Artykuły

Wesele przed stypą

Teatr Dramatyczny w Warszawie wybrał na rozpoczę­cie, po dłuższej zresztą przerwie, swego nowego sezonu "Wesele Figara" pana de Beaumarchais, plebejusza, który się dorobił, filozofa ze szkoły Russeau, a jednocześnie dorobkiewicza, którego życie pełne było przygód i zakrętów. Ten były zegarmistrz-wynalazca, był jednocześnie świetnym dramaturgiem precyzyjnie władającym słowem, o ogromnej znajomości swojej epoki a także potrzeb i życzeń widowni. Miał też ogromne wyczucie tych cech sztuki scenicznej, które podobają się zawsze jak: wdzięk, lekkość, wirtuozeria dialogu, dosadność, a to wszystko zaprawione goryczą człowieka doświadczonego. Często przypomina się i słusznie, ostatnie słowa Figara z "Cyrulika Sewilskiego", które jakby patronują także i "Weselu Figara": "Pragnę śmiać się ze wszystkiego, aby nie musieć płakać".

PRZEDSTAWIENIE warszawskie oscylowało między pogodą, humorem i pikanterią, a tonem powyższej refleksji i społecznych oskarżeń w dygresjach Figara tak mocno podkreślanych przez Janusza Gajosa. Nie oglądałem w tej roli Marka Kondrata. Figaro jest mocno zbudowany, całkiem nie młodzieńczy. Najlepiej też czuje się w tych epizodach, w których wypowiada swoje doświadczenia na temat stosunków społecznych, a także i refleksje dotyczące człowieczej natury: u kobiet kapryśnej, u mężczyzn - egoistycznej. Inaczej ujęła postać Zuzanny Iwona Głębicka. Jest urocza i rezolutna a także bystra i doświadczona.

Było w tym przedstawieniu kilka postaci śmiesznych, ale tą śmieszno­ścią wewnętrzną podbudowaną ko­stiumem, wyrażającą się raczej w tworzeniu postaci wg zabawnego schematu. Tacy właśnie to Bartolo - Stanisława Wyszyńskiego, Don Guzman Tuman - Wojciecha Pokory czy przerysowany Antonio - Wiesława Gołasa. Niestety, ani Marek Bargiełowski jako hrabia Almaviva ani Jolanta Nowak w roli Hrabiny nie dodali przedstawieniu lekkości, byli zbyt sztywni powiedziałbym nijacy, choć Bargiełowski nadał swojemu bo­haterowi także jakiś rys klęski, jakby poczucie losu, który czekał lu­dzi jego warstwy. Wprawdzie akcja sztuki dzieje się w Hiszpanii, a nie we Francji, lecz zawiera ona odgłosy zbliżającej się rewolucji. Za mało niestety było w tym przedstawieniu mimo starań reżysera i aktorów, lek­kości i dowcipów, tempa, a więc owego iskrzącego się nurtu komedii Beumarchais, który nie przysłaniał głębszych i bardziej ciemnych zaka­marków naszej natury. Szkoda że reżyser nie wyko­rzystał wszystkich możliwości stworzonych przez scenografa. Z tego przedstawienia zapamiętamy głównie dekoracje lekkie i delikatne jak na rokoko przystało, przesłonecznione, pełne wdzięku i leciutkiego dowcipu. Podobnie kostiumy jakby podpowiada­ły barwność i wdzięk ca­łemu przedstawieniu. Oklaski świadczyły o tym, że spektakl podobał się widzom. Cóż, szukamy takiej rozrywki, która nie ogłusza i nie ogłupia, ale i nie zmusza do zbytniego wysiłku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji