Artykuły

Z Ojczyzny farsy

Kolejna wizyta w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego, który nową premierą rozpoczął swój 96 sezon, powinna być odmienna od konwenansów. "Czarujący łajdak" to wspaniałe tworzywo na wczesnopopołudniowy relaks w każdy dzień weekendu. Odbierany na luzie, w wygodnym swetrze zamiast smokingu, w mokasynach zamiast lakierków...

Sztuka przedstawia perypetie Franciszka Dumpoulin, uwikłanego już nie tylko w typowy małżeński trójkąt, ale w figurę geometryczną aż o 5 bokach - oprócz bohatera, jego wierzchołkami są dwie żony: Katarzyna i Betty oraz dwie kochanki: Barbara i Maria. Jeżeli dodać do tego wartki dialog, napisany przez syna paryskiego taksówkarza, zajmującego się kolejno sprzedażą lodówek, reklamą samochodów i zachwalaniem obuwia oraz dobrą rolę Mariana Dziędziela, po kilku przedstawieniach zaczepianego na krakowskich ulicach jako "czarujący łajdak" - zabawa okaże się przednia. Jedynym zarzutem - ale to chyba uwaga pod adresem reżysera - może być "przegadanie" początkowej fazy sztuki.

- Wychodząc z teatru usłyszałem opinię, że prezentując Pierra Chesnota i jego farsę dyrekcja z pl. Św. Ducha zaniżyła wysokie ongiś loty. Nic podobnego! - Chciałoby się zakrzyknąć: dobra farsa, zagrana tak jak u "Słowackiego" smakuje niby szampan - wprawia w doskonały nastrój i powoduje, że otaczający nas świat nie składa się tylko z "sieriożnych" tragedii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji