Artykuły

Pan Bóg i hipokryci

Zawsze myślałem, że "Klątwa" jest przede wszystkim o nietolerancji. I o karze za pychę. Wszyscy wszystko mają tam wszystkim za złe. Chłopi nie mogą ścierpieć, że Młoda zadziera nosa i ma się za coś lepszego. Księdza nikt nie lubi, bo innych gromi, a sam żyje w grzechu z Młodą, ojcując dwójce dzieci. A jeszcze przyszła na wieś susza i rzuciła się wszystkim do mózgu.

Po wyjściu ze spektaklu Golińskiego myślę, że "Klątwa" jest raczej o hipokryzji. I o koźle ofiarnym, który jest konsekwencją hipokryzji. Gdzie bowiem obłuda i kłamstwo rządzą ludzką zbiorowością, którą w dodatku spotyka nieszczęście, pojawia się demon okrutnej ofiary.

Ksiądz grzeszy podwójnie, wobec Boga i ludzi, i jest największym hipokrytą. Sam Wyspiański nie miał nad nim litości: ostatnie pół godziny sztuki kazał mu miotać się w ataku hipokryzji po scenie, zamiast popędzić go do ratowania konkubiny z dziećmi. Hipokrytą jest parobek, który nie chce wziąć odpowiedzialności za własne nieślubne dziecko i jego matkę. Hipokrytami są chłopi, którzy udają, że chodzi im o rytualne przebłaganie Boga, a tak naprawdę zależy im na ukaraniu Młodej, bo wyzywała ich od leni i marnotrawców. Hipokrytą jest Pustelnik zgrywający idiotę po akcji prowokacyjnej przeciw Księdzu. Hipokrytą nie jest tylko Dziewka i może jeszcze Matka. Ale wszystkim, jej także, zależy na niszczeniu Młodej. Bo ktoś musi być winien, że jest źle. Najlepiej, żeby to był ktoś, komu zachciało się szczęścia. I, co gorsza, wygląda na szczęśliwego.

Na scenie nie ma nędznej wsi galicyjskiej sprzed stulecia, tylko współczesna wieś polska. Jest elektryczność, a miejsce drewnianego kościółka zajmuje górująca nad wsią elegancka fasada murowanego kościoła. Aluzję rozumiem, tylko skąd ten kościół - barokowy? Przecież dziś obowiązuje inny szpan.

Częściową winę ponosi pan Wyspiański z całymi połaciami tekstu nie dość, że kiczowatego, to w dużej mierze mało dziś zrozumiałego, zwłaszcza dla młodych (wiem, pytałem).

Osobną zmorą współczesnego teatru są poetyckie "chóry tragiczne". Goliński z Grabowskim robili co mogli, żeby ożywić chór chłopów, ale wyszła z tego operetka, zresztą w sporej części za sprawą scenografa, któremu pomylił się Wyspiański z Gombrowiczem. Najgorsze są sceny zbiorowe, zwłaszcza im bliżej końca. Zaś półgoła Młoda biegająca w roli żywej pochodni, ale bez ognia, zbyt śmieszy, żeby straszyć

A jednak jest to jedna z najlepszych ról spektaklu. Tym samym jeden z najbardziej udanych debiutów krakowskich ostatnich łat; gratulacje dla Marioli Pietrkówny. Nie mniejsze dla Wojciecha Skibińskiego (Parobek), jak zwykle znakomitego i znów, jak zwykle, w roli drugoplanowej. Bardzo mi się podobała Anna Haber (Dziewka). Tradycyjnie w wysokiej formie jest Andrzej Grabowski (Sołtys). Rola Matki jest tak patetycznie łzawa, że tylko podziwiać Genę Wydrych za odporność. Drugi po Pietrkównie debiutant, Marek Walczak - Ksiądz - zmagał się dzielnie z przeciwnościami losu, ale udawało mu się tylko w pierwszym akcie.

Już myślałem, że koniec z tą naszą nieszczęsną, narodową klasyką. A tu proszę, kiepsko jest nadal raczej ze współczesnością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji