Artykuły

Nieszczęśliwi, bo żonaci

"Językami mówić będą" w reż. Michała Kotańskiego w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Magda Huzarska w Gazecie Krakowskiej.

Kiedy Annie Hall, bohaterka jednego z filmów Woody'ego Allena, pyta ukochanego, czy mogłaby z nim zamieszkać, ten odpowiada: "Żyjemy ze sobą, sypiamy, jemy razem. Jezu, chyba nie chcesz, żeby to było jak w małżeństwie?".

I w zasadzie to jedno zdanie załatwia niemal dwie godziny dywagacji na temat cierpień, jakich dostarcza usankcjonowany prawnie związek międzyludzki, zwany niegdyś podstawową komórką. Jeżeli ktoś ma ochotę na lekko masochistyczny wieczór, podczas którego po raz enty będzie słyszał, do czego prowadzi małżeństwo, powinien wybrać się do Starego Teatru na spektakl "Językami mówić będą" w reżyserii Michała Kotańskiego.

Nie bez powodu użyłam słowa "słyszeć", bo spektakl sprowadza się do nieustannego gadania czwórki aktorów: Ewy Kaim, Małgorzaty Zawadzkiej, Pawła Kruszelnickiego i Adama Nawojczyka. Zostali oni umieszczeni w sterylnym wnętrzu, raz będącym hotelowym, to znowu domowym, pokojem, od czasu do czasu zmieniającym się w knajpę. To w niej bohaterowie opijają swoje zmarnowane związki, wyznają, kto kogo zdradził i kto z kim to zrobił. Aktorzy wchodzą w różne postacie i konia z rzędem temu, kto ma cierpliwość śledzić, kto w której scenie jest kim.

Raz mamy do czynienia z panią psychoanalityk, która nie może sobie poradzić ze swoimi problemami, nie wspominając o problemach pacjentki. Ta z kolei ma problemy z mężczyznami, którzy ją kochają. To znowu mamy zdradzającego ją męża, który najchętniej by żonę zamordował i policjanta, który kocha swoją żonę, ale zdaje się, że ona go zdradziła z przypadkowym mężczyzną, tak jak on zdradził ją z kobietą poznaną w barze. Zdaje się, że ta kobieta ma ochotę na powtórkę z rozrywki, ale za bardzo już nie wiem, czy z nim, czy z kimś innym. Galimatias, w którym chodzi tylko o to, że wszyscy są nieszczęśliwi, bo są żonaci.

Początkowo pomysł, by aktorzy teksty o swoich małżeńskich problemach powtarzali na przemian parami, dawał dość interesujący efekt, z którego można było wyciągnąć wniosek, iż tak naprawdę każdy związek jest taki sam, bo nikt z nikim nie jest się w stanie się porozumieć. Ale tu też przypomniał mi się Woody Allen, który niejeden film o tym nakręcił, i którego pewien bohater stwierdza: "Jedyny raz osiągnęliśmy z żoną równoczesny orgazm, gdy sędzia podpisywał nasze dokumenty rozwodowe".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji