Artykuły

"Śmierć przyjeżdża w środę"

"Śmierć przyjeżdża w środę" Agaty Dudy-Gracz, koprodukcja Teatru im. Kochanowskiego oraz Opolskie Teatru Lalki i Aktora. Pisze Sabina Misakiewicz w portalu Dzielnice Magazine

Niepojęta jest wyobraźnia wizjonera. Zawiera w sobie tyle światów, że czasem trudno jest do nich wszystkich dotrzeć. Tak bywa w teatrze Agaty Dudy-Gracz. Jej najnowsza premiera w koprodukcji Opolskiego Teatru Lalki i Aktora im. Alojzego Smółki oraz Teatru Dramatycznego im. J. Kochanowskiego w Opolu pełna jest metafor, a świat z jej wyobraźni rządzi się swoimi prawami.

Na premiery krakowskiej reżyserki czeka się z niecierpliwością. Tym razem zaprosiła swoich widzów do Opola. Spektakl "Śmierć przyjeżdża w środę" ma swój początek w Teatrze Lalki i Aktora. Siedzę w pierwszym rzędzie, trwa to zaledwie kilkanaście minut. Ale w tych kilkunastu minutach jest taki ładunek emocjonalny, że aż trudno się poderwać z fotela, by ruszyć na scenę Kochanowskiego. Aktorzy wyprowadzają za rękę widzów, tak samo jak ich wprowadzali na początku spektaklu. Idą śpiewając pieśń, która się zapętla i zapętla, a jej dźwięki są przeraźliwie smutne i piękne. Wychodzę za pieśnią w noc, dostaję do ręki płonący lampion i idę, jak za konduktem żałobnym. Postacie aktorów w pełnych kostiumach i ciepłych płaszczach snują się ze śpiewem na ustach. Ciągną za sobą wózek z dwoma ciałami młodych chłopców. Skrzydlata piękność śpiewa najdotkliwiej, najtragiczniej. Kim jest? Dowiem się. Ale jeszcze nie teraz.

Właściwa część spektaklu dzieję się na "dużej scenie Kochanowskiego". Tam Agata Duda-Gracz zafundowała swoim bohaterom dwa levele, w których się poruszają. Niżej jest miejsce wspólne, a dookoła sceny wyżej zbudowany jest drugi świat. Każdy bohater ma swój mansjon, swoje miejsce do życia, do szukania siebie, do bycia samotnym. Do czekania na miłość i na śmierć. Scenografia skąpana jest w czerwonej i niebieskiej poświacie. W kostiumach niebieski jest kolorem dominującym. Aktorzy sine mają twarze i dziwnie puste oczy. Wracam myślami do "Ja, Piotr Riviere" tam dominująca była biel, na ubraniach, na twarzach. Jednoczenie i tam i tu bohaterów dotyka śmierć. Próbują radzić sobie ze światem po drugiej stronie, z tym co później, kiedy już nie ma świadomości, kiedy zdaję się, że nie ma już niczego.

Historie poszczególnych bohaterów wysypują się jak bajki, które dobrze znam. Tylko te napisane przez Agatę Dudę-Gracz mają dopisek "dla dorosłych". Elementem łączącym wszystkie przestrzenie i wszystkich bohaterów jest postać bibliotekarki grana przez Grażynę Misiorowską. Opowiada ona smutne bajki, suchym, faktograficznym głosem. Zdarza jej się wejść na wysoki diapazon emocjonalny i wtedy widzę jej nieodłączną aktorską siłę, pazur i już nie może pod postacią ukryć "aktorzycy". Ona, co jakiś czas daje o sobie znać i to są dobre momenty. Bibliotekarka opowiada o tych, którzy ją otaczają, o: Mrówce, Pająku, Diable, Krzysiu i Misiu, Panu Czapli, Cukrowym Chłopcu i jego żonie, o Jarzynowym Księciu i jego matce. Opowiada też o dziewczynie z czarnymi skrzydłami, która w cichym swym istnieniu towarzyszy wszystkim zdarzeniom. Jej sposobem dialogowania są pieśni, które nuci, śpiewa, wygrywa na pianinie. To Śmierć. Ta, co to w środę przyjeżdża. Jakby wspaniale nie grali bohaterowie Dudowej opowieści, to i tak Śmierć grana przez Renię Gosławską jest dla mnie tu najważniejsza. Jest najprawdziwsza, najszczersza, najbardziej bolesna. Jej głos wbija się serce i głowę. Nie można nie dać się jej zaczarować, omamić, oddać. Jest magnetyczna do łez. Scena końcowa, kiedy słucham historii o śmierci, odbiera mi mowę (tak jak i pierwsza, jeszcze w OTLiA). Jej wspaniały taniec z ukochanym jest czymś nie do opisania. Tu szczery podziw i ogromne gratulacje kieruję do autora całego ruchu scenicznego w tym spektaklu - Tomasza Wesołowskiego. Nie byłoby bez niego tylu zachwytów. Nie byłoby ich też bez światła, które jest nieodłącznym puzzlem w układankach Dudy-Gracz. Reżyserią światła w teatrze tej znakomitej artystki zajmuje się od lat nieprzeciętnie utalentowana Katarzyna Łuszczyk. To dzięki niej kolory są intensywnie piękne, przejmująco dopełniając całość plastycznej opowieści o Śmierci.

Teatr Dudy-Gracz wraz z jej rozwojem reżysersko-pisarskim ewoluuje. Jest zależny od jej stanów, od tego, co sama myśli o świecie w kontekście swoich bohaterów. Teatr jest nią, ona jest teatrem. To pewne. W opolskim spektaklu brakuje mi jednak emocjonalności z "Piotra Riviere", przez którą zafascynował mnie ten teatr. "Śmierć" jest spektaklem dojrzalszym, mniej bolesnym. Jakby reżyser postanowiła, że czas "jechania po bandzie" jest czasem przeszłym. A ona poszła naprzód. Nie pozostaje mi nic innego, jak iść za nią i czekać na Makbeta, który już niebawem w Teatrze Capitol we Wrocławiu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji