Zrobiła się dziura w niebie
Kilka dni temu w Państwowym Teatrze "Lalek" we Wrzeszczu odbyła się premiera sztuki Anny Świrszczyńskiej "Zrobiła się dziura w niebie" w inscenizacji i reżyserii Natalii Gołębskiej. Scenografia Haliny Bojańskiej. Muzyka Józefa Grzesika. Tańce w opracowaniu Krystyny Gruszkówny.
Ktoś w antrakcie sztuki powiedział: - Nie byłoby dziury w niebie, gdyby ta sztuka nie została napisana...
Podobna ocena przewijała się w dyskusji jaka odbyła się po przedstawieniu.
Zasadniczym zarzutem było to, że sztuka jest zbyt sztampowa: członek spółdzielni produkcyjnej - bumelant, potępiająca go gromada, w której najliczniej reprezentowany był świat zwierzęcy i wreszcie samokrytyka z nadzieją na przyszłe przodownictwo. Mówiono poza tym o za trudnej dla dzieci problematyce, o "częstochowskich rymach" itp.
Wszystko to byłoby w zasadzie słuszne gdyby... Tak, gdyby sztuka nie podobała się dziecięcej widowni. Żywy śmiech i częste oklaski świadczyły zaś o zainteresowaniu.
Mira Grochulska, ośmioletnia uczennica podstawowej szkoły muzycznej w Gdańsku, a moja miła sąsiadka tak określiła swój stosunek do bohatera sztuki:
- Jak w czasie kolonii chodziliśmy pomagać przy żniwach to największą karą było zostać w domu, a Michał ze sztuki to przeciwnie...
A więc i problem był zrozumiany i co więcej opatrzony własnym komentarzem. - Czy więc sztuka jest dobra? Odpowiedź nie jest łatwa. Bezwzględnie od autorki "Orfeusza'' można wymagać czegoś bardziej "własnego" w konstrukcji sztuki, a przede wszystkim lepszego wiersza. Można stwierdzić, że sztukę o tej samej problematyce można było napisać lepiej i żywiej. Nie ulega jednak kwestii, że w swym schematyźmie jest ona jasna i posiada duże walory wychowawcze.
Zasadniczą jednak tajemnicą tego, że sztuka się podoba, jest ciekawa inscenizacja i dobra reżyseria.
Natalia Gołębska chciała nam pokazać "malowankę na szkle", ludowy artystyczny prymityw. Cel ten na ogół osiągnęła. Poszczególne odsłony mają wiele przekonywającego w swej prostocie ruchu, są ciepłe i barwne. Duża w tym zasługa ciekawego opracowania scenograficznego (piątka z plusem za "kołek" w płocie") opartego na motywach kaszubskich, przewijających się mocno w muzyce i trochę w tańcu. W lokalny regionalizm wprowadza od razu widza pięknie malowana kurtyna, stylizowana na wielobarwny haft kaszubski. Do scenografa można mieć tylko pretensję za chatę typową dla innego regionu. Doskonale harmonizuje z koncepcją inscenizacji typ lalki: najbardziej prymitywna lalka-rękawiczka pacynką zwana.
Niewidoczni aktorzy za jej pośrednictwem stworzyli tu kilka naprawdę doskonałych scen, takich właśnie "na szkle malowanych"
Sceny kłótni Michałowej (Bernadetta Hashe) z mężem - bumelantem (Józef Korzeniowski), czy karmienia przez nią drobiu albo obrazek z trzema krawcami (Wanda Ziółkowska, Józefina Unczur i Bernadetta Hashe) realistyczne w swej prostocie, zostaną na pewno długo w pamięci dorosłego nawet widza.