Artykuły

Zaślubiny z trupami

Ilekroć wchodzę do teatral­nej piwnicy pod Klezmer Hois na Kazimierzu, gdzie póki co gra swoje przedstawie­nia Teatr Barakah, wiem, że na dole "będzie jak zawsze tak samo, ale zupełnie inaczej". Nie przestaje mnie zadziwiać innowacyjna wirtuozeria Any Nowickiej i jej zespołu. Od kil­ku sezonów w tym samym miejscu wystawiają przecież dość podobne w formie kame­ralne sztuki. Tylko że wbrew pozorom nikt tu nie powtarza chwytów ani aktorskich, ani reżyserskich. Barakah po pro­stu odkrywa coraz to nowe możliwości, szuka drgnień emocji coraz bardziej subtel­nych. Lawirując w ciasnej przestrzeni, poszerzają w sposób symboliczny.

Nie spodziewajcie się tu, w podziemnym świecie teatru, wyłącznie ascetycznych słu­chowisk z psychologią na pierwszym planie, gdyż Nowicka brawurowo przekra­cza reguły gatunku. Nasyca swoje przedstawienia muzyką i śpiewem, tworzy jakieś prze­dziwne balety bezruchu, bu­duje atmosferę, dba o dynami­kę dialogu, klei metafory ze światła i przedmiotów. W pe­wien listopadowy wieczór uwierzyłem nawet, że mogła­by tu wystawić "Dziady", na razie jednak sięga po bał­kańskie "Martwe wesele" Asji Todorovic.

Oglądamy negocjacje kan­dydata na męża (Dariusz Starczewski) z ojcem panny młodej (Franciszek Muła). Termin zaślubin jest nieustan­nie przesuwany, choć w poko­ju stoi skromnie zastawiony stół dla gości, a narzeczona (Monika Kufel) już nosi białą suknię. Nikomu nie spieszno do ceremonii, bo w szafie ukrywa się zmarła matka (Li­dia Bogaczówna). Trup ele­ganckiej i uwodzicielskiej da­my rozmawia z rodziną, pije herbatę, udziela dobrych rad. W świecie Todorovic po­śmiertna egzystencja zależy nie tyle od pamięci o umar­łych, co od ich fizycznej obec­ności w domu. Przedłużone, pasożytnicze istnienie trupa ma nawet swoje uroki. Powoli tracimy poczucie realności, sceny przeczuć i snów pożera­ją jawę. Trudno zawyrokować, czy ojciec też jest trupem, czy delikatna panna młoda rela­cjonuje własne samobójstwo, a może tylko widziała jakąś to­pielicę w rzece? I kim ma być w tej rodzinie jej przyszły małżonek - strażnikiem tajemni­cy czy grabarzem i ostatnią ofiarą umarłych?

Tu słowo o aktorach: jak oni - wszyscy - pięknie istnie­ją w tym świecie z maligny i trupiej grozy! Są przy nas wręcz na centymetry. Stono­wali środki wyrazu, grają grymasami i drgnieniami pal­ców, przeciskają się przy ścia­nach jakby ktoś ich na nich namalował. Ana Nowicka zmienia podziemną teatralną klitkę w akustyczne cacko. Szafa zasłaniająca przejście do krainy umarłych została nafaszerowana mikrofonami, dlatego każdy stukot ze środ­ka brzmi niczym łopata ude­rzająca o wieko trumny, a śpiew panny młodej zyskuje nieoczekiwany pogłos. Skrzy­pią krzesła, na których siedzą aktorzy, szeleszczą nam przy uchu suknie kobiet. Je­steśmy wewnątrz zdumiewa­jącej fonosfery. Trudno okre­ślić nawet, skąd dobiega mu­zyka, bo odbija się od murów, otacza nas i zagarnia (gra na żywo dwóch muzyków usadzonych gdzieś w kącie między widzami).

Śmierć nie jest ciszą - zdaje się mówić Nowicka, choć wie­my to już przynajmniej od cza­su "Boboka". Reżyserka doda­je do tej tezy przejmującą i za­bawną zarazem puentę. Bo co innego fascynacja śmiercią, a co innego sama śmierć. Po­stać grana przez Starczew­skiego symbolizuje w spekta­klu wolę życia. "Chodź z nami" - kusi go w finale uśmiechem strupieszała sexy-teściowa po­dążająca za mężem i córką do wnętrza szafy-grobowca. "Yy-ym" - przeczy w komicz­nej, instynktownej odpowiedzi niedoszły oblubieniec. Ślub z trupami kończy się jego przebudzeniem i otrzeźwieniem. Wszyscy nie mogą umrzeć, ktoś musi zostać na granicy. Choćby po to, żeby jej strzec.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji