Artykuły

Trylogia o Wallensteinie

NA proscenium worki z piaskiem i wóz, przypominający furgon matki Courage. Zza lekko roz­chylonej kurtyny wchodzą strzelcy i kirasjerzy Wallensteina. Żołdacy bezceremonialnie zabawiają się z markietanką. Szesnasty rok trwa wojna, a o pokoju i wolności tylko można marzyć i śpiewać, bo zniknęły one ze świata, którym rządzi siła. Kapucyn ciągnie symboliczny wózek - mogiłę: na krzyżu wisi hełm, wetknięte w uklepaną ziemię goreją świece. Tłum intonuje pieśń "W żłobie całe chrześcijaństwo". Po szybkiej zmianie planu na scenę wchodzą zwołani przez Wallensteina na radę pułkownicy i generałowie. Wraz ze zjawieniem się tytułowego bohatera kurtyna idzie w górę. Scena jest niemal pusta, znajduje się na niej tylko kilka żelaznych łóżek, a w głębi błyszczy przystrojona świąteczna choinka.

Tak zaczyna się tragedia "Wallenstein" Friedricha Schillera w gdańskim Teatrze Wybrzeże w reżyserii Krzysztofa Babickiego. Przedstawienie, które układa się w łańcuch sekwencji o dużym, może nawet nad­miernym, ładunku ekspresji. Daje ona o sobie znać w kompozycji ak­cji, ale ma też w niej udział symboliczna scenografia. Babicki ma już swój styl, sposób prowadzenia teat­ralnej narracji. W obecnym przed­stawieniu stara się, by współbrzmiał on z poezją Schillera, dla którego sam język był najsubtelniejszym środkiem wyrażania wielkich na­miętności i gwałtownych uczuć na równi z prostotą codziennych, nie­kiedy nie pozbawionych humoru, scen z życia obozowego. Choć z dru­giej strony, to właśnie dzięki spek­takularnemu poprowadzeniu akcji i umiejętnemu rozbudzaniu wyobraźni zapada w pamięć scena, w której pi­jani pułkownicy z zawiązanymi oczami toczą pojedynki z kukłą ce­sarskiego posła, przesuwaną na kół­kach, a puchary z winem biorą ze stołu w kształcie smoka. Z kolei w rozmowie Octavia Piccolominiego (Henryk Bista) z wiernym Wallsteinowi Maxem (Jarosław Tytański), którego nie namówi do zdrady ojca i syna rozdziela parawan po­między ich łóżkami. Wallenstein (Stanisław Michalski) przez ogromne lunety patrzy w gwiazdy - wielkie, błyszczące kule, szukając w nich od­powiedzi, czy przejść z wojskami na stronę Szwedów, skoro własny cesarz go nie docenia. Octavio Piccolomini namawia pułkowników do zdrady Wallensteina przy krwawych połciach mięsa. Z kątów wyciąga szczury. Mordercy Wallensteina wchodzą na scenę w czarnych gol­fach i bryczesach. Jego trup zostaje przyniesiony w zrolowanym dywanie i w finale wygląda niemal jak Chry­stus zdjęty z krzyża. A więc nie gra aktorów, znakomitych skądinąd, de­cyduje o nadekspresji w tych i innych fragmentach tragedii o upadku i śmierci Wallensteina, którą zoba­czyłam w Gdańsku.

Jest to polska prapremiera dzieła uznawanego za największy dramat historyczny w literaturze niemiec­kiej. Dla bogactwa myśli stawia się go na równi z "Faustem"'. Jednak na wystawienie w całości tej mo­numentalnej trylogii nie porwał się u nas dotychczas nikt, choć repertuar romantyczny ma przecież w polskim teatrze świetną tradycję.

Koźmian i Kotarbiński wystawili niegdyś zaledwie fragmenty "Wallensteina". Obawiali się konkurencji z sugestywnymi wzorami niemiecki­mi. Być może sprawił to teatr księ­cia Meiningen, który w 1885 roku pokazał w Warszawie przygotowane z niebywałem rozmachem, i przepy­chem dzieło Schillera. Dekoracje, przybory i kostiumy słynnej trupy przyjechały do Polski w dwudziestu czterech wagonach, ponad stu sta­tystów wzięło udział w spektaklu trwającym aż dwa wieczory. Kry­tycy i recenzenci niemal oszaleli wówczas z wrażenia. I nie jest to tylko legenda, bo zachowały się do­kładne opisy tego niezwykłego przedsięwzięcia.

Babicki zdecydował się na znaczne skróty, by rzecz całą - uwerturę i dwa pięcioaktowe dramaty - za­mknąć w jednym, trzyaktowym wi­dowisku. Godna podziwu wydaje się decyzja, by dziś wystawić "Wallen­steina". Ale ten młody reżyser już w poprzednich spektaklach zdradził swoje upodobanie do teatru monu­mentalnego, w którym liczy się widowiskowość i - niekiedy - patos słowa. Z tym samym zespołem przy­gotował "Irydiona" i "Kordiana", a w krakowskim Starym Teatrze uznawane właściwie za niesceniczne "Termopile polskie". Podobnie jak tamte dramaty, również "Wallenstei­na" rozgrywa w uproszczonej maksymalnie scenerii (zaprojektowała ją Anna Rachel), a aktorów wspoma­gają nieliczne tylko rekwizyty. Tym razem nie skusił jednak Babickiego, jak to było w przypadku dzieła Kra­sińskiego, pomysł uwspółcześnienia przesłania romantycznego poety. Z powodu cięć w tekście, a także czę­stego stosowania stylizacji, łatwo posądzać reżysera o dążenie do osiągnięcia efektów czysto formal­nych. To właśnie krytycy zarzucali jego inscenizacji "Termopil polskich", choć w istocie poszedł Ba­bicki tropem wskazań Micińskiego.

Tchnący realizmem dramat Schillera z samego splotu katastrofy wojny trzydziestoletniej czerpał od­niesienia do współczesnej poecie rzeczywistości. Jak każdy dramat niemieckiej klasyki. "Wallenstein" zbudowany został według określo­nych wyraźnie reguł warsztatowych, ale zostały one przez Schillera nie­zwykle precyzyjnie wtopione w od­twarzany bieg wydarzeń, nawet jeśli poeta "burzy i naporu" wysuwał na czoło idealistyczną tendencję. Z tek­stu Schillera Babicki wybrał wątek walki o władzę między Wallensteinem a Octaviem Piccolominim oraz historią miłości Maxa Piccolominiego i księżniczki Tekli (Ewa Kasprzyk) - ich dzieci. Dramat skłócenia subiektywnych ambicji z politycz­nym celem połączył ściśle z tragedią uczucia pokonanego przez intrygi. Szczegóły historyczne, o które tak dbał Schiller - był wszak autorem obszernego dzieła o historii wojny trzydziestoletniej - uznał za mniej istotne dla polskiej publiczności. Skupił się na pokazaniu myśli i działań bohaterów, które ocenia w świetle uniwersalnych kategorii dobra i zła.

Gdański "Wallenstein" jest dra­matem charakterów. Aktorzy starają się odsłonić namiętności, które tar­gają Schillerowskimi bohaterami. Ich sylwetki wyraziście rysują się na tle kurtyny lub rozległej prze­strzeni pustawej sceny, zwłaszcza że aktorzy często poruszają się po niej w długich, luźnych płaszczach lub futrach narzuconych na ramiona. W ich ruchach wyczuwa się nerwo­wość, ich gesty bywają przesadne. Podnoszą głos aż do krzyku. Taki jest przede wszystkim pełen wyra­chowania i nieokiełznanych ambicji Octavio Piccolomini Henryka Bisty. Postać tę znakomity aktor potrak­tował dość jednoznacznie, tylko w finale nadając jej rys tragiczny. Piccolomini osiągnął swój cel, mar­twy Wallenstein już mu w niczym nie przeszkodzi, ale po krwawej zbrodni zaczyna wątpić w sens wła­snych zamiarów. Ogarnia go prze­rażenie, gdy zaczyna obejmować rozmiar tragedii, która pochłonęła wiele ofiar, w tym i jego syna. Ha­lina Winiarska z kolei gra jakby kilka różnych hrabin Therzkich, w tak zmiennym świetle przedstawia swą bohaterkę. Popycha ona mło­dych, Maxa i Teklę, ku sobie, ale sprzyjając tej miłości oplątuje ją siecią intryg i wykorzystuje w pro­wadzonej grze politycznej. Żądna władzy, niemal jak lady Makbet podsyca ambicje Wallensteina, by zdobyć go dla siebie. Potrafi być cy­niczna i afektowana, a zmiany to­nacji przychodzą Winiarskiej z ogromną łatwością.

W porównaniu z kreacjami Wi­niarskiej i Bisty, Stanisław Michal­ski zagrał Wallensteina znacznie oszczędniej, ale jego kwestie tchną największą siłą i prawdą. Radę zwołuje despotyczny feudał, z gwiazd usiłuje odgadnąć swój los osamot­niony wódz, ogarnięty wątpliwościa­mi i niezdecydowany, wręcz cierpią­cy romantyczny bohater - choć żal nurtuje go nie tyle z powodu zniweczonych dążeń do jedności naro­dowej i pokoju, co urażonej ambicji. Tacy jak on, mimo przegranej, do końca nie wyrzekają się marzeń o koronie.

"Wallenstein" Babickiego, bez wątpienia bardzo ambitne dzieło te­atralne, wprowadza do repertuaru polskich scen jeden z najważniej­szych dramatów europejskich. Ale zasługi reżysera nie ograniczają się do poszerzenia repertuaru. Babickiemu udało się znaleźć w miarę wła­sną, w miarę nowoczesną formułę inscenizacyjną, która historyczną tragedię Schillera czyni interesującą dla dzisiejszych widzów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji