Artykuły

Awaria

W Sali Teatru Dramatycznego możemy zobaczyć współczesną polską komedie autorstwa aktorki tego teatru - Haliny Dobrowolskiej, wystawioną tam w jej reżyserii. Halina Dobrowolska, jak się dowiadujemy z programu, debiutantką w dziedzinie dramatopisarstwa nie jest, a i jej "Awaria", zanim trafiła na scenę Dramatycznego, była już wystawiona wcześniej. Wy­stawił ją mianowicie Kazi­mierz Dejmek w Teatrze No­wym w Łodzi - w 1976 r. Wówczas, jak stwierdza autor­ka we wspomnianym progra­mie, przyjęta była entuzja­stycznie. To entuzjastyczne przyjęcie tłumaczyć można z pewnością sytuacją. "Awaria" należała wówczas do tych, tak niegdyś przez widzów lubianych, utwo­rów aluzyjnych. Dziś jednak, co trzeba stwierdzić z przy­krością, jej satyryczne ostrze stępiało, a aluzyjność gdzieś przepadła. Patrzymy na "Awarię" jak na komedię obyczajową, obrazek wzięty z życia, momentami wprawdzie i budowania domów, robi się zabawny ale w sumie nudna­wy. Szkoda więc, że autorka zdecydowała się na wystawienie swej sztuki w jej niegdy­siejszym kształcie - najwy­raźniej nie wytrzymała ona próby czasu. Bo wprawdzie w warstwie fabularnej nie stra­ciła "Awaria" swej aktualności, jest to jednak aktualność raczej mało ważna, a dokony­wanie jakieś uogólnień, prze­noszenie sytuacji z walącego się domu na sytuację kraju, byłoby zabiegiem "na siłę" i w sumie bez sensu.

Oto mamy blok, jeden z wie­lu takich samych bloków, sto­jących w jednym z wielu ta­kich samych naszych miesz­kalnych "blokowisk". A raczej jego hall wejściowy i frag­ment schodów - szare, smut­ne, odrapane - wiernie od­tworzone na scenie przez Te­resę Ponińską, autorkę sceno­grafii. Tu zaczną się zbierać lokatorzy z zalewanych wodą mieszkań. Potem wstawią tu swe meble by wspólnie koczować w oczekiwaniu zbawczą ekipę hydraulików. A blok, z początku tylko zalewa­ny, zacznie z łoskotem trzesz­czeć i chwiać się jakby pęka­jące ściany i sufit miały się za chwilę zawalić. Lokatorzy, jak to w na­szych nowych blokach bywa, są reprezentantami wszelkich grup społecznych i zawodów. Jest robotnik i ekspedientka, taksówkarz i sprzątaczka, pro­fesor, inżynier, architekt, le­karka i mecenas, sportsmen­ka, artysta plastyki i dyrek­tor, a nawet dewizowa pro­stytutka. Jest też młodzież i babcia znajdująca na każdą okazję odpowiedni cytat z Biblii, Jest wreszcie dozorczyni tzn. gospodarz domu i jej milczący mąż. Mamy więc oto niemal cały przekrój społeczeństwa. Ale niewiele z tego wynika. Za­bawne pomysły i sytuacje rozmywają się w mdławych dialogach. A kiedy już inży­nier i architekt zaczynają swe długie, fachowe wywody na temat metody podłączania rur po prostu nudno. Nieco pikan­terii wnosi sytuacja dwu roz­wiedzionych małżeństw oraz dyskusja na temat trudów w zawodzie "dewizowej panien­ki". Odrobinę czarnego humo­ru wnosi fakt, że na jednym z pięter spoczywa pani Piotrow­ska, która już niczym się nie martwi, bo właśnie mają przyjść po nią pracownicy przedsiębiorstwa pogrzebowego. Trochę specyficznego dow­cipu wnosi postać wspomnia­nej babci (Stanisława Stępniówna) oraz postać dozorczyni (Wanda Łuczycka) - nie zmienia to jednak faktu, że komedia udanym przedsię­wzięciem nie jest. Także o aktorstwie wiele dobrego powiedzieć się nie da. Jedynie odtwórcy, a właściwie odtwórczynie, postaci zaryso­wanych grubszą kreską, bar­dziej charakterystycznych, wypadają lepiej - więc wspomnianą już Stanisława Stępniówna i Wanda Łuczycka oraz Janina Traczykówna w roli prostytutki. Reszta wy­pada nijako - a szkoda, bo przecież Danuta Szaflarska, Marek Bargiełowski, Józef Nowak, czy Mieczysław Milecki to dobrzy aktorzy, po któ­rych wiele można się spodzie­wać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji