozostaje bez odpowiedzi, a plany dyrektorki WOK Alicji Węgorzewskiej są mgliste. A te konkretne oburzają artystów.

O honorową rezygnację z funkcji p.o. dyrektora Warszawskiej Opery Kameralnej chcą zwrócić się do Alicji Węgorzewskiej związki zawodowe tej instytucji, w tym "Solidarność". Zarzucają jej brak przygotowania, utratę kontroli nad działalnością WOK i notoryczne łamanie regulaminu i prawa pracy. W WOK na dniach ma się rozpocząć kontrola Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie.

W teatrze trwa opór pracowników przed zwolnieniami grupowymi, które zapowiedziała Alicja Węgorzewska, śpiewaczka i felietonistka "Gazety Polskiej", od października 2016 r. dyrektorka WOK. Zwolnienia mają się zacząć 18 kwietnia - pracę straci 149 osób, w tym 134 artystów, śpiewaków i muzyków orkiestrowych. Likwidacji ulegną etaty dyrygentów oraz cała orkiestra Sinfonietta WOK.

3 mln zł na długi

Dotarliśmy do urzędowej informacji podpisanej przez wicemarszałka Wiesława Raboszuka. Wynika z niej, że sejmik województwa mazowieckiego zgodził się przekazać dla WOK 3 mln zł na spłatę długów, które zaciągnął poprzedni dyrektor teatru Jerzy Lach.

Po co więc aż tak drastyczne zwolnienia, skoro teatr utrzymuje płynność finansową? Przypomnijmy, że zadłużenie było jednym z argumentów Alicji Węgorzewskiej za przeprowadzeniem redukcji zatrudnienia w teatrze.

Obecnie w WOK na etacie pracuje 255 osób, w tym 40 osób w administracji. Etaty pochłaniają 61 proc. kosztów instytucji utrzymywanej z dotacji wynoszącej niewiele ponad 16 mln zł. Przeciętna pensja muzyka w WOK po 20-30 latach pracy wynosi 2,7 tys. zł brutto.

Ile kosztuje zagraniczny śpiewak?

Pracowników bulwersują wypowiedzi Alicji Węgorzewskiej, która w ramach oszczędności zamierza zatrudniać śpiewaków z zewnątrz (zwolni wszystkich 55 etatowych). Zapowiadała m.in. występy Aleksandry Kurzak i Artura Rucińskiego, śpiewaków o międzynarodowej renomie, na Festiwalu Mozartowskim w czerwcu. - Jakie to oszczędności, skoro tacy soliści biorą czasem 30-50 tys. zł za jeden występ? - pyta skrzypaczka Aleksandra Knitter-Sikora z "Solidarności" WOK.

Niektórzy ze zwolnionych solistów i muzyków orkiestrowych WOK mają być w przyszłości zatrudniani na umowę o dzieło, ale jako rezerwowi. Nawet takie gwiazdy jak sopranistka Olga Pasiecznik. - Zapowiedziano, że mamy jedynie zastępować zagranicznych bądź polskich solistów z zewnątrz, których dyrekcja zaprosi na Festiwal Mozartowski. Mimo zatrudnienia na umowę o dzieło i tylko jako druga obsada mamy być obecni na wszystkich próbach. A ja te role śpiewam przecież w WOK od prawie 30 lat, podobnie jak koledzy - mówi Pasiecznik.

Minister oferuje pomoc. Marszałek milczy

- Dyrektor Węgorzewska od kilku miesięcy konsekwentnie ignoruje pytania związków zawodowych. Nie odpowiada na pisma, unika spotkania - mówi Krzysztof Trzcionkowski, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Polskich Artystów Muzyków Orkiestrowych (ZZ PAMO).

Rozmawiać nie chce również marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik (PSL), któremu podlega WOK. W lutym ofertę dotyczącą współprowadzenia WOK złożył marszałkowi minister kultury Piotr Gliński. Zadeklarował on, że resort będzie partycypował w kosztach prowadzenia WOK w jednej czwartej jej budżetu.

- Na początku marca w rozmowach z nami wiceminister Wanda Zwinogrodzka powiedziała, że ministerstwo zarezerwowało dla nas te 4,5 mln zł - podkreśla Alicja Bator ze związków zawodowych WOK. - Z sobie tylko znanych powodów marszałek Struzik nie chce się zgodzić na współprowadzenie WOK przez ministerstwo - komentuje Krzysztof Trzcionkowski z ZZ PAMO.

Opór marszałka jest w tej sprawie kluczowy. Trwający wiele miesięcy spór pracowników Opery Bałtyckiej w Gdańsku z jej dyrektorem Warcisławem Kuncem został rozwiązany niedawno tylko dzięki mediacji marszałka województwa pomorskiego Mieczysława Struka, który też początkowo ignorował konflikt.

29 marca ma dojść do konsultacji między dyrektor Węgorzewską a związkami zawodowymi w sprawie sposobu przeprowadzenia zwolnień i wysokości odpraw. To już drugi termin rozmów.

Repertuar bogaty, ale program ubogi

Sytuacja WOK jest dotkliwa także dla melomanów. Teatr gra coraz mniej. Wśród dziewięciu marcowych spektakli były głównie przedstawienia dla dzieci, opery w wersji koncertowej (bez inscenizacji) i koncerty.

Powtarzane są wybrane opery Mozarta: na początku kwietnia ma być grany "Don Giovanni" (dwa przedstawienia) z udziałem studentów Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie, w maju - "Wesele Figara" (dwa) i "Czarodziejski flet" (dwa). Ponadto jednoaktowa opera "Służąca panią" Pergolesiego. W czerwcu będzie pojedyncze wznowienie "Operetki" Michała Dobrzyńskiego. Jedyna przygotowywana premiera to zrealizowane przez teatr marionetek "Uprowadzenie z seraju" Mozarta w wersji dla dzieci.

To wyjątkowo mało jak na teatr, który ma w repertuarze kilkadziesiąt tytułów, od baroku po współczesność. Nadal nie jest znany dokładny program Festiwalu Mozartowskiego, wymienia się 10 tytułów, z mniej znanych "Askaniusza w Albie", "La finta giardiniera", "La finta semplice" i "Bastien i Bastienne" w wersji dla dzieci.

Festiwal Mozartowski ma się zacząć w czerwcu, ale nie wiadomo, kto ma na niej śpiewać.

Dyrekcja nie informuje o tym ani pracowników, ani widzów WOK. Tydzień temu Jacek Laszczkowski, doradca Węgorzewskiej, zapowiedział tylko, że "Czarodziejski flet" pozostanie w dotychczasowej, WOK-owskiej obsadzie.

- Celem dyrekcji jest wypchnięcie nas na umowy śmieciowe i stworzenie w WOK sceny impresaryjnej, bez stałego zespołu, bez własnej działalności artystycznej, wystawiającej jedynie zewnętrzne produkcje, tzw. eventy - uważa Alicja Bator.

"Armida" polska czy austriacka?

Dyrektor Węgorzewska zapowiada na przyszły sezon polską premierę barokowej "Armidy" Jana Baptysty Lully'ego, na którą udało jej się pozyskać dotację z Ministerstwa Kultury w wysokości 161 tys. złotych. Sęk w tym, że na pomysł wystawienia tej barokowej opery francuskiej wpadł kto inny - klawesynista i dyrygent Władysław Kłosiewicz.

Rok temu Kłosiewicz zgłosił projekt Jerzemu Lachowi, ówczesnemu dyrektorowi WOK: premiera "Armidy" miała się odbyć 10 marca w Teatrze Stanisławowskim w reżyserii Natalii Babińskiej, z choreografią Emila Wesołowskiego i pod dyrekcją Kłosiewicza. Tytułową rolę miała śpiewać Olga Pasiecznik.

- Gdy w październiku pojawiła się w teatrze dyrektor Węgorzewska, wraz z doradcą Jackiem Laszczkowskim bardzo się ucieszyli z tego pomysłu, ale zasugerowali przeniesienie premiery na listopad 2017 r. Zgodziłem się - mówi Kłosiewicz. - Do Ministerstwa Kultury złożono wniosek o dofinansowanie. Nie uczestniczyłem w jego pisaniu, ale ufałem Laszczkowskiemu, że bierze mnie pod uwagę w tym projekcie. Pod koniec lutego dowiedziałem się, że we wniosku zgłoszono innych realizatorów: dyrygenta Benjamina Bayle'a i reżyserkę Christinę Colonnę. Natomiast zachowano ułożoną przeze mnie obsadę. Mnie w tym projekcie nie ma. To przekroczenie wszelkich norm etycznych.

Istotnie, Laszczkowski zapowiedział sprowadzenie do WOK gotowego spektaklu "Armidy" zrealizowanego dwa lata temu w Innsbrucku przez włoską reżyserkę i choreografkę Dedę Cristinę Colonnę.

Natomiast Władysław Kłosiewicz jest na liście osób przeznaczonych do zwolnień - jego stanowisko dyrygenta WOK zostanie zlikwidowane razem z pięcioma innymi etatami dyrygenckimi w operze.

- Od 50 lat Warszawska Opera Kameralna produkowała własne przedstawienia siłami polskich reżyserów, dyrygentów i śpiewaków. I teraz mamy pokazywać cudzy dorobek? - denerwują się pracownicy WOK.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji