W Teatrze Dramatycznym...
... na Małej Scenie Kazimierz Karabasz przygotował montaż tekstów Tadeusza Borowskiego. Prezentuje go pod tytułem Borowski i choć zdawał sobie zapewne sprawę, jak trudne to przedsięwzięcie efekt tych zabiegów najwyraźniej go zadowala. Nie napiszę, że to ten Borowski powód do chwały reżyserskiej, to nie, ale też nikt przytomny nie będzie spodziewał się po odczytaniu paru fragmentów opowiadań Borowskiego i zainscenizowaniu paru kolejnych - olśnienia teatralnego.
Kazimierz Karabasz nie mierzył, sądzę, nazbyt wysoko. Chciał (sądzę) przypomnieć Borowskiego i jego drogę do śmierci samobójczej. Jedynym walorem tego montażu jest to, że powstał. Nawet taki jaki jest, dosyć nieefektowny, ni to składanka estradowa ni to monodram. Reżyser i scenarzysta zarazem wybrał z utworów Tadeusza Borowskiego to co ilustrowało mu postawy Borowskiego z paru okresów życia. Na Pawiaku, W Oświęcimiu, w Dachau, w zwyciężonym powojennym Monachium i w powojennej Warszawie. Ostatni tekst jaki mówi aktor - narrator reprezentujący tu Borowskiego (Juliusz Krzysztof Warunek) mówi o rozczarowaniu "wszechświatem, który przecieka przez palce". Zaraz potem pada zza kadru informacja o śmierci Borowskiego.
Budzi to mieszane uczucia, ów finał tak dalece delikatny. Metamorfozy Borowskiego wydają się godne szacunku, choć nieco mało w spektaklu uwiarygodnione. Aktor najbardziej przekonuje kiedy jest Borowskim tępiącym "zakusy imperialistów" i zwalczającym "formalizm w sztuce". Paradoks? Wtedy jest silny, gorący i wtedy wierzy, że walczy o jakieś sensy. I przedtem i potem jest rejestratorem zjawisk, okrutnym i boleśnie precyzyjnym.
Po tym spektaklu nie-spektaklu (godzinka zainscenizowanych przypomnień tekstów) nikt nie klaszcze i nikt nie wychodzi do ukłonu. Wniosek najprostszy: jakikolwiek by nie był ów teatralny portret, pisarza - uszanowano pamięć Borowskiego.