Artykuły

Czarodziejski bęben wg L.Tołstoja w Baju Pomorskim

Lubię pisać o przedstawieniach "Baja Pomorskiego" gdyż w dziewięćdzie­sięciu procentach są to przedstawienia udane i na wysokim poziomie artystycz­nym, a każdy chyba przyzna, że o wiele przyjemniej jest chwalić niż - zawsze jednak mając tylko dobro teatru na myś­li - ganić. Dlatego też czuję się zawsze trochę jakby pokrzywdzona o tę moją pełnię recenzenckiej radości, gdy z przedstawienia nierównego muszę wyłuskiwać strony cenniejsze a krytykować te, które na miano cennych nie zasługują, tym bardziej, że tym właśnie stronom słab­szym należy poświęcić znacznie więcej miejsca i uwagi.

Takie właśnie refleksje nasuwają mi się po obejrzeniu "Czarodziejskiego bębna", bajki Lwa Tołstoja adaptowanej dla sce­ny lalkowej przez Z. Kopalkę.

Główny zarzut jaki nasuwa się widzowi - to przeznaczenie tej sztuki dla widzów najmłodszych, którzy nie są w stanie uchwycić jej skomplikowanej symboliki. Byłam na przedstawieniu szkolnym, dla dzieci w wieku lat 7-11 i słyszałam jak raz po raz padały pytania: na co carowi piękna Głafira? Dziecko pragnie konkret­nej motywacji carskiego kaprysu, chce wiedzieć, czy Głafira musi na carskim dworze pracować tak jak Emeljan, czy też bawić tańcem jak jedna z dworek, czy też... zostać carycą? Bajka tego dzieciom nie wyjaśnia. Drugą kwestionowaną stroną (podkreślam, że mówię o tym z punktu widzenia młodocianego widza) jest sprawa samego bębna, który "brzę­czy głośno i ludziom dokucza", a jest pu­sty. Dziecko nie widzi w nim symbolu cara, carskiej władzy i siły, lecz jedynie czarodziejski instrument, który w jakiś dziwny sposób łączy się z carem i Emeljanem. Chodzi mi o to, że dzieciom w tym wieku sztuka ta daje jedynie pewne wizualne i wokalne wartości, podczas gdy treść pozostaje dla nich najczystszą baś­nią, wymysłem, zbiorem nieprawdopodobnych wydarzeń poczynając od wcielenia się zielonej żabki w piękną dziewczynę, a kończąc rozbiciem czarodziejskiego bęb­na. Wartości pouczające tej baśni - jak znaczenie wierności, miłości, poczucie sprawiedliwości społecznej należy wyłu­skiwać z gęsto obrastającej je baśniowości, co sprawia, że bajka w takim ujęciu jest dla najmłodszych widzów zbyt skom­plikowana i trudna, pomimo że w końcu dzieci cieszą się ze zwycięstwa Emeljana i pognębienia cara i jego dworu.

Drugi zarzut zmierza pod adresem rea­lizacji. Sztuka składa się z kilkunastu obrazów, które zostały niezbyt szczęśliwie rozwiązane technicznie. Zbyt częsta zmia­na dekoracji przez zapadanie się i wyła­nianie poszczególnych elementów deko­racyjnych nuży widza i rozprasza jego uwagę, tym bardziej, że obrazy stale są te same. Posiadając scenę obrotową, (któ­rej urządzenie nie powinno nastręczać trudności), można byłoby tę stronę przed­stawienia rozwiązać sprawniej, co skróci­łoby czas trwania spektaklu i przyśpie­szyłoby żywość akcji. Może też należało­by zrezygnować z jednego z obrazów w domu Emeljana.

Jeśli chodzi o aktorską stronę przedsta­wienia, to na pierwsze miejsce wysuwa się niezaprzeczalnie wspaniała Babuleńka (T. Zielińska), która stworzyła z tej epi­zodycznej postaci prawdziwą kreację, wzruszając szczerością przeżycia i bezpośredniością. Bardzo kobieca i pełna wdzięku jest Głafira (H. Przybyszewska), ale partie śpiewane nie dorównują inter­pretacji tekstu. Czy nie lepiej byłoby je robić na recytativie? Wykonawcy Emelja­na (W. Iwanicki) miejscami brak głębi przeżyć, co wprowadza pewną monotonię, ma jednak szczere momenty, które tra­fiają do widowni. Car w wykonaniu L. Bienaszewskiego został nieco spłycony. Aktor nie wydobył z tej postaci owej "pustki brzęczącego bębna", choć był w miarę bezduszny i hałaśliwy. Dworzanie (Cz. Kurzawski, H. Kałamajski i S. Borowicz) na poziomie. Dworki (T. Zielińska i H. Baranowska) niezłe, choć miejscami "przepiszczane". Bardzo wyraziście natomiast wypadł Bojar z bębnem( S. Borowicz).

Jeśli chodzi o technikę prowadzenia lalek, to jak zawsze jest ona bez zarzutu a miejscami wręcz oszałamiająca, jak np w wypadku dwóch pachołków carskich. Patrząc na nich widz mimowoli poddaje się baśniowej wierze w istnienie małych ożywionych "człowieczków". Ci dwaj, któ­rzy nie mają ani jednej kwestii, stale jed­nak mają coś do powiedzenia sobie i pu­bliczności, postacie te żyją, reagują w sposób naturalny i żywy, są komunika­tywni a tańczą tak, że niejeden solista 'odbywających się obecnie eliminacji zespołów mógłby im pozazdrościć. Również Głafira zwraca na siebie uwagę płynno­ścią ruchów i kobiecym wdziękiem. Dobrze też wypadły sceny zbiorowe i bardzo sugestywnie doskonały przemarsz bezdusznych żołnierzy pod rytmiczną komendę: lewą, lewą!...

Umowna prostota dekoracji baśnio­wych w stylu jest dobra (ach ta pstroka­ta cerkiew!), dobre też są lalki, z których przemiłą maskę ma Babuleńka i ujmu­jącą wdziękiem Głafira. Stroje lalek piękne i stylowe, działają na wyobraźnię młodocianych widzów, którzy gorąco komentuja złoto szat carskich i dworskich i odcinające się silnym kontrastem zgrzebne płótno ubrania Emeljana. Zasłu­ga to E. Baranowskiego oraz pracowni.

Muzyka (J. Dobrzański) przyjemna z dobrze wykorzystanymi motywami rosyjskimi, miejscami partie przypominają frazowanie Mussorgskiego, zwłaszcza fra­za cara o Głafirze i finał aktu II, które chór aktorów wykonuje w sposób niemal operowy i trzeba przyznać bardzo udany. Zespół muzyczny prowadzi K. Zalewska.

Sztukę reżyserowała Barbara Rychłowska-Kulikowska, która włożyła w nią dużo rzetelnego wysiłku i najzupełniej stanęłaby na wysokości zadania, gdyby nie owe usterki techniczne, o których była mowa na początku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji