I tryumf, i zgon
JEST listopadowy wieczór. Pierwszego mroźnego dnia przedwczesnej w tym roku zimy. Ziemię pokrywa już cieniutka warstewka śniegu. Na usłanym gwiazdami niebie pojawił się właśnie księżyc.
W tej surowej aurze późnogotycki zamek w Dębnie wygląda dostojnie, ale i groźnie. Nie opodal wiekowych, pieczołowicie odrestaurowanych murów żarzą się ogniska. Na tym tle postacie w historycznych mundurach przywołują pamięć Nocy Listopadowej. Im bliżej zamku, tym więcej rekwizytów tamtego wielkiego narodowego dramatu: rozbite tabory, porzucony żołnierski ekwipunek, okrwawiony mundur młodziutkiego piechura sławnego czwartego pułku...
Tak oto Maria Adamska, autorka oprawy kostiumowej oraz - jak to napisano na afiszu Tarnowskiego Teatru im. L. Solskiego - "aranżacji przestrzeni", wprowadza nas na "Scenę w zamku w Dębnie". Tutaj Ryszard Smożewski - reżyser i dyrektor Tarnowskiego Teatru, prezentuje swoją wizję "Warszawianki". Powiedzmy od razu, że Smożewski pozostaje wierny idei "teatru przekornego" Po dawnemu nie zamierza nikogo ani rozczulać, ani "wzruszać do łez" Po dawnemu też stara się zaskakiwać widza - zmusić go do refleksji. "Warszawianka" na scenie w zamku w Dębnie jest w każdym calu takiej wizji teatru wierna. Owo zaś zaskakiwanie widza, rozpoczynające się już "aranżacją przestrzeni", potęguje się z chwilą przekroczenia zamkowych bram. "Scena w zamku w Dębnie" nie jest bowiem żadną sceną. Grupa zaś ludzi - w spektaklu uczestniczyć może sześćdziesięciu z górą widzów - która przyjechała tu z Tarnowa, przechodzi obok powstańczych wart i dostaje się do wnętrz, w których rozgrywa się właśnie dramat. To nie jest widownia. To jest dom, który znalazł się w samym centrum historycznych wydarzeń. Za oknami toczy się wojna, która ma zwiastować "tryumf albo zgon". Jej echa, za sprawą współczesnej elektroniki, a przede wszystkim autorów oprawy akustycznej - Jerzego Wiatra oraz opracowania muzycznego - Władysława Skwiruta - dociera do zamkowych komnat...
Wyspiański dedykował dramat Leontynie Bochenkównie. Podobno w ten sposób chciał upamiętnić jej rolę w powstaniu "Warszawianki" Pisał o tym Tadeusz Boy-Żeleński:
- "Panna Bochenek (...) była to stara panna, ułomna; grywała nam na brzęczącym klawikordzie pieśni narodowe, które śpiewaliśmy chórem".
Zaś - Zenon Parvi - w artykule "Ze wspomnień o Wyspiańskim" napisał:
- "Przed drugim wyjazdem za granicę Wyspiański, który był bardzo towarzyski, bawił raz na pewnym prywatnym zebraniu. Po kolacji goście przeszli do salonu, a jedna z pań (nie żyjąca już dzisiaj panna Bochenkówna, siostra śp. profesora dra Leona Bochenka) usiadłszy przy fortepianie, zaczęła grać. Po kilku odegranych utworach zagrała p. B. "Warszawiankę", a gdy po silnych akordach przeszła do pianissima, zebrani zaczęli nucić
Leć nasz orle w górnym
pędzle.
Światu, Polsce, sławie służ!
Kto zwycięży, wolnym
będzie,
Kto umiera wolnym już!
Po śpiewie zebrani prowadzili dalej swobodną rozmowę, tylko Wyspiański stał jak wryty, wpatrzony w okno. Za tym oknem, pod wrażeniem muzyki i słów śpiewanych, widział to, czego by żaden inny śmiertelnik zobaczyć nie był w stanie. Widział ogromne, białe, śniegiem zasłane pole, po którym w dniu 25 lutego 1831 dywizja Żymirskiego szła na śmierć pewną, posłana fatalnym rozkazem generała w cylindrze i pelerynie... Chłopickiego. Wizją umysłu wskrzeszona na tle słów poety francuskiego Delavigne'a, powstała piękna, choć grozę budząca "Warszawianka" Wyspiańskiego. Przypomnijmy, że każda z głównych postaci "Warszawianki": gen Józef Chłopicki (1771 -1854), gen Jan Skrzynecki (1787-1860), gen Luwik Pac (1780-1835) i gen Kazimierz Małachowski (1763-1845) odegrała istotną - co nie znaczy że pozytywną - rolę w wydarzeniach Powstania Listopadowego. Smożewski reżyserując przedstawienie, starał się dramatyzm postaci i sytuacji uwypuklić. Nie podejmuje polemiki z Wyspiańskim, ale z interpretacjami dramatu typu m. in cytowanego tutaj Zenona Parvi'ego O krwawym boju pod Olszynką Grochowską zdecydował bowiem nie fatalny rozkaz "generała w cylindrze i pelerynie", lecz niezwykle skomplikowany splot zdarzeń
historycznych i niekorzystny dla powstania układ sił. Bitwa z 25 lutego 1831 r. - posłużmy się słowami Stanisławą Szenica - to "ani tryumf ani zgon". Przypomnijmy, że wojska feldmarszałka Dybicza liczyły 60 tys. ludzi oraz 212 dział. Siłom tym powstańcy mogli przeciwstawić 40 tys. bagnetów i szabel, oraz 90 dział. Roman Nowicki, odtwarzając postać Chłopickiego, stara się wykazać - robi to z powodzeniem - że poetyckie strofy, nawet gdy są to strofy poety francuskiego, nie zastąpią na polu walki brakujących armat i bagnetów, że strofy francuskiego poety były takim samym gestem jak w 113 lat później - po tragedii Powstania Warszawskiego - żałobny wieniec zrzucony przez pilotów RAF nad ruinami polskiej stolicy.
Generał Chłopicki w dniach bitwy pod Olszynką Grochowską miał już ta sobą 46 lat żołnierskiej służby - wstąpił bowiem do wojska koronnego w 1785 r. w latach 1797-1808 odbył u boku Jana Henryka Dąbrowskiego wszystkie kampanie. Prof. Jan Pachoński - wybitny znawca tamtej epoki - powiada o nim, że należał do grona generałów, "o których nie raz mówiły biuletyny wojenne". Nie był to tchórz i kunktator. Ale czy potrafił sprostać historycznemu wyzwaniu? Czy mógł zmienić tragiczny bieg wydarzeń? Czy mógł doprowadzić powstanie do zwycięstwa?
"Warszawianka" w reż. Ryszarda Smożewskiego nie usiłuje na te pytania odpowiedzieć. Ale zmusza do refleksji.
W tym samym nurcie teatru refleksyjnego mieści się wyreżyserowane przez Ryszarda Smożewskiego, a wystawione na scenie kameralnej Teatru Tarnowskiego przedstawienie - rodzaj monodramu - "Wiedeń! i po Wiedniu..." Spektakl, zbudowany na tekstach listów Jana III do Marysieńki, ukazuje polskiego króla nie tylko jako wodza i polityka, lecz także człowieka umiejącego znakomicie posługiwać się piórem. Listy adresowane do królowej miały bowiem służyć, i jak wiemy posłużyły, do - jak byśmy dopowiedzieli dziś - propagandowej oprawy wiedeńskiego zwycięstwa.
Smożewski nie miał jednak zamiaru przyłączyć się do tych, którzy w 300 lat po Wiedniu przywołują echa dawnej Victorii. Bronisław Orlicz w roli Jana III opowiada nie tylko o wiwatach na cześć polskiego króla i jego wojsk. Jest w listach Jana III także o intrygach Habsburgów, bezceremonialnie łamiących traktatowe porozumienia, o niedostatkach i głodzie, epidemiach dziesiątkujących polską armię. I knowaniach przeciwników Jana III i opozycji. Czego zaś nie napisał lub czego nie chciał ujawnić Sobieski w listach do Marysieńki, o czym nie mówi Bronisław Orlicz ze sceny - dopowiada z widowni Stanisław Berny. Smożewski powierzył temu młodemu aktorowi rolę nie tylko narratora, lecz także komentatora wydarzeń, które - jak to przedstawia Smożewski - nie były wcale jednoznaczne dla losów Polski.