Artykuły

Strajk w Operze Bałtyckiej. "Nie wierzymy w słowa dyrektora"

Protesty pracowników Opery Bałtyckiej trwają od kilku miesięcy. W listopadzie NSZZ "Solidarność" działające w Operze Bałtyckiej złożyły do marszałka województwa Mieczysława Struka wniosek o odwołanie dyrektora Warcisława Kunca - pisze Katarzyna Sudoł w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"W związku z zawiadomieniem złożonym przez Komisję Zakładową NSZZ 'Solidarność' w Operze Bałtyckiej w Gdańsku, stanowiącym o podjęciu z dniem 4 lutego 2017 r. akcji strajkowej w Operze Bałtyckiej w Gdańsku, z przykrością informujemy, iż w trosce o komfort Widzów naszego teatru zostaliśmy zmuszeni do odwołania spektaklu 'Traviata' w dniu 4 lutego b.r." - pisze w oficjalnym stanowisku dyrekcja gdańskiej opery.

Protesty pracowników Opery Bałtyckiej trwają od kilku miesięcy. W listopadzie NSZZ "Solidarność" działające w Operze Bałtyckiej złożyły do marszałka województwa Mieczysława Struka wniosek o odwołanie dyrektora Warcisława Kunca.

Wtedy też pojawiła się zapowiedź mającej odbyć się w operze kontroli Państwowej Inspekcji Pracy. Wynika z niej 18 nieprawidłowości, m.in. konieczność przekształcenia części umów o dzieło w umowy o pracę, dostosowanie w porozumieniu z zakładowymi organizacjami związkowymi postanowień regulaminu organizacyjnego oraz regulaminu wynagradzania do faktycznie występujących w zakładzie stanowisk pracy czy udzielanie urlopów pracowniczych, w szczególności urlopu bezpłatnego, wyłącznie na zasadach określonych w przepisach kodeksu pracy.

Zawiadomienie o rozpoczęciu akcji strajkowej dyrektor Warcisław Kunc otrzymał od pracowników w piątek, 27 stycznia, a planowany na ten dzień spektakl "Traviata" odwołał po tygodniu - w piątek, 3 lutego. W oświadczeniu informującym o strajku dyrekcja przeprasza publiczność i informuje o możliwości zwrotu biletów do 19 lutego oraz wyraża nadzieję na podpisanie porozumienia ze Związkiem Zawodowym "Solidarność".

- Stawiliśmy się dzisiaj w pracy, nie mamy żadnego kontaktu z dyrekcją, panuje straszny zamęt - mówiła na konferencji prasowej przewodnicząca Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność" w Operze Bałtyckiej Anna Sawicka.

Konferencja odbyła się 4 lutego o godzinie 17 w foyer opery.

2 tysiące złotych brutto

- Ostatnie lata były dla nas niezwykle trudne pod względem finansowym, od 2014 roku NSZZ "Solidarność" prowadziła z dyrekcją Opery Bałtyckiej spór zbiorowy o podwyżki rażąco niskich płac w porównaniu z innymi grupami zawodowymi pracowników, którzy nie muszą jak my ukończyć siedemnastoletniego specjalistycznego cyklu kształcenia - mówiła Sawicka. Jak podkreślali pracownicy, i tak ciężka sytuacja finansowa pogorszyła się we wrześniu 2016 roku, wraz z objęciem stanowiska przez nowego dyrektora. Dla wielu z nich pensje osiągnęły poziom minimalnej płacy krajowej.

- Mimo wielomiesięcznych rozmów, negocjacji i niejednokrotnego wyciągania ręki w stronę dyrekcji nasze wnioski nie zostały spełnione w najmniejszym stopniu - podkreślała przewodnicząca. 16 listopada odbyło się spotkanie załogi Opery Bałtyckiej z dyrektorem Warcisławem Kuncem i marszałkiem Mieczysławem Strukiem, podczas którego - jak mówiła Sawicka - Kunc zapowiedział, że postara się z datą wsteczną, od października 2016, wypłacić pracownikom kwoty, o jakie zostały zmniejszone ich wynagrodzenia względem poprzednich miesięcy. Taki warunek postawili też sami pracownicy, którzy od tego uzależniali rozpoczęcie negocjacji.

Załoga opery, jak sama mówiła, nie widzi szans na porozumienie z dyrektorem Kuncem, który w ich opinii niejednokrotnie mijał się z prawdą w swoich deklaracjach. - W Operze Bałtyckiej w dalszym ciągu nie respektuje się obowiązujących regulaminów oraz łamane są prawa pracowników - podkreślała Anna Sawicka.

