Artykuły

Bezradność u Castellucciego. Mocny spektakl "Zstąp, Mojżeszu"

Romeo Castellucci pokazał we Wrocławiu dotkliwy, mocny spektakl. A do jego "Zstąp, Mojżeszu" rzeczywistość dopisała nowy kontekst - o spektaklu prezentowanym na Olimpiadzie Teatralnej we Wrocławiu pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Castellucci buduje swoje spektakle z obrazów. Ich intensywność ma w sobie siłę, z którą trudno się zmierzyć. Tym razem od aktorów publiczność oddziela przezroczysty ekran, nakładający ciepły, zmiękczający filtr na to, co oglądamy. Nie jest on jednak w stanie stłumić emocjonalnego napięcia. Trudno się od niego uwolnić, pulsuje w głowie jeszcze długo po wyjściu z teatru.

W pierwszym obrazie grupa mężczyzn i kobiet w wizytowych strojach spaceruje po galeryjnej sali, której ściany są puste. Próbują tę pustkę zmierzyć, znaleźć klucz do niej, wpasować się w nią. Jedyny artefakt - odbitka z Dürerowskim zajączkiem, reprodukcja, imitacja, poniewiera się na podłodze. Obraz drugi: cienie postaci poruszają się za zasłoną - na pierwszym planie kręci się w szaleńczym tempie turbina, w którą wkręcają się ludzkie włosy. Obraz trzeci: w toalecie publicznej krwawi kobieta. Z zewnątrz dobiega szczęk sztućców, gwar rozmów - prawdopodobnie jesteśmy w restauracji. Do drzwi co chwila ktoś stuka. Kobieta jęczy z bólu, na wysokich szpilkach ślizga się w kałuży krwi. Próbuje bezskutecznie dodzwonić się do kogoś, papierem toaletowym zetrzeć krew z kafelków, wreszcie zastyga na podłodze, wstrząsana drgawkami. Obraz czwarty: noc, dźwięk cykad co chwila zagłusza silnik przejeżdżającego samochodu. Z kontenera na śmieci wydobywa się płacz niemowlęcia. Obraz piąty: kobieta, którą widzieliśmy w toalecie, tym razem na posterunku policji podczas sceny przesłuchania. Nie odpowiada na pytania inspektora służbisty, który próbuje ustalić, co zrobiła z dzieckiem. Kiedy wreszcie się odzywa, na podłodze widzi zwierzęta i nudę w ich oczach. Mówi o tym, że swojego syna złożyła w koszyku na falach Nilu. Że jest Mojżeszem, że będzie długo żył i dokona cudów, że będzie rozmawiał z Bogiem twarzą w twarz. Obraz szósty: wciąż tę samą kobietę wchłania urządzenie do wykonywania rezonansu magnetycznego. Obraz siódmy: cofamy się w czasie o kilkaset tysięcy lat. W jaskini żyje grupa naszych praprzodków. Jest wśród nich kobieta, której dziecko, niemowlę, umiera. Grzebie je w jaskini, rozpacza. Chwilowe pocieszenie daje jej bliskość z mężczyzną. Ekran pokrywa odciskami rąk, maluje na nim napis "SOS". Obraz ósmy: do jaskini z rezonansowego pudła wchodzi kobieta. Kładzie się na ziemi, wyciąga przed siebie ręce, obejmuje powietrze.

Przytaczam ten krótki scenopis bez ryzyka, że przyszłym widzom, którzy gdzieś w teatralnym świecie trafią na "Zstąp, Mojżeszu", cokolwiek odbiorę.

Tak naprawdę nie w zapisie tej opowieści rzecz cała się zawiera - poszczególne obrazy poza miejscem akcji, doborem aktorów, szkicem sytuacji różni też intensywność. Od chłodu jak z obrazów Hoppera w scenie początkowej, przez naturalistyczną dosłowność w scenie trzeciej, symbolizm czwartej, po wreszcie hipnotyzującą stylizację na dzieła mistrzów malowania światłem i cieniem w końcowych sekwencjach. Gdyby to Caravaggio przedstawiał życie naszych praprzodków, jego ożywione obrazy musiałyby wyglądać właśnie tak, jak to pokazuje Castellucci.

Wbrew tytułowi nie dostajemy tu historii życia Mojżesza. Nie rozstąpi się przed nami morze, Bóg nie przemówi poprzez gorejący krzew, zamiast dziesięciu przykazań będzie sucha notatka w raporcie inspektora służbisty. Tym, co interesuje Castellucciego, jest tak naprawdę sytuacja matki proroka. I odpowiedź na pytanie, czy dziś, we współczesnym świecie, jest możliwy gest powtarzający ten opisany w Biblii.

Ten spektakl działa dotkliwie na widza, wystawiając intymność swojej bohaterki na widok publiczny, sprawia, że mamy ochotę zamknąć oczy, odwrócić głowę. Albo krzyknąć głośno, kiedy widzimy, jak bezdusznie jest traktowana. Ekran, który oddziela ich od widowni, jest jednocześnie witryną klatki, która więzi ich w ich własnym doświadczeniu, do którego tak naprawdę nikt poza nimi samymi nie ma dostępu.

Castellucci pozostawia sytuację otwartą - sami musimy rozstrzygnąć, czy mamy do czynienia z kobietą szaloną, którą samotny poród i porzucenie dziecka pozbawiły zmysłów, czy z męczennicą.

Kiedy jednak podczas przesłuchania sięga do starotestamentowego proroctwa, mówiąc o perspektywie uwolnienia ludu, który ze swojej niewoli nie zdaje sobie sprawy, jej słowa nabierają nowego, aktualnego sensu.

To niejedyny moment, w którym "Zstąp, Mojżeszu" brzmi dziś szczególnie dotkliwie - niezależnie od intencji reżysera polska rzeczywistość dopisuje do tej historii samotnego porodu i porzuconego dziecka nowy kontekst. Najbardziej dojmujące jest w tym spektaklu właśnie osamotnienie bohaterki i nasza, widzów, bezradność wobec jej cierpienia.

Castellucci swoją zdolność współodczuwania z bohaterką w jej dramacie przenosi na widownię. I to wrażenie jest tak intensywne, że można się w nie albo całkowicie zanurzyć, albo próbować się od niego odciąć.

A tajemnicza turbina, kolejna instalacja w tej fascynującej, mrocznej galerii? Czy oddaje wir życia, które trwa obojętne na nasze dramaty? Śmierć dziecka, śmierć żadnego z nas nie jest w stanie zatrzymać jego intensywności - te słowa padają w spektaklu.

"Zstąp, Mojżeszu", reżyseria, scenografia, kostiumy i światło - Romeo Castellucci, tekst - Claudia i Romeo Castellucci, muzyka - Scott Gibbona, Societas Rafaello Sanzio. Spektakle 22 i 23 października we Wrocławiu w ramach Olimpiady Teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji