Joanna Szczepkowska strzela w Nowym
Joanna Szczepkowska, Janusz Andrzejewski i Witold Dębicki (aktorzy) oraz Krzysztof Zanussi (reżyser) trzykrotnie zbierali gorące oklaski - za trzy premierowe "egzemplarze" sztuki Ariela {#au#2032}Dorfmana{/#} pt. "Śmierć i dziewczyna" w Teatrze Nowym.
Zdaniem reżysera, Krzysztofa Zanussiego, sztuka jest dziś bardziej aktualna niż nawet parę miesięcy temu, gdy przystąpiono do pracy nad nią. Tekst, twierdzi reżyser ma wiele wspólnego z naszą rzeczywistością.
Paulina (Joanna Szczepkowska) nie może uwolnić się od tragicznych przeżyć sprzed lat, jakich doznała jako uwięziona i torturowana działaczka politycznego podziemia. W przypadkowo poznanym lekarzu Roberto Miranda (Witold Dębicki) odkrywa swojego domniemanego prześladowcę. Teraz on staje się ofiarą swojej ofiary. Pomiędzy tymi dwoma staje mąż Pauliny, Gerardo (Janusz Andrzejewski), który do końca nie wie, czy rzeczywiście lekarz był oprawcą...
Tyle krótkiego streszczenia sztuki. Wyjaśnijmy jeszcze tytuł - Szczepkowska strzela znienacka. Do kogo i czy trafia - nie zdradzimy...
Po premierowym spektaklu pytaliśmy widzów o odczucia "na gorąco"...
Bogusława Nagajew (Wydział Kultury UM): - Spektakl odebrałam z mieszanymi odczuciami. Rezultat jest chyba nieproporcjonalny do oczekiwań, z jakimi szłam do teatru. A szłam na spotkanie z gwiazdami. Tekst wydał mi się płytki, a Szczepkowska robiła wrażenie jakby nie miała co mówić. Myślę, że to zmierzch teatru politycznego.
Jan J. Tycner (prezenter TV): - "Śmierć i dziewczyna'' podoba mi się pod względem czystości spektaklu. Każdy jego element jest logiczny i przemyślany. Jest element dreszczyku o zabarwieniu kryminalnym, co powoduje, że widz czeka na ciąg dalszy w napięciu. Tematyka z kwestią wybaczania zawsze będzie aktualna. No, i ta wspaniała gra aktorska: Szczepkowska jakby wtopiła się w graną postać.
Aneta Budzińska i Zuzanna Andrzejewska (UNI RADIO): - Jesteśmy zaskoczone, spodziewałyśmy się czegoś więcej, zwłaszcza od reżysera. Rezultat jest nieproporcjonalny do reklamy, która poprzedzała premierę. Owszem, sztuka jest w sumie dobra pod względem aktorskim.
Zdzisław Beryt ("Gazeta Poznańska"): - Co myślę napiszę w recenzji. Teraz powiem tylko, że reżyser poszedł za tekstem i uwypuklił węzłowe zagadnienia. Aktorzy wczuli się w grane postacie. Kapitalne jest zakończenie: choć bez słów, a mówi wszystko.
Alicja Sygnet (nauczycielka): - Mam mieszane uczucia, bo sztuka już zwietrzała. W Polsce takich utworów już trochę było - i stąd rozczarowanie. Spektakl zrobiony jest sprawnie. Podwójne zakończenie nie robi jednak wrażenia i likwiduje stan napięcia.