Poplątanie konwencji
OGŁOSZONA W 1983 ROKU na łamach "Twórczości" epopeja chłopska Wiesława Myśliwskiego wywołała nieliczne głosy krytyki, ale za to entuzjastyczna. Recenzenci zastanawiali się, czy przypadkiem "Kamienia na kamieniu" nie należałoby traktować jako arcydzieła.
Niepokój w duszach krytyków, jeszcze przed opublikowaniem powieści, zasiał propagator i znawca literatury o tematyce chłopskiej Henryk Bereza zawyrokował, że "Kamień na kamieniu" jest z całą pewnością arcydziełem.
"Kamień na kamieniu" jest dziełem interesującym, dobrze napisanym, może nawet w dziedzinie literatury o tematyce wiejskiej stanowi pozycję przełomową, ale nie wiem, czy należy przekrzykiwać się, że jest ona epokowym pierwszym tak wybitnym dziełem w literaturze słowiańskiej i chyba też pierwszym takim dziełem w literaturze śródziemnomorskiej. (Anna Tatarkiewicz: "Przeistoczenie", "Polityka" nr 44/83).
Czy nie są to przedwczesne proroctwa, złudne w pobudzanym gorączką oczekiwaniu na wydarzenie literackie, godne miana "powieści 40-lecia"?
Na razie nie zajmują się "Kamieniem na kamieniu" znawcy i badacze różnych dziedzin nauki, jak chciał Henryk Bereza. Nie przewidział on natomiast, czy też nie chciał przewidzieć, że dzieło Myśliwskiego z miejsca stanie się żerem dla nienasyconych adaptatorów i inscenizatorów teatralnych. Prekursorem w tej dziedzinie okazał się kierownik artystyczny OTO "Kalambur" wa Wrocławiu.
"Ta wieka proza Wiesława Myśliwskiego dostarcza mi wszystkiego - myśl, zdarzenie, etykę - pisał entuzjastycznie w programie do przedstawienia Bogusław Litwiniec. Szkoda, że widzowie po czterogodzinnych (!) zmaganiach ze zrealizowanym przez niego spektaklem nie wychodzą z teatru równie usatysfakcjonowani intelektualnie. Ku sztubackiej uciesze widowni Bogusław Litwiniec wybrał do adaptacji oo Jędrnlejsze, dosad-nlejsze fragmenty z powieści. A przecież nie są one w niej najważniejszej Budują tylko koloryt pięknej metaforycznej opowieści o upadku kultury chłopskiej. Rozgoryczonym świadkiem przemian społecznych, kulturowych i obyczajowych wsi, a zarazem narratorem powieści uczynił autor wrażliwego filozofującego chłopa - Szymona Pietruszkę. W spektaklu rola ta bez uzasadnienia (pewnie w celu udramatycznienia tekstu, co wcale nie pomogło spektaklowi) rozbita została na... czterech aktorów (?!), z których największym zadaniem obarczono Ryszarda Malinowskiego. Próbował on zarysować postać bez przejaskrawień, ale wypadło to raczej bezbarwnie i monotonnie. Przedstawienie kolejny już raz potwierdziło niedostatki zespołu aktorskiego teatru "Kalambur".
Ludowa stylizacja powieści z powtarzalnością motywów i wątków nadaje jej gawędziarsko-balladowego charakteru.
Klimat ten wyczuwał, wydawało się, reżyser, o czym świadczy wykorzystanie w spektaklu nastrojowej muzyki Juliusza Śliwaka, w której powracał jak echo motyw popularnej śpiewki ludowej. Jednak zamiast przedstawienia kameralnego i ściszonego, powstał niejednorodny w stylistyce, rozbuchany i rozkrzyczany spektakl. Niestety, umowność i subtelna symbolika (najlepsze sceny przedstawienia) zestawione zostały brutalnie z nachalną ilustracyjnością, namiastkami pseudonaturalizmu, przyciężkawą symboliką, grepsowymi i kabaretowymi dowcipasami. Do owego wymieszania konwencji przyłożył się również zespół scenografów, który nie popisał się ani wyczuciem klimatu powieści, ani umiejętnością myślenia scenicznego, ani nawet sprawnością warsztatową (skandaliczne kostiumy Katarzyny Świeckiej).
Zawsze podziwiałem mitotwórczą skłonność kierownika artystycznego i dyrektora OTO "Kalambur". Tym razem w tekście "Pisane ze sceny", przy okazji spekulatywnych rozważań na temat tego, co "możliwe i rzeczywiste", czyli o związkach literatury i teatru, powraca znowu nostalgiczne wspomnienie poetyckich przedstawień "Kalamburu" z lat 60-ych. Ich wielka siła (...) polegała właśnie na tym, że z natchnienia liryki stopiła się w nich teatralna, a więc konieczna realność z własną sceniczną wizją - ideą-utopią - pisał Bogusław Litwiniec.
Legenda legendą..., a w spektaklu "Kamień na kamieniu", wypadło to, niestety, nie najlepiej...