Kwestia wynagrodzenia, które wynosi 2 tys. zł brutto, jest najsilniejszym punktem spornym między pracownikami, a dyrekcją teatru. Pensja artystów składa się z podstawy i tzw. nadgrań. Przy normie "0" każdy spektakl jest dodatkowo płatny. Taką normę pracownicy mieli za dyrekcji Marka Weissa. Każde nadgranie opłacane było 200 zł brutto. Dyrektor Kunc chce normę podwyższyć do ośmiu, a za nadgranie płacić pracownikom 140 zł brutto. W takim wypadku dodatkowo płatne byłyby dopiero dziewiąty i kolejne spektakle. Przy czym, jak wynika z wypowiedzi pracowników, dyrektor Kunc zapowiedział nie więcej niż osiem spektakli miesięcznie. W tej sytuacji pracownikom musiałaby wystarczyć jedynie podstawa, tj. 3 tys. zł brutto po podpisanym porozumieniu.

Pracownicy podkreślają, że sami naciskają na "Solidarność", by podejmowała działania w operze.

- Po wielu latach z zarobkami graniczącymi z minimalną krajową coś w nas pękło. Większość z nas do zawodu przygotowywała się co najmniej połowę swojego życia. Szkoły muzyczne rozpoczynaliśmy w wieku kilku lat z nadzieją, że poświęcenie w dzieciństwie przyniesie kiedyś w miarę godne życie - podkreśla chórzysta Krzysztof Mendyk i zaznacza, że oczekuje godnej pensji.

Dyrektor odpowiada

- Chcę poprawy sytuacji finansowej pracowników, która dzisiaj jest nie do przyjęcia - mówił podczas konferencji dyrektor Opery Bałtyckiej Warcisław Kunc.

Kunc podkreślał, że dyrekcja pracowała nad porozumieniem, które miało zmienić system wynagrodzeń i wedle którego miały one wzrosnąć o tyle, na ile pozwalają przyznawane teatrowi dotacje. Dyrektor zaznacza, że - mimo zaognionej sytuacji - wciąż widzi szansę współpracy z zespołem opery. Zgoła innego zdania zdaje się sam zespół, który podczas wystąpienia dyrektora krzyczał: "Odejdź stąd!".

Kunc nie zgadza się też z wystąpieniami PIP. - Nie złamałem prawa, nie zgadzam się - podkreślał w czasie konferencji prasowej. Dyrektor placówki zwracał uwagę na porozumienie, które miało podwyższyć pensje pracowników do 3 tys. zł brutto. - To pieniądze, które odebrano nam we wrześniu. Dziś chcą je oddać i nazywają to podwyżką - mówił Krzysztof Rzeszutek, artysta chóralny i członek KZ NSZZ "Solidarność" w gdańskiej operze.

- To bez wątpienia bardzo przykra sytuacja. Związki i dyrekcja wciąż są na etapie rozmów. Urząd identyfikuje się z tym wielkim problemem - mówiła zastępczyni dyrektora departamentu ds. kultury w urzędzie marszałkowskim Beata Jaworowska.

Podkreślała, że dyrektor Kunc zaproponował porozumienie, które miało podnieść komfort pracy operowej załogi. W przypadku przerwy w wystawianiu spektakli pracownicy mieliby otrzymywać godne wynagrodzenie. Porozumienie jednak miało zostać zawarte na dwanaście miesięcy z warunkiem, że "Solidarność" całkowicie zaprzestanie jakichkolwiek protestów.

- Porozumienie miało zostać zawarte na czas określony przez wzgląd na zmiany w finansowaniu instytucji. 15 milionów 400 tysięcy to dotacja urzędu marszałkowskiego, 600 tys. - urzędu miasta. Na tę chwilę dotowania odmówiło Ministerstwo Kultury - opowiadała Beata Jaworowska, dodając: - Uczestniczymy w trudnych rozmowach, które mogą jednak doprowadzić do pożądanych efektów.

- Ogromnie żałuję, że osoby obserwujące z zewnątrz sytuację w operze nie widzą naszego zaangażowania w naprawę sytuacji z dyrektorem. Mogąc ponownie mówić jedynie za siebie - nie jestem w stanie powiedzieć, co przyniesie jutrzejszy dzień. Ludzie się boją. Odwołany dzisiaj spektakl spowodował, że ze strachu pracownicy i tak przyjdą do pracy, gdyż plan pracy nie uległ zmianie - podsumowuje Mendyk.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji