Artykuły

Andrzej Seweryn: Mama pozostaje najważniejszą kobietą jego życia

Wychował się w wielkiej biedzie. Aktorstwo okazało się dla niego trampoliną do sukcesu. Dziś zbiera za swe role kolejne nagrody filmowe.

Już teraz wiadomo, że jednym z najważniejszych filmów tego roku będzie "Ostatnia rodzina". Opowiada on o losach dwóch pokoleń familii Beksińskich - słynnego malarza, Zdzisława i jego syna, radiowca, Tomasza. W rolę tego pierwszego wcielił się popularny aktor, Andrzej Seweryn. Jego kreacja została doceniona na międzynarodowym festiwalu w Locarno, gdzie Polak zgarnął za nią prestiżowego Złotego Lamparta. Nie obejdzie się zapewne bez nagrody również na trwającym obecnie festiwalu w Gdyni. Film wejdzie na ekrany naszych kin już za tydzień.

- Przyznam, że wyczekuję polskiej premiery "Ostatniej Rodziny" w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego. Udział w tym filmie zaliczam do najwspanialszych przygód mojego życia. Z niecierpliwością czekam na reakcje organizatorów, publiczności i krytyki - mam nadzieję, że będą podobne do odbioru obrazu w Locarno - mówił Andrzej Seweryn w serwisie "Co jest grane?".

Dzieciństwo w ciasnej klitce

Rodzice aktora pochodzą z różnych stron Europy. Ojciec wywodzi się z Żabna, które leży na terenie dzisiejszej Ukrainy, a matka urodziła się pod Kielcami. Poznali się w Niemczech, gdzie oboje podczas okupacji trafili na roboty. W 1946 roku w Heilbronn przyszedł na świat ich syn - Andrzej. Mimo to oboje postanowili wrócić do Polski.

Ojciec wierzył w socjalizm - i dzięki zmianom politycznym w Polsce skończył studia, a potem został dyrektorem fabryki samochodów. Niestety - kiedy Andrzej miał dziesięć lat, opuścił rodzinę. Mama musiała więc sama utrzymać siebie i dzieci - bo oprócz syna miała jeszcze córkę. Pracowała najpierw jako sprzątaczka, konduktorka, strażniczka i wreszcie szatniarka w Teatrze Polskim. Cała trójka mieszkała w jednym pokoju. Mama aktora żyje do dziś - i ma już 94 lata.

- Mamy dobre relacje, coraz lepsze. Lubię jej prostotę i poczucie humoru, coraz bardziej się rozwijające. Mama kpi ze mnie, że w tym wieku dżinsy noszę, że marynarki za wąskie. Syn ma być pod krawatem i w garniturze - mówił Seweryn w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". - Kilka lat temu zobaczyła spektakl "Wyobraźcie sobie..." Szekspira, w którym w pewnym momencie rozbierałem się do naga. Powiedziała, że wypadłem wspaniale, z wyjątkiem tej właśnie sceny, tego się nie robi.

To właśnie mama zabrała go pierwszy raz w życiu do kina - na radziecki film "Dygnitarz na tratwie". Bardziej świadomie wybrał się sam na "Hamleta" z Laurence'm Olivierem w roli tytułowej. Był zachwycony, choć niewiele zrozumiał. Być może dlatego po maturze postanowił zdawać do warszawskiej szkoły teatralnej, choć nauczycielka historii, której był ulubieńcem, Anna Radziwiłł, widziała go raczej w innym zawodzie. "Gdzie ty idziesz? Będziesz aktorem? Przecież to jest straszny zawód. Idź na historię!" - sugerowała. Ale pasja zwyciężyła.

Całe stypendium dla mamy

Na studiach miał mnóstwo zajęć. Zdarzało się, że w ciągu dnia przesiadywał w auli od rana do wieczora. Przykładał się bowiem mocno, zdając sobie sprawę, że wykształcenie jest jego jedyną szansą na wyrwanie się z biedy. Żywił się bułkami i mlekiem, a całe stypendium, które mu przyznano, oddawał mamie. Profesorowie go lubili - a przez to miał wśród kolegów opinię kujona.

- Pracuś czy nie, piliśmy razem wódkę. Pamiętam pijaństwo z Ryśkiem Perytem, Julkiem Sawką i Maćkiem Prusem w pokoiku w "Dziekance". Piliśmy rieslingi, dużo butelek - opowiadał w "Dużym Formacie". - W pewnym momencie zdecydowaliśmy, że nie zostawimy żadnego szkła w całości. Budzimy się rano i nie możemy się ruszyć. Wszędzie porozbijane butelki, szklanki, szyby. Profesor Rena Tomaszewska wzięła nas wtedy na dywanik.

Już na studiach próbował wykorzystywać swoje aktorskie talenty, aby nieco zarobić. Z grupą kolegów i koleżanek uczył się rosyjskich pieśni - a potem w ramach obchodów kolejnej rocznicy wybuchu rewolucji październikowej występował w domach kultury i zakładach pracy. Raz udało się zebrać trochę grosza, innym razem studenci dostawali... kilka butelek czystego spirytusu.

Studia kończył wiosną 1968 roku - a to był gorący czas na ulicach Warszawy. Kiedy w Teatrze Narodowym wystawiono "Dziady", władze uznały, że to antyradzieckie przedstawienie i kazały je zdjąć z afisza. Andrzej wraz z kolegami i koleżankami poszedł z transparentami protestować. Po spektaklu studentów zaczęła rozpędzać milicja. A on jakby nigdy nic szedł sobie spokojnie do domu. I oczywiście został aresztowany.

Żonę miałem bystrzejszą

Młody chłopak spędził w więzieniu cztery miesiące. Siedział w czteroosobowej celi - a jego koledzy z sąsiednich prycz byli donosicielami. Nie wspomina dobrze tego czasu - bał się o siebie i rodzinę, aby się uspokoić pisał opowiadania i uczył się francuskiego. Wtedy nie wiedział, że kiedyś bardzo mu się to przyda. Gdy zwolniono go na mocy amnestii, miał już zdecydowanie opozycyjne nastawienie - i przystąpił do Komitetu Obrony Robotników. Jednym z jego zadań było rozrzucanie antyrządowych ulotek na warszawskich ulicach.

- Autobusy miały wywietrzniki dachowe. Najpierw uchylałem pokrywę i kładłem na dachu ulotki. Potem otwierałem ją całkowicie, a wiatr zdmuchiwał papiery. Nie był to jakiś specjalny akt odwagi - podkreślał w "Playboyu". - Być może było to efektowne, ale także głupie, bo większość ulotek lądowała na jezdni, a nie na chodnikach. Moja pierwsza żona, Bogusia, była odważniejsza i bystrzejsza ode mnie - ulotki zrzucała z okien domu handlowego na Brackiej.

Musiał jednak z czegoś żyć - dlatego zdecydował się zagrać w filmie. "Album polski" okazał się socrealistycznym gniotem, w którym udział wielokrotnie mu wypominano. "Oj, Andrzej, Andrzej, rzeczywiście najważniejszym problemem Polski jest produkcja motocykli" - śmiała się z niego nauczycielka historii z liceum po obejrzeniu kinowego debiutu swego dawnego protegowanego.

Z czasem jednak zaczął wybierać coraz lepsze filmy - i w końcu trafił na plan "Ziemi obiecanej". Pod okiem Andrzeja Wajdy stworzył jedną z najwybitniejszych kreacji w swym dorobku, która przyniosła mu sławę w kraju i zagranicą. Nic więc dziwnego, że kiedy słynny reżyser jechał pod koniec 1982 roku do Paryża, aby wystawić w tamtejszym teatrze "Onych" Witkacego, zabrał ze sobą Seweryna. I tam zastał ich stan wojenny.

Do pięciu razy sztuka

Aktor postanowił zostać we Francji. To była trudna decyzja, ale ułatwiła mu jej podjęcie dyrekcja słynnego francuskiego teatru Comedie-Francais oferując mu angaż. Trudno było odmówić takiego zaszczytu - i Seweryn zaczął swe występy w Paryżu. Szybko zdobył dużą popularność i został tu na następne trzy dekady.

- Prezydent Mitterrand kiedyś przyszedł na moje przedstawienie do teatru Odeon. Grałem sztukę "Grand et petit" Botho Straussa w reżyserii Claude'a Regy. To jest taki tekst złożony z dziesięciu obrazów, ja brałem udział w dwóch, trzech. Jest tam poruszająca scena w sypialni - bezsenności pary małżeńskiej. I Mitterrand powiedział, że ta scena najbardziej mu się podobała" - podkreślał rozmawiając z dziennikarzami "Gali".

Wyjazd za granicę sprawił, że życie aktora nabrało kolorów. Kiedy w Polsce były puste półki, on przywoził z Francji dla mamy i siostry niedostępne tutaj produkty. Stał się też bardziej atrakcyjny dla płci przeciwnej.

- Proszę mi wierzyć lub nie - nigdy nie miałem wielkiego powodzenia. W ogóle nie musiałem radzić sobie z wielbicielkami, bo ich nie było. A nawet jeśli były, to niewystarczająco z tego korzystałem - wyjaśniał w "Playboyu".

Pierwszą żoną aktora była wspomniana Bogusława Blajfer, o której sam mówił, że to "żydowska księżniczka". Z czasem Seweryn przestał dobrze czuć się w tym związku. "Dotknąłem kwestii żydowskiej. Dowiedziałem się też, co to znaczy "amhu". To znaczy "nasz". Ja nigdy nie byłem nasz, ja byłem gojem" - mówił potem.

Drugą żoną gwiazdora została jego koleżanka po fachu - Krystyna Janda. Związek przetrwał tylko pięć lat, ale zaowocował dzieckiem. Maria Seweryn poszła w ślady ojca - i jest dzisiaj znaną aktorką.

- Kiedy grałem z Krysią Jandą "Heloizę i Abelarda", byliśmy właśnie po rozwodzie. Na scenie odbyła się straszliwa psychodrama. Zosia Mrozowska, która nas oglądała, powiedziała, że było jej niemiło. Jednak ktoś, kto nie wiedział nic o związku Janda-Seweryn, nie zobaczył tam naszych prywatnych spraw - zaznaczał aktor w "Gazecie Wyborczej".

We Francji Seweryn wziął sobie za żonę Laurence Bourdil. I ten związek został przypieczętowany narodzinami dziecka - syna Yanna. Potem aktor zadurzył się w libańskiej piękności - Mireille Maalouf, z która również ma syna - Maximiliena. Andrzej i Mireille byli parą dosyć długo jak na standardy aktora - bo aż czternaście lat.

- Yann - jego starszy syn, zawsze świetnie się uczył. Skończył prestiżowe liceum imienia Henryka IV w Paryżu, jedną ze szkół, które kształcą francuskie elity. Potem studiował literaturę na Sorbonie, zdobył tam podwójne magisterium.

Fascynowało go uczenie języka francuskiego, ale jednak ten bakcyl teatru cały czas w nim tkwił. Nagle w wieku lat 29 zdecydował się zdawać na wydział operatorski do łódzkiej szkoły filmowej. Ku zaskoczeniu ojca dostał się.

Po raz piąty sakramentalne "tak" Seweryn powiedział cztery lata temu polskiej promotorce filmowej - Katarzynie Kubackiej. Poznali się po pokazie filmu "Różyczka", w którym zagrał jedną z głównych ról.

Podczas nocy poślubnej doszło do zabawnej sytuacji. Aktor zmęczony weselnym przyjęciem udał się do hotelu, aby odpocząć. Zamknął się - i zasnął. Kiedy świeżo poślubiona żona chciała wślizgnąć się do małżeńskiego łoża, nie mogła się go dobudzić. Musiała więc wyjść na ulicę - i krzyczeć tak, by usłyszał ją przez okno. Oczywiście nie uszło to uwagi wścibskim mediom.

***

S jak sport

W młodości aktor uprawiał sport. "Trenowałem w Polonii Warszawa, u trenera Ziółkowskiego. Grałem w zespole młodzików w reprezentacji Warszawy. Pewnie znalazłbym sobie miejsce na boisku, gdybym nie zajął się teatrem" - mówi.

E jak eskapada

Pierwszą eskapadą aktora na Zachód był wyjazd na plan filmowy do Niemiec w Monachium. Po raz pierwszy wtedy jechał mercedesem. A przywiózł do Polski najwięcej płyt - Beatlesów, Rolling Stonesów czy Janis Joplin.

W jak więzienie

Podczas pobytu w więzieniu Andrzej Seweryn szukał uspokojenia w... jedzeniu. Jak sam wspomina, objadał się na wyrost, bo co tydzień więźniowie dostawali paczki i wszyscy dzielili się ze sobą tym, co przynosiły im rodziny.

E jak eksperyment

Podczas pobytu we Francji aktor zagrał w eksperymentalnym filmie słynnego pisarza - Michela Houellebecqa - "Możliwość wyspy" "Pracowało się pięknie. Czuł we mnie jakąś dziwną postać" - wspominał potem Polak.

R jak role

Andrzej Seweryn nie odmawia również ról w serialach telewizyjnych - o ile są ciekawie pomyślane. Obecnie możemy go oglądać jako szefa straży pożarnej w emitowanym w TVP2 serialu "Aktorzy" duetu Strzępka-Demirski.

Y jak "Yyyy"

"Yyyy" - wykrztusił z siebie Seweryn, kiedy w 1996 roku dostał nagrodę dla najlepszego francuskiego aktora. Przyszedł do niego wtedy list, w którym nadawca pisał: "Dowiedziałem się, że jest Pan Polakiem. Bardzo mnie to rozczarowało"

N jak normalność

Zapytany o swe największe marzenie, aktor mówi: "Normalne popołudnie ze wszystkimi moimi dziećmi i wnuczkami. W Krakowie, na Kazimierzu, w moim ulubionym hotelu - Rubinsteinie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji