Zaklęty Kaczor uczy dzieci - bawi dorosłych
Przed wielu, wielu laty mieszkał na Kujawach, we wsi Borki, stary wieśniak z trzema córkami: Weronką, Jagną i Kasią. Córki bardzo kochały swego ojca, troszczyły się o niego i pomagały w czym tylko mogły. Wszystkie były uczynne, dobre, wrażliwe na cierpienie ludzkie, pracowite...
W takich mniej więcej słowach można by rozpocząć streszczenie uroczej 3-aktowej baśni muzycznej Marii Kann (odznaczonej ostatnio nagrodą państwową za całokształt twórczości literackiej dla dzieci), wystawianej obecnie przez teatr lalek "Czerwony Kapturek'" w Olsztynie. Tytuł baśni - "Zaklęty Kaczor''.
Już dawno olsztyński teatr lalek nie wystawiał dla dzieci sztuki o tak wielkim ładunku wychowawczo-dydaktycznym. Już dawno najmłodsza dziatwa Olsztyna nie przeżywała tak wielkich emocji i nie śledziła z takim napięciem perypetii głównego bohatera sztuki, dla którego (tym razem "której") nie ma żadnych przeszkód i żadnych trudności na drodze wiodącej do kogoś bardzo bliskiego, bardzo kochanego i bardzo nieszczęśliwego. Poświęcająca się dla chorego ojca Weronka jest uosobieniem i niejako symbolem gorącego przywiązania i miłości dzieci do rodziców. To uczucie dominuje w baśni ponad wszystkimi innymi i w sposób niesłychanie subtelny jest przez autorkę wykorzystane w każdym akcie, fakcie i zdarzeniu, rysowane wszystkimi niemal możliwymi odcieniami.
Drugą myślą przewodnią baśni jest wrażliwość na cierpienie ludzkie, a trzecią - dotrzymanie raz danego słowa bez względu na rozmiary cierpień i trudów, które trzeba znieść, aby przyrzeczenie zostało wykonane, aby prysły czary rzucone przez okrutną, złą, przewrotną i podstępną Czarownicę - Wojewodziankę na Złotnika, swego dawnego sługę.
Walka między Weronką a Wojewodzianką, uzbrojoną w cały arsenał czarów i zaklęć oraz mającą władzę nad takimi potęgami przyrody jak Słońce, Księżyc i Wicher, kończy się całkowitym zwycięstwem córki wieśniaka ze wsi Borki na Kujawach. Weronka musi tę walkę wygrać, bo dobro musi pokonać zło. Takie jest żelazne prawo baśni. I takie rozwiązanie narzuca życiu ludzka natura, wypełniona od początku świata całą gamą namiętności i instynktów, dobrych i złych skłonności oraz sprzecznych i pełnych kolizji uczuć.
Wielką zaletą "Zaklętego Kaczora" jest jego czysto polskie tło. Treść sztuki jest zlokalizowana gdzieś na Kujawach. Możliwe nawet, że w okolicach jeziora Gopło, uważanych za prakolebkę polskiej kultury, historii i tradycji narodowych. A jeśli Kujawy, to i oprawa muzyczna musi zawierać wszystkie elementy ludowości. Najważniejszym, z nich jest, jak łatwo się domyślić - kujawiak. Melodia ta powinna emanować z baśni w sposób nieledwie namacalny i fonetycznie wyraźny. Ale nie emanuje (motywy kujawiaka występują w baśni bodajże dwukrotnie), co nie odbiera zresztą baśni jej artystycznych walorów. Można było stworzyć im bogatszą oprawę, można je było rozszerzyć i urozmaicić. Autor kompozycji muzycznych W. Jarmołowicz uprościł sobie zadanie, idąc jak gdyby po linii najmniejszego oporu. Stąd też monotonność muzyczna niektórych scen oraz powtarzanie fragmentów pieśniowych. Niedociągnięcia usprawiedliwić można jedynie tym, że "Zaklęty Kaczor" jest legendą, a typową cechą legend jest właśnie powtarzanie najbardziej charakterystycznych elementów muzycznych. Wyeliminowanie powtórek groziłoby oderwaniem od legendy, a posunięcie takie nie może leżeć w intencji ani reżysera, ani kierownika muzycznego.
Duża barwność tej na wskroś polskiej, starej i ładnej baśni sprawia, iż nawet dorosły widz śledzi z napięciem rozgrywające się na scenie przygody Weronki - odpoczywając przy tej okazji i spędzając czas w sposób miły i przyjemny.
Na specjalne podkreślenie zasługują efekty słuchowe. Bulgotanie wody w studni, ewolucje świetlne, świetnie wypracowana burza z błyskawicami i szalejącym huraganem, gwiżdżący uroczą melodię wiatr, zginające się ku ziemi wierzby - oto w pobieżnym skrócie wykaz akcesoriów scenicznych, nieodzownego dodatku do każdej sztuki o typie baśniowym.
Przy okazji kilka słów na temat scenografii Zboromirskiego. Jest więcej niż sugestywna. Jest przede wszystkim oryginalna, nastrojowa i chyba na wskroś kujawska. W pięknych, przytulonych do ziemi chatach krytych strzechą, w pękatych wierzbach, w ludowych i przyjemnych strojach lalek widzi się regionalizm kujawski z całą jego barwnością i malowniczością, widzi się jednocześnie baśniowość. Pogodzenie tych dwóch jak gdyby sprzeczności i skierowanie ich w jeden nurt każe wierzyć, iż Zboromirski posiada w zanadrzu spory jeszcze kapitał fantazji. Jego droga poszukiwań artystycznych jest, jak się wydaje, bogata i obfitująca w pomysłowość.
Pewne natomiast zastrzeżenia budzą efekty malarskie w twarzach lalek. Z profilu sprawiają one wrażenie nie obciosanych brył. Twarze lalek nie są urocze ani typowo kujawsko-ludowe, to pewne. Pewne jest również i to, że lalki w Czerwonym Kapturku są tworzone od dawna według jednakowych i zbyt sztampowych reguł. W tej regule nie uwzględnia się modelarstwa, które w powiązaniu z efektami malarskimi dałoby to, co określamy pojęciem piękna.
Jeszcze słów kilka o wykonawcach. Zaklęty w kaczora Złotnik (Bajer) nie miał w baśni zbyt wielkiego pola do popisu. Rola jego nie wybija się ponad środowisko aktorskie "Zaklętego Kaczora". Weronka (Wł. Sutowska) ma rolę niewątpliwie trudną i pracochłonną. Jej szczery zapał aktorski załamuje się chwilami i słabnie. Słyszy się wtedy drżący i wyraźnie zmęczony głos. Sutowska dźwiga sztukę od początku do końca. Od Marysi w bajce - "Piękna była to przygoda", wystawionej w ratuszu do Weronki w "Zaklętym Kaczorze", Sutowska przebyła długą i żmudną drogę pracy. Różnice między Marysią i Weronką są ogromne. Oczywiście na korzyść wykonania. Jej siostry z baśni, a w sztuce Kiejno i Siemaszko są poprawne. To samo dotyczy kilku innych wykonawców. Słonko (Budkiewicz) i Księżyc (Trześniewskiego) cechuje słaba dykcja. Pełen życia, energii, werwy i trzpiotostwa Wicher (Żyłuk) przyjmowany jest przez młodocianą widownię wybuchami serdecznego śmiechu, który dla aktora powinien mieć takie same znaczenie, jak pozytywna wzmianka w recenzji. Czarownica (M. Kiejno) jest chwilami zbyt krzykliwa i zbyt egzaltowana.
Reżyseria "Zaklętego Kaczora" jest jak w każdej wystawianej dotychczas przez teatr lalek sztuce bardzo dokładna, drobiazgowa w szczegółach i wypracowana. M. Czerwiński jeszcze raz dał dowód dużego wyczucia reżyserskiego i dużej znajomości natury ludzkiej, czego przykładem jest choćby Weronka. Zastrzeżenie budzą jedynie dłużyzny w II akcie, ale jak starano się przekonać mnie w dyskusji na ten temat, były one trudne do uniknięcia z uwagi na baśniowy charakter sztuki.
W animacji lalek widać dużą różnicę u aktorów starych i "ząbkujących". Dlatego nie zaszkodzi praca nad samym sobą i większy do niej zapał. W końcowych uwagach pragnąłbym podkreślić jedną tylko rzecz: każda sztuka w teatrze "Czerwony Kapturek" wykazuje coraz wyższy poziom, a wykonanie aktorskie jest coraz lepsze. Stąd wniosek, że teatr rozwija się.