Lekcja z podpowiadaczem
Czterdzieści lat z okładem gości w teatrach całego świata "Lekcja" Eugene Ionesco. Niewiele krócej występuje na scenie tarnowski aktor, Andrzej Rausz. Taka suma doświadczeń mogłaby przynieść ciekawy efekt. Pod warunkiem, że jubilat nauczyłby się roli.
Historia jednej lekcji, jaką językiem teatru opowiada nam Ionesco, należy do tych, których można słuchać bez końca. Nie tylko dlatego, że sztuka jest tak zbudowana, iż widz ma wrażenie uczestniczenia w jednym z nieprzerwanego ciągu identycznych zdarzeń (lekcje odbywają się non stop, zmieniają się tylko uczennice). Zwycięstwo "Lekcji" nad czasem polega przede wszystkim na odwołaniu się do tego, co w człowieku odwiecznie obecne, a wciąż trudne do jednoznacznego wyjaśnienia i ogarnięcia. Język absurdu, którym posługuje się Ionesco, okazuje się doskonałym narzędziem do wyrażenia prawdy o człowieku poznającym świat i siebie samego. Dialog tworzący tę sztukę jest niezwykle pojemny, można z niego wyprowadzić ogarniający podstawy człowieczego postrzegania świata dramat filozoficzny, psychologiczny, pedagogiczny i religijny. Można za pośrednictwem "Lekcji" mówić o stosunku nauczyciela i ucznia jako jednym z podstawowych związków łączących dwie ludzkie osoby, o pułapkach logiki, o przechodzeniu poznania w tępy rytuał i płynącym z tego zagrożeniu dla nauki i całej ludzkości. Albo, inaczej, o rytualnym charakterze wszelkich naszych działań...
Można by jeszcze długo mnożyć sensy, których uruchomienia i interpretacji domaga się w przewrotny sposób krótka, trwająca niewiele ponad 45 minut "Lekcja". Można by się spierać, które z nich są najistotniejsze dziś, kilka dziesiątków lat od premiery, w momencie, gdy język niegdysiejszej teatralnej awangardy jest jednym z równorzędnych języków klasyki. Ale, niestety, możliwość takiego sporu znika bezpowrotnie, gdy aktor, któremu powierzono rolę profesora, najzwyczajniej w świecie lekcji się nie nauczył.
Zamiast wygrywać którąś z zaproponowanych przez Ionesco partii, Andrzej Rausz podczas sobotniej premiery stąpał tam i z powrotem po niewidzialnym sznurku przeprowadzonym między środkiem sceny a siedzącą z brzegu pierwszego rzędu suflerką. Zanim dokonał rytualnego mordu na uczennicy, wielokrotnie zamordował tekst "Lekcji", czego nawet w dniu 35-lecia pracy scenicznej nie można mu gratulować. Ponieważ była to ostatnia premiera sezonu w Tarnowie, można liczyć, że aktor znajdzie teraz trochę czasu na bliższe zapoznanie się z egzemplarzem powierzonej mu roli, a wtedy, zaraz po wakacjach, będzie się dało mówić o interpretacji postaci profesora zaproponowanej przez Rausza.