"Święta Joanna" Shawa
Dramatyczny w Warszawie wystawił dramato-komedię Shawa "Święta Joanna". Sztuka ta nie miała dotąd zbyt wiele szczęścia na naszych scenach może właśnie dlatego, że reżyserom sprawiało kłopot połączenie satyrycznej komedii z głębokim dramatem człowieka, jaki - pod koniec swego życia - przedstawił stary kpiarz. W latach dwudziestych ukazały się materiały z procesu Joanny, i dopiero wtedy zdać można było sobie sprawę z niezwykłego wymiaru tej dziewczyny z Lotaryngii. Shaw. choć kalwin, mocno antykatolicko nastawiony, został po prostu zafascynowany jej postacią.
SHAW napisał swoją sztukę dla wykazania trzech założeń: po pierwsze, że Joanna była kontestatorką w Kościele, poprzedniczką Lutra i Kalwina; po drugie - że była wyrazicielką budzących się nacjonalizmów; i wreszcie po trzecie - że była "głosem ludu" przeciwstawiającym się wszechwładzy możnych.
Pierwsze założenie było absolutnie fałszywe. Joanna do końca pozostała wierna Kościołowi. Jeśli protestowała przeciwko swoim sędziom to tylko dlatego, że stali się dla niej zaprzeczeniem miłosierdzia Kościoła. Została oszukana i dlatego umarła męczeńską śmiercią. Spłonęła ze słowami przebaczenia dla swych katów. Jej kanonizacja była wynikiem nie stanowiska politycznego w politycznym sporze, ale jej postawy heroicznie chrześcijańskiej. Jeśli chodzi o spór polityczny - nie był to spór angielsko-francuski. Francja w tym czasie była podzielona i mało pociągający Karol VII nie był wcale reprezentantem "uczciwej" Francji walczącej ze "zdrajcami". Kościół francuski był także podzielony. Większość biskupów i Sorbona paryska byli po stronie unii obu narodów (przecież siostra Karola VII była królową-matką króla Henryka angielskiego!). Można by nieomal powiedzieć, że było to tak jakby Joanna stanęła po stronie księcia mazowieckiego przeciwko unii polsko-litewskiej, przeciwko Jagielle i Jadwidze. Musiał być inny powód który sprawił, że Św. Jadwiga była "za" unią dwóch narodów a święta Joanna "przeciwko" unii. Myślę, te jedynie prawdziwym założeniem Shawa było to, te Joanna stała się "głosem ludu". Po prostu unia angielsko-francuska była celem możnowładców. Lud francuski natomiast poczuł swą odrębność i chciał być francuski. Jego chrześcijaństwo było bez porównania głębsze niż chrześcijaństwo przybyszów zza kanału. Polska niosła chrześcijaństwo Litwie. Egoizm angielski był niebezpieczny dla chrześcijaństwa francuskiego. I to niewątpliwie było powodem, że Joanna została posłana do Karola, który był postacią odrażającą, ale który mógł zrealizować pragnienia ludu.
TEATR DRAMATYCZNY wystawił sztukę Shawa bez epilogu - i chyba uważać to należy za słuszne. Bez tamtych dywagacji postać Joanny staje się naprawdę postacią świętej. Tam gdzie ona mówi - zwłaszcza w zakończeniu aktu odbywającego się w katedrze w Reims - jest w niej prawdziwa wielkość, której nie umniejsza nawet fakt, te otaczające ją postacie są postaciami satyrycznymi. Teatr pokazał w sposób skarykaturowany, ale całkowicie zgodny z intencjami Shawa (a także i z historią) postacie Karola i arcybiskupa Regnault de Chartres. Biskupowi Cauchonowi Shaw nadał nieco ludzkich cech, co bardzo dobrze oddał wykonawca tej roli Stanisław Gawlik.
Gdy miałem iść do teatru usłyszałem z prawa i z lewa zapewnienie, te sztuka jest bardzo źle wystawiona, że jest źle grana, że wykonawczyni głównej roli "nie dźwignęła roli", że nie wiadomo dlaczego dyrekcja teatru sięgnęła do tak "nieaktualnej" pozycji. Po przedstawieniu stwierdzam, że wystawienie sztuki jest bardzo ciekawe; że sztuka jest na ogół dobrze grana (zwłaszcza doskonały jest Gawlik w roli Cauchona i Strasburger w roli Warwicka) i że "Święta Joanna" zawiera wiele akcentów bardzo "aktualnych". Jeśli chodzi o rolę Joanny, gra ją naprawdę młoda aktorka Monika Świtaj. Ta autentyczna młodość wykonawczyni nadaje postaci cechy niezwykłej wyrazistości. Jeżeli można mieć zastrzeżenia do Joanny pani Świtaj z pierwszego aktu, gdzie jest nieco zanadto niezgrabną chłopką (nie wiadomo, dlaczego reżyser kazał poruszać się jedynie biegiem) o tyle w aktach następnych staje się postacią pełną dramatycznego wyrazu o momentach po prostu świetnych. Mamy do czynienia z wielką kreacją. Więc skąd się biorą te głosy, ten zbiorowy, jakby zgrany, chór krytyk i pretensji? Wydaje mi się, że nie ma on nic wspólnego z samą sztuką, i jej wykonaniem, z wysiłkiem aktorskim i pięknym młodym talentem, jaki możemy oglądać na scenie.