Artykuły

Pióro i Piórko

Co robić, co robić jak nie stać nas na to, na co nas nie stać? A pracować trzeba, walczyć o kolejne granty, stypendia, negocjować stawki; mecenasa brak - pisze Magda Fertacz.

Zaczyna się jako rewolucjonista a kończy jako teoretyk, któremu nie staje.

Wakacyjnie, złośliwie, lekko frywolnie, znad książki z samotni piszę.

Mason Currey w swojej książce "Codzienne rytuały. Jak pracują wielkie umysły" w anegdotycznym stylu opisuje przyzwyczajenia artystów związane z uciążliwym, mozolnym, nieuniknionym aktem twórczym. Szeroka jest gama stosowanych technik, mających pomóc w skupieniu, wenie czy też rzetelnym wykonaniu dzieła. Od masturbacji, siedzenia nago w przeciągu, patrzenia na krowy, do oczywistego pijaństwa i zażywania substancji psychoaktywnych. Wspólnym mianownikiem jest żelazna dyscyplina codziennego zasiadania do pracy, bez względu na samopoczucie i niesprzyjające wiatry weny, którą zresztą większość twórców nazywa tandetnym kotylionem, przypiętym niczym łata do ludzi pracujących w branży artystycznej. Ważniejszym od weny okazuje się stworzenie pisarzowi, kompozytorowi czy malarzowi dobrych warunków pracy, co równoznaczne jest z odciążeniem go od wszelkich przyziemnych zadań, jak wychowywanie dzieci, płacenie rachunków, naprawa samochodu, siodłanie konia czy prowadzenie domu. Spokój cisza mają być. Należą się, o co dbają partnerzy, partnerki, żony, czy mężowie wielkich umysłów. Z zazdrością czytam o wspaniałych opiekunach, herbacie podawanej o stałej ustalonej godzinie, ulubionych daniach obiadowych, czy zaszywaniu się na odludziu w urokliwym wiejskim domu z widokiem na jezioro, las, morze, łąki, w zacisznym gabinecie lub w ogrodowym cieniu. Jak ma się do tego Moje? Ale nie o sobie chciałam. Tematem, który, co zaskakujące, nie pojawia się w tej zabawnej książce, jest temat muzy, bardzo popularny na ojczystym gruncie. Co robić, co robić jak nie stać nas na to, na co nas nie stać? A pracować trzeba, walczyć o kolejne granty, stypendia, negocjować stawki; mecenasa brak. Jedynym ratunkiem jest posiadanie muzy. Teraz będzie plotkarsko i o tym co poniżej pasa, czyli o piórku. Zaryzykuję tezę, że wyrywanie muzy na pióro, jest wprost proporcjonalne do wielkości piórka. Małe piórko bardzo często idzie w parze z dobrym piórem, depresją i nocnymi opowieściami przy butelce wina o traumie szkolnej, wymiotach przed konfrontacją dzieła z publicznością i niezrozumieniu przez oficjalną partnerkę, najczęściej zwaną po prostu żoną. Muza może być jedna, ale może być też ich cały wieniec. Spotkania odbywają się w grupie, albo pojedynczo, w zależności od kondycji piórka oczywiście. Czar rzucany na muzę jest wielki i trudny do zlekceważenia. Uwija się zatem muza jak może, słucha, kłóci się, wypina, odsłania kostki a wszystko to za skrawek uwagi człowieka pióra i jakże nieprawdopodobną dedykację na pierwszej stronie. Muza niewątpliwie jest młoda i ładna, albo co najmniej charakterystyczna, dostępna w pełnym wymiarze godzin. Ma za zadnie wylizywać rany i zamieniać w nektar żółć samokrytyki wylewanej przez człowieka pióra. Z muzą można konie kraść, jabłka zrywać, noce zarywać i wywijać piórkiem wedle potrzeb związanych z frustracją i ciężarem bycia sumieniem narodu. Żeby pióro mogło w imieniu narodu wypowiadać się z sensem i wyobraźnią niezbędne jest by piórko dostało to czego pragnie. A dostaje w ukryciu, za kurtyną. W wersji pokazowej, widocznej dla oczu zwykłego niewtajemniczonego w symbiotyczny związek muza-artysta widza, najczęściej wygląda to dość banalnie, ot pisarz otoczony kobietami, wszyscy z kieliszkami w rękach, opowiada o trudzie bycia, chichoty, mlaskanie, mrużenie oczu, lekkie ocieranie, co dobrego, co śmiesznego, podoba się, brzydzi mnie, fascynacja, negacja, taniec. Prawdziwe rozpalanie ognia twórczego zaczyna się gdy gasną światła. Wtedy pióro, zamienia się w piórko na twarzy muzy, i nawet obietnice o wspólnej samotni w górach, łowieniu ryb, rejsie na katamaranie, podróży koleją transsyberyjską, włóczędze przez mongolskie stepy na grzbiecie dzikich rumaków stają się wiarygodne i na wyciągnięcie ręki. Oczywiście nie ma w tych planach opiekunki żony, pieluch i zepsutego akumulatora. Jest energia chwili, ale przede wszystkim zalążek przyszłości w układających się w głowie słowach, scenach i tytułach. Także drogie żony, opiekunki, dla dobra polskiej sztuki wybaczajcie. Witajcie chlebem po dwudniowej nieobecności, pakujecie walizki mężom artystom na kolejne festiwale, próby, zloty, rocznice. Wszak robicie to dla dobra ojczyzny. Wy piastunki pióra oddajcie w ręce i usta muzy piórka swoich mężów artystów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji