Kołchoźnik Gołas znalazł słonia
Kołchoźnik i Wiesław Gołas znalazł słonia, a słoń był ze szczerego złota i oczy miał brylantowe, a działo się to w pierwszych latach kolektywizacji wsi radzieckiej, a opisał to z życia Aleksander Kopkow, a zlecił do wystawienia teraz dyrektor Gustaw Holoubek. Zlecił mądrze, wiedział iż śmiech tworzy zdrową atmosferę w teatrze. Komedia Kopkowa jest piekielnie śmieszna, że zaś jej autor to postać prawie nam nieznana, więc o nim słów kilka. Rozpoczął karierę literacką przed 45 laty, był wtedy sztukatorem na jednej z leningradzkich budów; pierwsze sztuki Kopkowa z uznaniem przyjął Gorki, krytycy zwracali uwagę u debiutanta na poczucie ironii, na zmysł karykaturalności, który zestawiono z klasycznymi wzorami Suchowo-Kobylina. Tylko realia były inne - współczesne, Kopkow z temperamentem ujawniał frazeologię zawodowych krzykaczy i mieszczańską moralność nepmanów. Obcy poetyce Majakowskiego, podzielał jego maksymalizm etyczny. Był jednoznacznie za socjalizmem - tym samym był przeciw wszystkiemu, co socjalizm brudzi. Walczył śmiechem. Sam zginął śmiercią żołnierza podczas blokady Leningradu.
Dobrze, że nam postać Kopkowa przypomniał Teatr Dramatyczny. "Słoń" (inne utwory tegoż pisarza to "On jeszcze żiw", "Riekordnyj rejs", "Car Potap"), to dowcipnie skonstruowana burleska, której osią jest fakt cudownego znalezienia szczerozłotej figurynki słonia przez kołchoźnika, Moczałkina (gra go właśnie Gołas). W nieokrzepłym jeszcze życiu kołchozowym owe znaleziszcze powoduje eksplozję utajonych namiętności, jednoczą się we wspólnym froncie marzeń: znalazca (charakteryzuje go Kopkow w spisie person swego dramatu: "Marzy o burżujskim życiu"), były kułak, wsiowy batiuszka, złodziejska familia Caplinów. Do kontrataku, którego celem wpisanie nowego dobra w inwentarz kołchozu, przystępuje grupa "uświadomiona", uwozi przed nimi Moczałkin swego słonia na... balonie, ale ucieczka nie wiedzie się wsiowemu Montgolfierowi: ląduje przymusowo na dachu chlewika, sprawiedliwość ludowa triumfuje. Cały zatem zarys fabuły jakby przepisany a XIX-wiecznego wodewilu, ta ostentacyjna naiwność akcji ma przecież swój ironiczny urok, a postacie uczestnicząca w zabawia zostały przez Kopkowa naszkicowane krwiście, wzbogacone rodzajową obserwacją, operują też dialogiem niesłychanie ciętym, zwięzłym, paradoksalnym. Sam tekst stwarza zatem aktorom okazję do pysznej zabawy.
Dawno nie miał tak soczystego tworzywa Wiesław Gołas: nadał swemu Moczałkinowi frantowski rozmach i uncją przysłowiowego chłopskiego rozumu go podbarwił, nie zagubił też poetyczności ludowych bajań, którymi Kopkow tekst Moczałkina krasi. Obok Gołasa błyszczy w tym spektaklu Danuta Szaflarska jako wsiowa aferzystka, Ałła Caplinowa: wymyśliła dla swej postaci jakiś arcyśmieszny dyszkant, wyśpiewuje nim swe odzywki w sposób uroczo irracjonalny, każący atoli wierzyć, że niby głupawa Ałla dobrze wie kiedy głupią udawać. Sekunduje jej też godnie Czesław Kalinowski jako stary Caplin, rozhisteryzowany wielbiciel złota w każdej postaci. Obok tej trójcy familia Moczałkinów: kokosi się po scenie, wpadając na przemian to w jękliwy zaśpiew, to w tępy animusz Marfa Moczałkinowa (Janina Traczykówna); synal Mitka przewertował kilka książek, z których przecież zapamiętał jedynie czcze frazesy i jeden morał, że nic nie zaszkodzi czasem na bliźnich powrzeszczeć - misternie te wrzaski stopniuje Wojciech Pokora; dopełniają składu rodzinki milkliwy Paszka (Lechosław Herz) i wdzięczna Dasza (Małgorzata Pritulak). Wszystkim im, jako się rzekło, nie szczędzi karykaturalnej barwności ni autor, ni aktorzy. Aleć i grupie scenicznych przeciwników Moczałki nikt tu nie oszczędza. Przewodniczący kołchozu (Stanisław Wyszyński), małomówny komsomolec (Wojciech Duryasz), zadzierżysta aktywistka, Warwara (Barbara Klimkiewicz), choć po stronie ich racji stoi historia i autor, bronią tych swoich racji w sposób niestereotypowy.
A właściwie to owa racja ich samych broni, gdyż oni do niej jakby nie dorośli, są pełni małych śmiesznostek i przywar. W sumie - barwna panorama wsi, zaludniona pełnowymiarowymi ludźmi, a osłonięta kurnym wnętrzem wiejskiego chutoru, który dowcipnie zakodowała Teresa Ponińska.