Artykuły

ESK 2016. "Zarzuela Show" - opera dla wszystkich, spektakl, który robi wrażenie

Kilkaset osób na scenie, ogromna dekoracja, popisy jeździeckie i fantastyczna Kate Aldrich jako Carmen - tak wyglądała sobotnia "Hiszpańska noc z Carmen - Zarzuela Show" na Stadionie. To jedno z bardziej spektakularnych wydarzeń organizowanych przez Biuro ESK Wrocław 2016 przygotowała dyrektor Opery Wrocławskiej Ewa Michnik. Robiło wrażenie! - pisze Rafał Zieliński w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

O godz. 22.30 orkiestra witana brawami weszła na Stadion i zajęła swoje miejsce. Chwilę potem na scenie pojawili się pomysłodawczyni widowiska dyrektor Ewa Michnik i prezydent Rafał Dutkiewicz. - Chciałem pani podziękować za dzisiejszy wieczór, za wszystkie inne widowiska i za wspaniałą osobowość - powiedział, wręczając kwiaty. - Zacznijmy już tę piękną noc - powiedziała skromnie Michnik, której przygoda z szefowaniem Operze właśnie się kończy.

"Carmen" lekko zmieniona

Zarzuela to rodzaj hiszpańskiej operetki. Łączy operę, balet i teatr, ale też taniec i muzykę flamenco oraz hiszpański folklor. Rozkwit tej formy sztuki to połowa XVIII wieku, podobno przez lata skomponowano ponad 1,2 tys. zarzuel. Niewielką część z tej listy Michnik zdecydowała się wykorzystać w sobotnim widowisku.

Jego bazą była słynna opera "Carmen" Bizeta, poddana jednak poważnym modyfikacjom. Na Stadionie po I akcie przenosiliśmy się do tawern i na ulice Sewilli, gdzie króluje właśnie zarzuela. Blok tych utworów wstawionych w dzieło Bizeta trwał prawie godzinę. Z tego względu na potrzeby spektaklu wykreślono postać Micaeli i cały wątek z nią związany z I i III aktu opery. Skrócono też trochę końcówkę, płynnie przechodząc ze sceny kłótni Camen i Don Jose z aktu II do parady toreadorów w akcie IV. Jednak nie wierność oryginałowi była w tym spektaklu najważniejsza.

Działo się na scenie

Przykuwała uwagę dekoracja przypominająca wycinek hiszpańskiej Sewilli, bo w tym mieście toczy się akcja. Wielopoziomowa, dopracowana w szczegółach pozwalała nie tylko na rozstawienie chórów i tancerzy, ale też - odpowiednio podświetlona - tworzyła doskonałe uzupełnienie najważniejszego elementu tego wieczoru, czyli muzyki.

Partie Carmen wykonała Kate Aldrich, śpiewaczka genialna, gwiazda Metropolitan Opera. Jej głos, sposób śpiewania i cała gra na scenie są tym, do czego w ogóle stworzono operę. Trudno być obojętnym na jej talent. Wcale w tyle nie byli Arnold Rutkowski w roli Don Jose czy Escamillo, czyli Tomasz Rak. Olbrzymie wrażenie robiły śpiewy połączonych kilkunastu chórów i grup wokalnych (w tym zaśpiewana na ponad sto głosów chóralna część "Arii toreadora") i fantastyczny Victor Campos-Leal śpiewający m.in. zarzuelę "Granada".

Jeśli do tego dodamy widowiskowe sceny zbiorowe tańca flamenco i tańce ludowe w połączonych "Danza n'1" i "Gran Jota de la Dolores", szermierkę i pokazy tańczących pikadorów zasiadających na koniach, to efekt całości mógł zrobić wrażenie nawet na najbardziej odpornych na sztukę operową.

Pożegnanie z klasą

Sobotni spektakl to ostatnia superprodukcja Ewy Michnik, która żegna się z funkcją dyrektora Opery Wrocławskiej. Było tu wszystko, co takie widowisko mieć powinno - rozmach, gwiazdy i muzyka, która trafia do szerokiego grona słuchaczy. Z takich właśnie spektakli Michnik uczyniła swój znak firmowy. Nie wiadomo, jakie plany ma jej następca Marcin Nałęcz-Niesiołowski. Wiadomo za to, że sobotnie przedstawienie uwiodło chyba wszystkich zgromadzonych na Stadionie.

Zresztą większość z nich długo i gorąco oklaskiwała artystów. Nie szczędziła im też braw, gdy przemykali korytarzem do garderób. Zasłużyli na nie - tak jak wszyscy zaangażowani w to, co widzieliśmy na scenie.

Łatwo o wpadki w takim przedsięwzięciu. Czasami słabo było słychać muzykę, czasem "przesłaniali" ją stepujący tancerze. Szkoda też, że dwa telebimy po obu stronach sceny ustawiono tak, że niektórzy siedzący dalej ich nie widzieli. Przenosili się bliżej estrady lub... wyszli wcześniej.

Obsłudze już dziękujemy

Ale wpadką nie można nazwać obsługi widowni. Korki były - tak jak przed innymi imprezami na tej arenie - o czym ekipa Stadionu i Biuro ESK informowały w internecie. O godz. 22 tworzyły się kolejki przed bramkami, ale przejście przez nie oznaczało końca problemów - obsługa często nie potrafiła wskazać właściwego sektora ludziom z biletami. - Jestem tu pierwszy raz. Kazano mi tu iść. Pan mi mówi, że to z drugiej strony. Jak mam przejść? - pytała starsza pani mężczyzny w kamizelce. - Skąd ja mogę wiedzieć? Wiem o sektorach koło mnie. Niech pani idzie koroną Stadionu i szuka - tak żenującej odpowiedzi nie słyszałem na żadnym koncercie.

Oczywiście nie bez winy są osoby, które przybyły tuż przed spektaklem, ale po to są ludzie w kamizelkach na takich imprezach, aby to zamieszanie opanować, a nie pogłębiać. Czerwona kartka dla przestraszonych, zagubionych i często aroganckich stewardów. Przykro było patrzeć na tę niekompetencję.

Mam nadzieję, że spektakl wynagrodził publiczności postawę niektórych osób z obsługi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji