Artykuły

Niech policzą nasze trupy

Jan Ołdakowski to jest mag pierwszej gildii. Wychowanek i bliski współpracownik prezydenta Lecha Kaczyńskiego, pisior przebrzydły, a jednak środowiska kodowo-liberalne z ręki mu jedzą i zasług nie odmawiają. Sam przed laty wręczałem mu w imieniu „Stołecznej" nagrodę Wdechy za stworzenie Muzeum Powstania Warszawskiego. Uroczystość odbywała się w legendarnym klubie Le Madame, budzącym po prawej stronie sceny politycznej skojarzenia jednoznacznie genderowe. A jednak Ołdakowski się nie zawahał i do otchłani zstąpił.

Również w kwestiach teatralnych potrafi godzić ogień z wodą. Kilka tygodni temu w środowiskowej dyskusji pochwaliłem się, że w Teatrze Polskim w Poznaniu zorganizowaliśmy wieczór pieśni powstania wielkopolskiego. Po łbie dostałem natychmiast. Hardzi odkrywcy nowoczesnych scenicznych planet uznali to za reakcjonizm, sentymentalizm, nieledwie katonazizm. Tymczasem Ołdakowskiemu najwybitniejsi nie odmawiają przygotowania spektakli o wątkach powstańczych. Spróbujcie przy innej okazji namówić ich na jakąkolwiek premierę, zabarwioną choćby najbladszym odcieniem patriotyzmu — szyderstwom nie będzie końca. Co innego w Muzeum Powstania Warszawskiego. Pracowali już tu Agata Duda-Gracz, Krystyna Janda, Jan Klata, Radek Rychcik, Paweł Passini, Krzysztof Garbaczewski, Michał Zadara, Marcin Libera. Niezła ekipa, prawda?

W tym roku dołączyła do nich Agnieszka Glińska, która przygotowała spektakl-instalację Gdzie ty idziesz dziewczynko? [na zdjęciu]. Teatralnie to może niespecjalnie jest o czym mówić, w kategorii spektakli-instalacji dużo bogatsza wydawała się Awantura warszawska Michała Zadary sprzed lat pięciu. Nie do zlekceważenia jest jednak kobieca perspektywa powstania, którą opowiada Glińska. Niby nic odkrywczego, ostatnio wiele się mówi o płci dziejów, w samym Muzeum odbywały się na ten temat wystawy, prowadzone są badania i publikowane książki. Niedościgłym wzorem jest tutaj oczywiście Wojna nie ma w sobie nic z kobiety białoruskiej noblistki Swietłany Aleksijewicz. Jednak kobiecej strony historii nigdy dosyć. Nawet jeśli niektóre świadectwa wydają się już dobrze znane, ciągle trzeba je powtarzać. Powtarzać jak mantrę, ku opamiętaniu.

Marcin Napiórkowski w wydanej właśnie przez Krytykę Polityczną książce Powstanie umarłych pisze: „...kobiecy głos odzwierciedla codzienne doświadczenie cywilów (...) znacznie lepiej niż czyniły to konwencjonalne narracje heroiczne. Biorąc pod uwagę przesłanki czysto ilościowe, reprezentuje więc doświadczenie większości uczestników powstania. A jednak długo pozostał zmarginalizowany, czasem (...) zupełnie przemilczany". Agnieszka Glińska wykorzystała w swoim scenariuszu jeden z takich przemilczanych kobiecych głosów, wiersze Anny Świrszczyńskiej z tomiku Budowałam barykadę. Jej słowa parzą do dzisiaj. „Ci, co wydali pierwszy rozkaz do walki/ Niech policzą teraz nasze trupy/ Niech pójdą przez ulice/ których nie ma/ przez miasto/ którego nie ma/ niech liczą przez tygodnie przez miesiące/ niech liczą je do śmierci/ nasze trupy".

Na spektakl Glińskiej umówiłem się z K. Tuż przed rozpoczęciem okazało się, że przyjść nie może. A jednak ciągle miałem wrażenie, że w ostatniej chwili wpadła na salę. Zmieszane z widzami aktorki, grające uczestniczki powstania, ubrane były jak K., jak wiele warszawskich dziewcząt letnią porą. Kretonowe zwiewne szmizjerki w drobny rzucik, do tego rozpuszczone włosy podpięte przy skroniach do góry, a na gołych nogach płaskie czółenka. Warszawski sierpniowy look od ponad 70 lat.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji