Artykuły

Warszawski wiatr w żagle

"Księżycowy chłopiec" wg Raymonda Queneau w reż. Igora Gorzkowskiego Teatru Soho w Warszawie i Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Was.

"Może w Warszawie zyska nową jakość" - tak zakończyła recenzję nasza redakcyjna koleżanka, która najnowszy spektakl Igora Gorzkowskiego oglądała w Gdańsku, jako że "Księżycowy chłopiec" wg Raymonda Queneau to koprodukcja Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego i warszawskiego Teatru Soho. Prosimy o częstsze wypowiadanie tego typu życzeń, bo prezentacja na Mińskiej 25 w niczym nie przypomina spektaklu, nad którym tak się pastwią trójmiejscy komentatorzy tamtejszego życia teatralnego. Na kameralnej widowni Soho przede wszystkim nikt nie zasnął, nikt też nie przeszkadzał aktorom swoim chrapaniem, a w przerwie nie zauważyłem, by ktoś uciekał przed płynącą ze sceny nudą. A już na pewno nie zrobiła tego Krystyna Janda, która na premierowym pokazie gorąco oklaskiwała swoich kolegów, nie ukrywając swego zadowolenia.

Rzeczywiście, spektakl warszawski jest nieco krótszy od gdańskiego, ale nie na tyle by zmienić jego interpretację czy zburzyć precyzyjnie budowaną strukturę dramatyczną i zastosowaną przez realizatorów poetykę. Akcja toczy się niezwykle wartko, nawet monologi nie są pozbawione siły rażenia, nie gubi zabawy formą, jest zaskakująca w inscenizacyjnych konceptach reżyserskich, tempo jest naprawdę imponujące, choć oczywiście nie pozbawione wymiaru kontemplacyjnego, a wśród aktorskiej braci, która chyba po gdańskich cięgach dostała wiatru w żagle, nietrudno wyłuskać perełki w rolach przede wszystkim Anny Sroki-Hryń czy Przemysława Bluszcza i Sebestiana Perdka. Inteligentnego śmiechu jest też co nie miara. Czegóż więc chcieć więcej?

Queneau pojawił się w polskim teatrze za sprawą teatrów Malabar Hotel i Studio. W tym drugim miała miejsce premiera "Ćwiczeń stylistycznych" w reż. Marii Żynel. I choć aktorskiemu tercetowi - Marcin Bikowski, Marcin Bartnikowski i Łukasz Lewandowski - trudno odmówić sprawności w posługiwaniu się teatralno-literacką żonglerką, jakoś ten spektakl nie zyskał mojej aprobaty - bardziej mnie podczas premiery znużył i z trudem przedzierałem się przez hermetyczność tego tekstu, przetłumaczonego przez Jana Gondowicza. Być może nie jestem aż tak czuły na ten rodzaj językowych gier czy wolt i dlatego nie zasiliłem całkiem sporego grona akolitów tego przedstawienia.

"Księżycowy chłopiec" jest zatem moim drugim podejściem do prozy francuskiego poety, powieściopisarza i eseisty, ale tym razem już po lekturze kilku jego opowiadań. Tekst zaadaptowany przez Igora Gorzkowskiego nie jest materiałem do obróbki łatwym. Sięgając po autora "Psiej trawki" reżyser kontynuuje swoje literackie zainteresowania rozpoczęte czytaniem Walsera, potem Charmsa. Nakładanie się różnych wątków, dwóch perspektyw determinujących świat przedstawiany, duże przeskoki czasowe, a także ciągłe przeplatanie się tonów serio z elementami błazenady nie ułatwiają zadania. Założycielowi Soho udaje się jednak nie zgubić złożoności tekstu, jego całego bogactwa, charakterystycznej temperatury, scenicznego języka i konwencji, która nie wszystko może pokazać wprost, zachowując ironiczny dystans i biorąc w cudzysłów to, co wydaje się być najmniej oczekiwane, tajemnicze czy zaskakujące.

Gorzkowski chcąc być wierny wewnętrznej spójności, dyscyplinie i rytmowi książki, czerpie z niej jednak to, co zawiera największy potencjał teatralny i co pozwala na utrzymanie zainteresowania widza. Spektakl urzeka też zdyscyplinowanym aktorstwem, które zamknięte w ryzach stylistycznej jednorodności, nie boi się uciekać do form bardziej groteskowo-farsowych. Każdy z aktorów ma tutaj swoje pięć minut, które z pełnym zaangażowaniem i znakomitym efektem wykorzystuje. Nawet Bartłomiej Bobrowski i Andrzej Mastalerz, którym przyszło wcielić się tylko w jedną rolę. Ten drugi miał chyba najbardziej trudne zadanie, jako że obsadzony był choćby z racji wieku, jakby wbrew postaci Pierrota, ale dzięki temu widowisko zyskiwało nowe, nieoczekiwane sensy. Mastalerz podbijał refleksyjny klimat powieści, pomagał wejść w głąb tekstu, w jego warstwę bardziej poetycko-oniryczną, w narrację bardziej wysublimowaną, kontrastowaną z tym co rubaszne, szalone i pozornie tylko widowiskowe.

Na uwagę zasługuje też bardzo sprawny, pozbawiony pauz montaż poszczególnych scen, które jak na karuzeli zmieniają się w kalejdoskop żywych, jakby przenikających się obrazów. Interesujący jest sposób wykorzystania i ogrywania scenicznych rekwizytów, a także użytych tricków, który nie tylko ubarwia nie pozbawioną paradoksów akcję, ale i wprowadza elementy podnoszące niektóre z nich do rangi symbolu czy wzmocnienia teatralnej metafory.

Spektakl Gorzkowskiego ma strukturę otwartą, każe zastanowić się nad tym jak przypadkowy incydent może wpłynąć na nasze życie, jak może zmieniać nasze postrzeganie świata, rzeczywistość wokół. Ale wyobraźnia i wrażliwość widza może go też zawieść w obszary zgoła zupełnie inne. A wszystko to opowiedziane jest niemal jak historia detektywistyczna z nie mniej ważnym wątkiem miłosnym, gdzie co innego znaczą i czego innego dotykają zeznania fakira, dyrektora cyrku czy tresera dzikich zwierząt, a zupełnie czym innym jest wyznanie Mounnezerguesa o tym, jak w warzywnym ogródku dokonała się śmierć połdawskiego księcia. Reszty zdradzać nie wolno, by nie psuć Państwu odkrywania tajemnic tej mrocznej historii pełnej niedopowiedzeń, w rzeczywistości tyleż realnej, co tej realności pozbawionej. W teatrzyku cieni pełnym wizualnych niespodzianek również. No i w otoczeniu niesamowitej warstwy dźwiękowej Piotra Tabakiernika. Na koniec warto zwrócić jeszcze uwagę na młodziutką Weronikę Humaj, która jako Yvonne pokazała, że już sporo umie i ma już zadatki na sceniczną osobowość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji