Artykuły

Cuda po gruzińsku

"Sztuka polityczna" w Teatrze Polskim w Bydgoszczy, pod op. artyst. Adama Orzechowskiego. Pisze Janusz Milanowski w Gazecie Wyborczej-Bydgoszcz.

Groteska z mieszanką czarnego humoru. Skąd ją znamy? Z Bałkanów po upadku Jugosławii. Podobnie jak artystycznie nagięty patos, egzaltacja i paranoja.

"Urodziłem się w kraju, w którym ludzie czują intensywniej, niż gdziekolwiek na świecie" - te słowa Emira Kusturicy o Bośni mógłby powtórzyć gruziński dramaturg Łasza Bugadze. Jego "Sztuka polityczna", chcąc nie chcąc, bardzo kojarzy się z klimatem twórczości reżysera "Undergroundu". Być może sprawiło to podobne, geopolityczne piekło. Najwyraźniej rewolucja w Gruzji spowiła jej mieszkańców podobnym absurdem jak Chorwatów, Serbów i Bośniaków po rozpadzie Jugosławii. Uwolniła niepewność, bowiem z mechanizmów wolności w słabym państwie najlepiej korzystają szumowiny. Młody, 27-letni, Bugadze swoją "Sztuką" opisał dramatyczny syndrom dający znać o sobie w krajach spustoszonych dyktaturami: brak przywódcy, jakiegoś punktu odniesienia, czy ideału scalającego więzi.

Ludzie prości nie potrafią odnaleźć się w dezynwolturze, która spadła z nieba. Cóż wtedy robią? W najgorszych wypadkach grabią, piją, skaczą sobie do oczu. W końcu, nie mogąc znieść absurdu i niepewności, kreują pomazańca. I wtedy zaczyna się show.

Tak jest w "Sztuce politycznej" Bugadze. Pomazańcem, świętą panienką staje się 19-letnia Cicina (Karolina Liminowicz). Typowa nastolatka w typie punkowym (glany, skóra i fryzura) nocami widzi świętych, którzy mówią jej, że ma "doprowadzić do normalizacji konfliktu rosyjsko-czeczeńskiego". Cicina jak natchniona powtarza wiersz-manifest o pokoju, wolności, itp. Dla jej najbliższego otoczenia to przejaw braku chłopa albo comiesięcznego kłopotu. Wezwany do niej weterynarz, pijany w sztok (Wojciech Świeboda, bardzo zabawny) stwierdza, że Cicina ma chłopaka w Czeczenii i stąd jej majaczenia. Wywożą ją w końcu do Tbilisi, gdzie zaczyna czynić cuda po gruzińsku: resocjalizuje terrorystę, uzdrawia narkomana, nawraca parę gejów na powszechną orientację, wyzwala też maniakalnego onanistę z nałogu.

Tyle słowem streszczenia. Spektakl zrealizowany pod opieką artystyczną szefa Teatru Polskiego Adama Orzechowskiego operuje formą bulwarową, bardzo żywiołową, czasami jak z dell'arte albo wprost z kabaretu. Akcja przedstawienia ukazywana jest w kolejnych odsłonach, prowadzona przez zmieniającego się narratora, aktorzy zaś grają po kilka ról.

Dużo w tym spektaklu humoru rubasznego, wręcz z przysłowiowej grubej rury. Aktorzy z dużym wyczuciem serwują widzom jego odcienie, bawiąc się momentami granymi postaciami - jednak że z pożytkiem dla publiczności. A premierowa publiczność miała swojego protagonistę, zanoszącego się iście obłędnym, mocnym śmiechem. Artykułowała go Monika Obara, debiutująca tydzień wcześniej rolą Merylin Mongoł. Czyżby o efekt sitcomu tu jeszcze chodziło? Program przedstawienia nie wymienia jednak głosu z sali.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji