Kubuś w Wenecji
Karnawał wenecki jest, jak wiadomo, instytucją bardzo starą, o szczególnym znaczeniu i szczególnej sławie. Literatura na ten temat jest obfita. W tym roku pięć Instytucji, które ponoszą odpowiedzialność za tę imprezę, postanowiło poświęcić ją Rozumowi, czyli kulturze Oświecenia. Karnawał i Rozum? - zdziwił się jeden z krytyków włoskich, przecież to rażąca sprzeczność! Wszędzie na świecie z pewnością tak, ale nie w Wenecji. Przez tysiąc lat ta dziwaczna, oligarchiczna republika była potęgą europejską: wojskową, morską, ekonomiczną, dyplomatyczną i kulturalną także. Ale zawdzięczała to wielkiej surowości rządów: Wenecja była państwem policyjnym, twardo stosującym zasadę dyskryminacji społecznej i politycznej i równie twardo wymagającym bezwzględnej wierności od tych, którzy mieli zaszczyt być jej obywatelami. Całą kulturę wenecką, od głębokiego Średniowiecza aż po Osiemnasty Wiek, przenika duch trzeźwości, kalkulacji, rozsądku: Rozum demistyfikatorski i sceptyczny. Karnawał wenecki, słynny ze swej niesamowitej atmosfery, był także wyrazem Rozumu: stanowił jedyną domenę Wolności i równości dla swoich i obcych; dla panów i tak zwanego ludu. Kto chciał z tego korzystać, wkładał maskę: nierozpoznany, mógł w tłumie ulicznym być tylko sobą i robić, co mu się podobało. W zabawie, oczywiście, tylko w zabawie. Stąd jej niezwykłe, karnawałowe bogactwo, różnorodność, pomysłowość i swoboda, poczytywana nieraz za rozwiązłą niemoralność. Przedstawienia teatralne były tylko skromną częścią karnawału weneckiego. Ale w ostatnim stuleciu istnienia republiki weneckiej jako niezawisłego państwa, w wieku XVIII, w stuleciu Oświecenia i Rozumu właśnie, Wenecja miała aż siedem stałych, dużych teatrów na kilkaset miejsc każdy i niezliczoną ilość teatrzyków domowych; dworskich, także otwartych i dla publiczności. W okresie karnawału (od października do wiosny) napływ publiczności do tych teatrów był tak olbrzymi, że w godzinach przedstawień uzbrojona policja musiała regulować ruch i rozpędzać napierające tłumy. Tak bawili się dawni Wenecjanie: karnawał był mądrą instytucją ich niezależnego i potężnego państwa. Dziś jest tylko towarem dla obcych: stanowi część włoskiego przemysłu turystycznego o charakterze międzynarodowym i kosmopolitycznym, mało weneckim, a w każdym razie nie dla Wenecjan: są dziś za biedni, aby się bawić beztrosko. W tym roku na przykład nocny bal karnawałowy na placu Świętego Marka, szeroko reklamowany, to dyskotekowe podrygiwania niewielkich grupek studenckich, wrzeszczących w rozmaitych językach w takt bitowego hałasu, walącego z gigantofonów w mury zrozpaczonej bazyliki. Charakter kosmopolitycznego towaru ma również teatr, sprowadzany do Wenecji w czasie karnawału. W tym roku karnawałowi weneckiemu sprzedał się Teatr Narodów. Widziałem to na własne oczy. Podróże kształcą, mój Boże, lecz nie sądziłem, że aż do tego stopnia. Arcydzieła osiemnastowiecznego dramatu europejskiego reprezentowane były w tym Karnawale Rozumu raczej skromnie: mało kto wystawia je dzisiaj na świecie. Pokazano tylko trzy utwory Goldoniego (Włosi, Francuzi i Szkoci) i jeden Gozziego, wielkie nazwiska kultury Oświecenia przypominano za pomocą różnego typu adaptacji: satyryczny, antyarystokratyczny poemat Pariniego, arcydzieło poezji włoskiej, teksty Lessinga, jako część składanki dydaktycznej, wreszcie Diderot, którym zajęli się tylko Polacy i Włosi, Włosi pokazali "Paradoks" i słynną powieść erotyczną "Niedyskretne klejnoty", Polacy - adaptację powiastki filozoficznej "Kubuś Fatalista", w reżyserii Witolda Zatorskiego i wykonaniu warszawskiego Teatru Dramatycznego ze Zbigniewem Zapasiewiczem w roli głównej. Jak widać, nasze przedstawienie przywiezione do Wenecji znalazło się w sytuacji dziwacznej: teatr nasz nie jest przyzwyczajony do wyprzedaży maskowanej szumnymi tytułami. Festiwal Teatru Narodów, kiedy odbywał się w Polsce, był wielką imprezą artystyczną, a nie towarem dla turystów. Przedstawienie "Kubusia Fatalisty" po 200 triumfalnych wykonaniach w Warszawie, jest w Polsce traktowane jako dzieło sztuki, a nie jak jedna z mniejszych atrakcji karnawałowych. Zwłaszcza, że karnawału od dawna u nas nie ma. Zastępują go festiwale teatralne, na przykład Spotkania Warszawskie, mogące być w porównaniu z karnawałem weneckim wzorem i organizacji i poziomu artystycznego zaproszonych przedstawień, nawet wówczas, gdy prowokują one negatywne oceny krytyczne. Dziwne: na tle weneckim okazuje się, że wymagania mamy bardzo wysokie w dziedzinie teatru. Jeszcze dziwniejszą rzecz pokazuje bliższe nieco porównanie naszej praktyki teatralnej z praktyką ujawnioną przez przedstawienia tegorocznego Teatru Narodów w Wenecji.
Na przykład przedstawienie dane przez pewien włoski zespół prowincjonalny (Emilia Romagna Teatro) znanej baśni scenicznej Gozziego pt. "Turandot": przedstawienie zachwycające. Najpierw dlatego, że inscenizowane z rzeczywistą, solidną znajomością przedmiotu, z wiedzą historyczną, właściwie użytą: świadome powinowactwa Gozziego z markizem de Sade, funkcja, jaką spełniał mit Chin w kulturze Oświecenia, stosunek do komedii dell'arte. Po wtóre dlatego, że wiedza ta została przetworzona na język plastyki teatralnej w sposób budzący podziw dla tej wizji scenograficznej: czarno-białej, monumentalnej, fantastycznej,, a przy tym nieporównanie kanawałowej i weneckiej. A wreszcie, że aktorzy okazali się zawodowcami najwyższej klasy. Tak powstał spektakl, który arystokratyczną, okrutną, sadystyczną wizję miłości przetwarza w poemat sceniczny o dekadencji dawnego weneckiego świata, melancholijny i urzekający. Na tym tle nasze rodzime interpretacje klasyków teatralnych okazują nie tylko niestaranność, niedbalstwo, jednostronność czy płyciznę samego sposobu rozumienia tekstu, ale przede wszystkim pretensjonalność wizji plastycznej: inscenizacji i scenografii, z której ongiś byliśmy tak dumni. Nie mówię tego o Kubusiu Zatorskiego, nie... chociaż... scenografia okazała się tu niewypałem. Ale też Kubuś ten co innego okazał na tle weneckim: właśnie wenecką, bo do wzorów starej komedii dell'arte nawiązującą, świetność artystyczną naszych aktorów. Świetność? Tak: idzie o połączenie sprawności rzemiosła, rozumianej jako zobowiązanie etyczne, z umiejętnością podporządkowania się zespołowi, traktowaną jako element twórczości. Dzięki temu, mimo obcości starych murów, gdzie odbywały się przedstawienia, i obcości języka, które oddzieliły widownię od sceny dotkliwie i bez ratunku, mógł jednak ten nasz Kubuś w Wenecji czarować co wieczór aktorską świetnością scenicznego humoru. W tym weneckim karnawale poświęconym Rozumowi, i na tym międzynarodowym festiwalu teatralnym poświęconym Oświeceniu, było to bodaj jedyne przedstawienie przynoszące śmiech wesoły i pełen wiary w przyszłość: śmiech rozumny. W tym roku do Wenecji przywieźli go właśnie Polacy.