Artykuły

Śmieszny świat konwencji

Wczoraj rozpoczął występy we Wro­cławiu warszawski Teatr Dramatyczny. Stołeczna scena gości na zaproszenie Teatru Polskiego, prezentując "Śmierć Tarełkina" Suchowo-Kobylina w reży­serii Bohdana Korzeniewskiego. Pierwszy spektakl wrocławianie przyjęli niezwykle gorąco. Bardzo piękny był re­wanż aktorów, którzy w odpowiedzi na brawa, obdarowali publiczność kwia­tami.

*

Żartem scenicznym w trzech aktach nazwał Aleksander Suchowo-Kobylin swą świetną komedię satyryczną "Śmierć Tarełkina", opowieść z życia urzędników i policjantów. Ten żart do dziś śmieszy, choć w czasach w których był pisany i w których przez długie lata nie mógł być grany, wywoływał ze względu na swą demaskatorską rolę, uczucia zapewne nieco inne. Czym jest dziś dla nas "Tarełkin"? Czy tylko przy­wołaniem dobrej literatury i sceniczną zabawą? Chyba jednak czymś więcej, bo ta zabawa pokazuje jednak pewne mechanizmy i układy, pokazuje świat konwencji, grę masek. A że przede wszystkim śmieszy, trudno to uznać za wadę. Tonacja "Śmierci Tarełkina" jest głównie farsowa. Taki też jawi się nam Tarełkin, kiedy w rudej peruce wyłania się z trumny. Ale już tłum kłaniających się zwierzchności urzędników, którzy przyszli na pogrzeb kolegi trąci gro­teską, która pobrzmiewa także w sce­nach toczących się w policyjnym urzędzie. Przenikanie konwencji wydaje się tu być celowe i słuszne.

Grę masek pokazuje sam Tarełkin (Zbigniew Zapasiewicz). Po zainscenizowaniu własnej śmierci (aby w ten sposób zemścić się na tych, co go zni­szczyli) przybiera postać Siły Kopyłowa. Zdemaskowany przez Warrawina (ten także zresztą wciela się w postać Ka­pitana Połutatarynowa) staje się na powrót Tarełkinem, na koniec wreszcie zdziera wszystkie maski. Zapasiewicz, jako jedyny aktor w tym przedstawie­niu, nie rysuje swego bohatera wyraź­ną kreską. Tarełkin zyskuje przez to na osobowości, jest kimś więcej niż urzędniczyną - oszustem rozgrywającym swoją partię. Ta postać właśnie pozwa­la na uogólnienia, każe myśleć o ponadczasowości pewnych spraw. Świet­na to rola z niezapomnianym monolo­giem nad własną trumną i końcowym dialogiem z Warrawinem. Warrawina gra Ryszard Pietruski, bardzo precyzyj­nie i wyraziście. To kolejna bardzo do­bra rola warszawskiego przedstawienia. Z ogromnym temperamentem i brawu­rą prowadzi Rasplujewa (inspektor po­licji, który ma w brzuchu przepaść, a w głowie trociny) Bogdan Baer. Oszczę­dnie z prawdziwie zabawną naiwno­ścią pokazuje Ocha, komisarza poli­cji Józef Nowak. Tę właśnie czwórkę głównych wyko­nawców ogląda się z ogromną sa­tysfakcją. Z nie mniejszą śledzi przeza­bawne rozwiązania inscenizacyjne pro­fesora Korzeniewskiego, z wybijającą się spośród nich sceną pożerania prze­myślnie sfabrykowanych dań, które po­chłania Baer-Rasplujew; jak również rozwiązania scenograficzne Zofii Wierchowicz (ikonowate malowidła w pierw­szej i tonący w szarości gabinet w dru­giej części spektaklu).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji