Artykuły

"Okapi" w Sali Prób

Kontekst, psia jego, wszech­władny jest. Niejednego wieszcza poturbował, niejedno arcywymyślne arcyproroctwo skapcanił w politurowaną ramotę. Ekshibicjo­nizm autoironii kastrował, prze­nikliwe diagnozy oślepiał, nie­ustraszone konstatacje przeganiał opłotkami. Z kontekstem trzeba ostrożnie, łatwo się pokaleczyć. Nawet wówczas, gdy Wielkometaforyczna Ponadczasowość wpisana w didaskalia a priori odkorkowuje problem tak zwa­nej aktualności. A może zwłasz­cza wówczas. Grochowiak napi­sał Okapi trzynaście lat temu. Przegalopujmy myślą te trzyna­ście polskich lat, trzynaście zim. Zdarzyło się przecież to i owo, jakieś słowa straciły swą moc czarnoksięską, inne ją zyskały, jakieś pojęcia złajdaczyły się do cna, inne wreszcie z łajdactwa podniesiono.

Okapi w Dramatycznym, trochę odkurzona i trochę przetrze­pana, nie ma jednak ani odrobi­ny blasku, nie wzbudza echa, brzmi dysonansem. Kiedyś, w zamierzchłych czasach lat siedemdziesiątych była modną i nieźle przykrojoną do gustów, potrzeb i możliwości opowieścią z morałem, co to "zmuszał do refleksji". Dzisiaj postarzała się straszliwie, pod każdym niemal względem. Konwencji, języka i - co gorsza - problemu. Oto żałosna katarynka historii kręci się dzięki zdziecinniałym niedo­rostkom rozwrzeszczanym górno­lotną paplaniną, dzięki zakom­pleksionym trąbizupkom, dzię­ki mężczyznom. A rozsądek .trwania, ciepła i solidna mądrość podniesionej do sacrum biologii to kobieta. Matka, kochanka i praczka. Ona nie musi rozumieć, bo ona wie. Pojęcia abstrakcyjne jak polityka, wicepolityka czy ćwierćpolityka to głupstwa dla zaślinionych uzurpatorów, dla mężczyzn. Polityka to ich świat. Świat infantylnych niedorzecz­ności, wartości prymitywnie skomplikowanych, sztucznie sublimowanych ku kabotyńskim wyżynom królestwa i błazeństwa. Bo każdy z nich jest królem, błaznem i katem w jednej oso­bie. Człowiekiem jest kobieta.

Pozornie ma więc Okapi szczę­śliwsze rozwiązanie dramaturgi­czne niż Dürrenmattowska Zwło­ka, gdzie oskarża świat mężczyzn o politykę, wojnę i zbrodnię strupieszała Rosagrande, wiedźma, diablica, majestatyczna i ohydna prakobieta. U Grochowiaka nie ma tego łamańca po­jęć, nosicielką życia jest istota żywa, przytulna, z gorącym ro­sołem i cycami jak dzwony. Mó­wię "pozornie", bo - jak nie przekonuje mnie wizja Dürrenmatta - tak samo laboratoryj­nie wyhodowana wydaje się me­tafora Okapi. Co z niej dziś wy­nika? O czym jest dziś ta sztu­ka? O tym, że polityka rzecz brudna - i śmierdzi, a lud prosty, zdrowy i siermiężny chce spoko­ju?

Okapi pokazana dziś przymie­rza się do problemów zupełnie egzotycznych, a raczej niepraw­dziwych, z mozołem wykoncypo-wanych za biurkiem zupełnie in­nej rzeczywistości, jest alegory­cznym wycinkiem całkiem inne­go świata, innej galaktyki. Świa­ta, którego pojęcia i wartości nie tyle może straciły sens w swej istocie, ile gubiąc kontekst, pun­kty odniesienia, egzemplifikację i cel stały się puste, nieobecne, niezdolne walczyć o obecność w naszej (mojej) świadomości. Po co ze Święconym w Boże Naro­dzenie?

Ewa Ziętek. Może dla niej na­dmuchał reżyser tę sztukę. Rola jak stodoła, aktorka jak się pa­trzy. A jednak nie wybuchło i to. Fałszywie brzmiący, nieśmieszny język postaci zmniejszył szanse do minimum, bo przecież nie ma nic bardziej ponurego niż dow­cip, przy którym widownia zie­wa. I ta prostota, prostackość, szlachetna siermiężność i ludowa, krzepka mądrość Morduchny może za blisko leżą żywiołu Ewy Ziętek. Krzyczy i dziwuje się światu na zmianę, z równą siłą i pasją, z równą aktorską naiw­nością. Wszystko zagrane mamy prosto z mostu, z dubeltówki, bez cieniowania. Jak w skeczu. Je­dynie finałowy monolog przez chwilę wywołuje dreszcz, na który czekamy. O całym przedstawieniu: nie da się niestety zbyt wiele dobrego powiedzieć. Zbyt rozwlekłe, bez tempa, nużące. Zbyt często po­brzmiewa fałszywy ton. Ale tu wróciliśmy do punktu wyjścia. Nie można zainteresować widza poruszając się w problemowej próżni, prowadząc w ciemnej sali jakąś misterną grę, która wali się przy pierwszym promie­niu światła z zewnątrz. Kilka teatrów jednocześnie sięgnęło po Okapi. Jeśli tylko z powodu potworkowatej manii rocznicowej (Grochowiak umarł dziesięć lat temu), to zgroza, biada i poruta, bo przecież mo­żna było wśród, jego dramatów znaleźć więcej niż ten harcerski w swej naiwnej szlachetności skecz przez czas odarty z fatałaszków. Nie warto do Grochowiaka sięgać rocznicowo, zemści się strasznie. Ośmieszy teatr, by teatr nie ośmieszył jego. Bo kon­tekst wszechstronny jest, w re­pertuarze nie ma więc miejsca na sentymenty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji