Wojna i miłość
PODOBNO nasze losy można, wyczytać z układu planet. Wierzył w to także Albrecht Wacław Euzebiusz von Wallenstein - książę Frydlandu, Meklenburga i Żegania. Szczęśliwa gwiazda uczyniła go jedną ze znaczniejszych postaci w czasach wojny trzydziestoletniej. Wielbiony jak bóg przez regimenty swego wielotysięcznego wojska, był u szczytu życiowego powodzenia. Krocząca zwycięsko armia wzbudziła cesarski niepokój: istniała potęga, która nie tylko przyniosła chwałę Fryderykowi II, ale w każdej chwili mogła mu zagrozić. Tu zaczyna się dramat Friedricha Schillera. To najznakomitsze, choć w Polsce dotąd nigdy w całości nie pokazywane dzieło tego autora. Próba wystawienia "Obozu Wallensteina", "Piccolominich" i "Śmierci Wallensteina" jawi się w chwili gdy nam - współczesnym widzom - grozi rozłączenie z klasyką. Mogą nas do niej zbliżyć tylko uniwersalne prawdy i opowieści o ludziach, z których losem zechcemy się utożsamiać. "Wallenstein" zdaje się dawać taką obietnicę. Ważą się tam sprawy życia i śmierci, zbrodni i kary, rodzą wątpliwości co jest dobrem i złem. Prawdziwe życie nie składa się z samej polityki. Toteż zdarzenia rozgrywają się nie tylko na planie historycznym, ale i obyczajowym. Słychać szczęk broni przerywany miłosnymi wyznaniami młodych kochanków.
Namiętności targają także Oktawiem Piccolominim. Nie tylko wróżby gotują mu chwałę Fortynbrasa. Co zrobi jego syn (lojalność wobec wodza czy wierność interesom rodzinnym)?
Cokolwiek się zdarzy będzie projekcją przeczuć rozdartego Maxa: "To się nie może dobrze skończyć, nie (lecz obojętne, kto w tej grze zwycięży). Przeczuwam, że nas czeka katastrofa". Podobno nasze losy są zapisane w gwiazdach. Co powiedzieliby obserwujący ich układ astrolodzy: "Wojna ojcem wszystkich rzeczy" za Heraklitem czy z nadzieją Dantego oto: "Miłość, która porusza Słońce i inne gwiazdy".