Artykuły

"A jednak powróce..."

Cud, jaki się zdarzył w Teatrze Dramatycznym dzięki spektaklowi "Która godzina", niestety nie pow­tórzył się po premierze sztuki "A jednak powrócę...". Teatr Dramatyczny, kiedyś jedna z najlepszych scen w kraju, od paru lat wiedzie żałosny żywot. Nie ma nic smutniejszego w teatrze niż gra do pustych krzeseł. Jedynie spektakl adresowany do nastoletnich wielbi­cieli rockowej muzyki zdołał zapełnić widownię. Wiedziano, czym można zwabić młodego widza, dla któ­rego zresztą teatry nie mają szczególnie atrakcyjnych ofert. A przecież przedstawienie sztuki Oldricha Danka: "A jednak powrócę..." śmiało można uznać za pozy­cję wartościową - nie tylko w porównaniu z repertua­rem z ostatnich lat działalności Teatru Dramatyczne­go. Niestety, rzecz, która w innym teatrze cieszyłaby się powodzeniem, tu zapewne wkrótce spadnie z afisza. Szkoda, bo są w niej i role dobre, i reżyseria zręczna, i scenografia umie połączyć szlachetną pro­stotę z funkcjonalnością, i muzyka pięknie nadaje średniowieczny koloryt. Przede wszystkim zaś (o co zresztą najtrudniej) - jest tu o czym podumać. Co cenne - tak autor jak i realizatorzy nie poddają natręt­nie tematu rozmyślań. Oni - ot, zwyczajnie - przed­stawiają przykład, jeden z wielu, mówiący o Wielkiej Grze. Wielkiej Grze jaka się toczy ponad głowami szaraczków. Co znaczniejsi mogą wprawdzie mieć poczucie, że w grze uczestniczą, co więcej: że własną grę prowadzą - ale to tylko złudzenia; ich osobista przegrana w zderzeniu z realiami będzie tym boleś­niejsza. Akcja sztuki rozgrywa się w średniowiecznej Pra­dze, na dworze praskiego biskupa Jana IV z Drażyc i pośród praskich mieszczan potajemnie grywających w kości. Potajemnie - ponieważ gra w kości w śred­niowiecznej Pradze była zakazana. Groziła za nią su­rowa kara: obcięcie reki. Ta prosta gra, gra w kości, której wynik zależy od przypadku, od ślepego trafu, choć tak drogo karana, oparta jest na czystych i wszystkim znanych regułach. Kontrastuje z nią Wielka Gra, w której stawką są losy i życie ludzi, ale zasady jej działania pozostają ciemne Kto jest jej głównym uczestnikiem? Trudno określić, łatwiej wskazać tych, którzy padają ofiarą przewro­tnych manipulacji.

Czy nowy inkwizytor przybyły z Awinionu jest tylko wykonawcą cudzych poleceń, czy raczej prowadzi własną politykę? Kimkolwiek jest Charlier (Wojciech Duryasz) jego spotkanie i pojedynek słowny z bisku­pem praskim (Jan Tesarz) jest sceną fascynującą. Jest to zderzenie bezwzględnej i piekielnej przewrot­ności, jakoby w służbie szlachetnej idei, z pełnym sła­bości - choć zarazem i poczucia własnej godności, i dumy - człowieczeństwem. Jan IV z Drażyc przegry­wa mimo wielu atutów: jest mniej wytrawnym gra­czem, nie potrafi tak świetnie blefować jak jego part­ner. Niewinni ludzie, o których życie biskup walczy, spłoną na stosie. Po czyjej stronie naprawdę jest wygrana? Czy po stronie takich jak Waldo (Maciej Damięcki)? Figura mętna, donosiciel, dbający jedynie o własną skórę i o własną korzyść, gotów nawet z popiołów spalonych właśnie na stosie swoich niedawnych kompanów zrobić użytek: wszak z ludzkich prochów można bardzo skuteczne leki przyrządzić. Zapewnienie, że tacy jak Waldo nie mogą wygrać, nie brzmi jednak przekonująco.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji