Artykuły

Zima w konfekcji

"Berlin Alexanderplatz" Alfreda Döblina w reż. Natalii Korczakowskiej w STUDIO Teatrgalerii w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku Gazecie Prawnej.

Na początek samokrytyka. Tytuł niniejszego tekstu wziąłem bezczelnie od Konstantego Puzyny i tylko porę roku zmieniłem na odpowiednią. W maju 1970 roku legendarny Ket opublikował w "Polityce" tekst o znamiennym tytule "Wiosna w konfekcji". Bezlitośnie wypunktował w nim wszystkie bieżące wtedy mody i trendy, w polskim teatrze niepodzielnie panujące. Tak sobie myślę, że gdyby Puzyna w jakiś sposób znalazł się w dzisiejszej Polsce i postanowił sprawdzić, co się nosi w teatrze, nie musiałby zjeżdżać całego kraju wzdłuż i wszerz. Wystarczyłby jeden - przyznajmy, niekrótki, bo podczas premiery trwało niemal cztery i pół godziny - wieczór i niemal wszystko stałoby się jasne. "Berlin Alexanderplatz" usilnie stara się bowiem zebrać w całość wszelkie obowiązujące w nowym polskim teatrze konwencje, tyle że reżyser Natalii Korczakowskiej za nic nie udaje się złączyć ich w spójny seans. W efekcie przedstawienie rozpada się na niewnoszące niczego nowego do opowieści epizody, aktorzy ratują się wypróbowanymi po tysiąckroć w różnych miejscach sposobikami, a gdy tego zabraknie, eksponują muskulaturę, poczucie rytmu oraz fizyczną sprawność, aby tylko było efektownie. Części publiczności to z nawiązką wystarcza. Na premierze niejeden z radości i ukontentowania mało nie spadł z krzesła.

Wiele mówiło się przed tą premierą w warszawskim Studio. Natalia Korczakowska wskazywała, że w "Berlin Alexanderplatz" Alfreda Döblina jest tak, jakby książę Myszkin spotkał Stawrogina - tak jest ta powieść pojemna i tyle odniesień w sobie zawiera. Bartosz Porczyk, który gra główną rolę, dodawał, że w ich spektaklu Berlin nie jest miejscem na mapie, ale stanem umysłu. Prawda, powieść niemieckiego pisarza mieści w sobie przeczucie faszyzmu i z naszym czasem niebezpiecznie koresponduje. Do adaptacji przez swój rozmach i rozległość wydaje się piekielnie trudna, ale jest też pociągająca. Jak Berlin tamtego okresu, gdzie wysokie spotyka się z niskim, zbrukane piękno ląduje w rynsztoku. Przesadą jest porównywać dzieło Döblina do "Ulissesa" Jamesa Joyce'a, bo to jest jednak całkiem inna skala. Trzeba pamiętać jednak, że istotnych rzeczy w podobnym nastroju kino i teatr dały nam bardzo wiele. Można rozpocząć od arcydzieł - "Kabaretu" Boba Fosse'a na wielkim ekranie oraz "Lunatyków" Hermanna Brocha w inscenizacji Krystiana Lupy w krakowskim Starym Teatrze. Na wielki film Fosse'a Natalia Korczakowska sama się powoływała, więc i ściągnęła na siebie podobne zestawienia.

Widowisko w STUDIO teatrgaleria (bo tak nazywa się teraz dawny teatr Szajny i Grzegorzewskiego) ma wielkie aspiragcje. Dla "Berlin Alexanderplatz" przebudowano widownię, pozostawiając z niej tylko ostatnie rzędy. Druga część publiczności zajmuje miejsca na scenie, a aktorzy grają między nimi. Do tego dostajemy arsenał technicznych nowinek - cała akcja filmowana jest na żywo przez kamerzystę, a obrazy wyświetlane blisko sklepienia sali Czemu poza modą ma to służyć, nie wiem. Bo obrazy te dla widzów są kompletnie nieczytelne i niczego do spektaklu nie wnoszą. Kamera to jednak nie wszystko. Jakby tego było mało, pomiędzy aktorami przechadza się jeszcze chłopak z mikrofonem na ogromnym pałą-ku. Czy oznacza to, że jesteśmy w telewizyjnym studiu, gdzie ktoś kręci film z naszymi bohaterami? Obawiam się, że to kompletnie bez znaczenia. Podejrzewam raczej, iż Natalia Korczakowska zapragnęła, by jej "Berlin Alexanderplatz" był - również - spektaklem autotematycznym, sam się w sobie przeglądał. Obnażał własne szwy. Szwów mamy tu nadmiar, ale zabieg wydaje się wymyślony, bo nie wynika ani z fabuły książki Döblina, ani interpretacyjnych konieczności.

Zręb fabuły pozostał ten sam. Franciszek Biberkopf (Bartosz Porczyk), robotnik i alfons, po wyjściu z kryminału próbuje stać się porządnym człowiekiem. Jak zwykle w takich razach, nie uda mu się. Wiąże się z gangsterami, przyciąga kobiety. Jego cieniem, uosobieniem śmierci i odbiciem mrocznej strony osobowości mężczyzny staje się niejaki Reinhold (Krzysztof Zarzecki). Do tego mamy gangsterską trupę, gadającą tekstami ze "Wściekłych psów" Quentina Tarantino, włącznie ze słynną pogawędką o Madonnie. Bandę tworzą znani z Teatru Polskiego we Wrocławiu Marcin Pempuś, Andrzej Szeremeta oraz jako herszt Halina Rasiakówna, wzmocnieni Marcinem Bosakiem. Samo to budzi aplauz zorientowanej w środowisku widowni. Nie da się ukryć, bywa też efektowne. Tyle że dla wielkiej aktorki, jaką jest Rasiakówna, takie skecze to tyle co nic. Zarzecki też powtarza to, co grał wielokrotnie chociażby u Michała

Borczucha. Podobnie z Porczykiem. Nie ma mowy o sile kreacji, jaką miał jego Gustaw Konrad z "Dziadów" Michała Zadary albo bohater monodramu "Smycz" też wyreżyserowanego przez Natalię Korczakowską. Porczyk to aktor znakomity, więc poradzi sobie warsztatową sprawnością. Tym razem jednak kończy się na tym, co efektowne. Jakby zabrakło decyzji, w którą stronę ma zmierzać jego Franek. Została więc imponująca muskulatura i ekspresyjny taniec. Mało, szczególnie na aktora o takich jak Porczyk możliwościach.

"Berlin Alexanderplatz" nie ma w sobie nic z grozy powieści i siły serialu Rainera Wernera Fassbindera. Mija się też z lękami współczesności, próbując schlebiać widowni i zadowolić wszystkich, co myślą, że są trendy i cool. Dla STUDIO teatrgaleria ma być nowym otwarciem, dowodem, że teraz tu bije puls nowej teatralnej Polski. To dobrze, że Natalia Korczakowska wzięła pod swój dach aktorów z rozwalonego przez władze Teatru Polskiego we Wrocławiu. Do nich doszli ludzie dawnego Teatru Studio plus posiłki na przykład z Wałbrzycha albo - akurat w tym spektaklu najlepsi - Katarzyna Warnke i Tomasz Nosinski. Na koniec wraz ze słuchaczami uniwersytetu trzeciego wieku dziękują sobie za partnerowanie i jeszcze widzów proszą do wspólnego tańca. Przekaz jest jasny: jedność, energia, wszystko nowe. Przykro mi, ale nie załapałem się na to. Może z powodu fiaska przedstawienia, a może dlatego, iż poczułem - nic na to nie poradzę - że ktoś i mnie próbuje rozgrywać. A to jest zawsze nieprzyjemne uczucie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji