Artykuły

Farsa francuska po polsku

Zastanawiająca jest linia repertuarowa Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Listopadowy wybór "CZARUJĄCEGO ŁAJDAKA" PIERREA CHESNOT, w przekładzie ANDRZEJA MIŁOSZA nie jest najszczęśliwszy, chociaż przedstawienie samo w sobie jest dość zabawne. Czy to wystarczy? Niech odpowiedzą na to pytanie ludzie, którzy zawiadują życiem tej sceny owianej rzeczywistymi wspomnieniami największych osiągnięć w końcu XIX wieku, początku wieku XX i po ostatniej, najokrutniejszej z wojen.

Reżyser przedstawienia ROMANA PRÓCHNICKA wespół ze scenografem KAZIMIERZEM WIŚNIAKIEM stworzyli widowisko o łagodnych barwach, pewnym wyciszeniu obyczajowym. Jest to typowa francuska farsa i doszukiwanie się wpływów Flersa oraz Caillaveta jest o tyle anachroniczne, że przecież rygory obyczajowe właśnie bardzo się zmieniły w ostatnich 80 latach. To co w roku 1900 było ciągle szokiem na scenie (owa seria zdrad, wykrętów miłosnych) - dzisiaj staje się monotonną rzeczywistością. Romana Próchnicka chyba zrozumiała tę sytuację, dla reżysera dość niewygodną.

Centralną postacią pilnowanego dość starannie przez obecną (w sensie czasu scenicznego) i pierwszą żonę jest Franciszek Dumoulin. Gra go MARIAN DZIĘDZIEL dość swobodnie, ale bez krzykliwości. To rzeczywiście ma być przystojny mężczyzna, ulegający urokom kobiet. Osaczony przez kolejne przyjaciółki, doskonale pod koniec przedstawienia rozgrywa scenę kolejnego, tajemnego telefonu do nowej... ukochanej. Duet MARIA NOWOTARSKA - KRYSTYNA HANZEL czyli Katarzyna i Betty mniej mi się podobał; czyżby scenograf i reżyser zapomnieli, że panie w wieku lat 60 i 50 (znowu mówię o wieku scenicznym bohaterek) ubierają się dzisiaj bardzo gustownie i wcale nie muszą nosić na sobie ciężkich kostiumików z tłoczonymi deseniami? Uważam również, że Katarzyna Dumoulin, ta druga, pewna siebie żona, jest pewną siebie partnerką życiową wcale niemałego rozpustnika. Tym-czasem jej powściągliwość aktorska była nieznośna i chociaż od wielu, wielu lat składam dość często hołdy talentom dramatycznym tej artystki - nie mogę zgodzić się z taką interpretacją farsowej roli wesołej mężatki, za mało pewnej siebie. Kiedy wtargnęła na scenę Barbara Perez, która skarży się przed paniami Dumoulin, że chce ją zdradzić kochanek Franciszek - nie mamy wrażenia jakiegoś istotnego, dramatycznego przełomu. URSZULA POPIEL w tej roli, w gruncie rzeczy najtrudniejszej, rozegrała rzecz całą jakby znękać chciała dwie pierwsze żony swego przyjaciela, a nie jego samego. Kiedy już wreszcie leży pod kanapą czy raczej szezlon-giem - ruch intrygi farsowej... nabiera tempa. Korowód kobiecych wdzięków i pomyłek koronuje BEATA WOJCIECHOWSKA, która gra swą role oszczędnie, jakby z pewnym dystansem. No, za bardzo zawierzyła opisom autorskim postaci! BEATA WOJCIECHOWSKA i WOJCIECH KRUPIŃSKI jako małżeństwo Rougemont byli dość obojętnym tłem dla tej komedii nie tyle pomyłek, co oczekiwań.

Lekka bulwarowa komedia - może za lekka? Zapomnieliśmy jak człowiek się śmieje? Denerwują nas płaskie dowcipy? Zdradzić to dzisiaj żadna sztuka. W takim razie czy warto z tego się śmiać? Ależ tak. Warto! Tylko teatr musi się zdecydować na kreacje ostrzejsze; wyrazistsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji