Artykuły

Fredro z wdziękiem, czyli o zdradach z dystansem i humorem

"Mąż i żona" Aleksandra Fredry w reż. Wiesława Cichego w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze. Pisze Merwan w portaliku24.pl.

Po trzech sezonach Piotr Jędrzejas odchodzi ze stanowiska dyrektora jeleniogórskiego Teatru im. Cypriana Kamila Norwida. Ostatnia premiera (1.07) za jego kadencji to jedna z najlepszych, ale też i najfrywolniejszych komedii wierszem hrabiego Aleksandra Fredry "Mąż i żona" w reżyserii Wiesława Cichego.

Kolejny tytuł po wielu wielu latach powrócił na deski jeleniogórskiego Teatru im. Norwida. W pierwszym sezonie dyrektorowania Piotra Jędrzejasa po 37. latach Michał Kotański wskrzesił "Don Juana" Moliera (w roku 1976 odbyła się premiera w reż. Krzysztofa Pankiewicza). W drugim sezonie po 41 latach sam Dyrektor Piotr Jędrzejas zrealizował "Pierścień wielkiej damy, czyli ex-machinę Durejko" Norwida (w 1973 inaugurował działalność Sceny Studyjnej i okazał się znaczącym debiutem reżyserskim Grzegorza Mrówczyńskiego), a po 37. latach powróciły "Nadobnisie i koczkodany, czyli Zielona pigułka" Witkacego w reż. Pii Partum (w 1978 swój reżyserski dyplom zrealizował Krystian Lupa, a spektakl był prawdziwym sukcesem). Teraz po 44. latach na afisz Teatru Norwida Wiesław Cichy wprowadza "Męża i żonę" (spektakl powstał tutaj w roku 1951 w reż. Zuzanny Łozińskiej oraz w 1972 w reż. Jowity Pieńkiewicz), komedię w trzech aktach wierszem Fredry.

"Mąż i żona" to komedia przewrotna. Komedia salonowa, pełna elegancji, blasku, pikanterii i dyskretnej gorzkiej ironii o życiu miłosnym współczesnych mężów i żon. Miłość i zdrada, intrygi, które muszą w końcu pokazać prawdziwe intencje tych, co knują. Fredro odkrywa karty jakby dla zabawy: pośmiejmy się z ludzkiej przewrotności i wzajemnych przechytrzeń. Niegdyś zarzucano tej komedii nawet, że jest amoralna. Dziś takie flirty i romanse, pełne pikanterii i zmysłowości, są na porządku dziennym w telewizyjnych operach mydlanych.

Wiesław Cichy musiał niejedną zaszłość wokół "Męża i żony" zrewidować, aby trafić w autentyczny ton komediowy. Część tekstu została tutaj zaśpiewana. Nieco nowoczesne spojrzenie na klasyczny tekst i wynik reżyserskich zabiegów okazał się interesujący. Spektakl ma wyraźny rytm, dobre tempo i atmosferę libertyńskiej gry w miłostki. I konsekwentnie zmierza do finału.

Dobrze i swobodnie czują się w swych rolach wykonawcy. Znudzonego męża - hrabiego Wacława gra Tadeusz Wnuk, który nie raz i nie dwa radził sobie w klasycznym repertuarze Fredrowskim, a grał swego czasu i Cześnika Raptusiewicza w "Zemście", i poczciwego Radosta w "Ślubach panieńskich", i lichwiarza Łatkę w "Dożywociu" (Srebrny Kluczyk w XV plebiscycie popularności w kategorii kreacja aktorska 2005 roku), i wreszcie stryja Radosta w "Liście". Jego żoną Elwirą jest Anna Ludwicka-Mania, która odkrywa szeroką paletę swojej aktorskiej ekspresji, zmieniając łatwo nastroje; z wyczuciem odcieni gry konwenansu rysuje sylwetkę kobiety tyle oszukującej, co oszukiwanej. Tym trzecim - Alfredem, przedstawicielem domu, jest Jacek Grondowy. Inteligentną służącą Justysię, która zna doskonale wszystkie reguły gry i wywodzi wszystkich w pole, gra z wielką naturalnością Marta Kędziora. W pamięci pozostaje też świetny epizod kamerdynera w wykonaniu Iwony Lach.

Przedstawienie z choreografią Eweliny Adamskiej-Porczyk jest lekkie i wesołe, ma ładną oprawę scenograficzną Małgorzaty Matery, łączącą umowność tła ze stylowym wnętrzem, wreszcie ma swoisty i przewrotny wdzięk, bez którego nie można sobie wyobrazić dzieł Fredry. Kapitalne spiętrzenia komediowe, przypomina najlepsze klasyczne komedie i komedio-farsy francuskie. Odpowiedni klimat dla zawieszonych słów i spojrzeń tworzy muzyka Rafała Karasiewicza. Jest tu jednolity styl i słychać Fredrowską drwinę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji