O zabłąkanych
Wystawioną w Teatrze Dramatycznym na małej scenie (Sala Prób) sztukę meksykańskiego pisarza Carlosa Fuentesa "Jednooki jest królem" w przekładzie Michała Masłowskiego, reżyserii Romualda Szejda, scenografii Marcina Stajewskiego, z Ryszardą Hanin w głównej i jedynej roli kobiecej, której partneruje w głównej i jedynej roli męskiej Marek Bargiełowski, można by zaliczyć do dzieł wyrażających borykanie się z rozpaczą w stylu Sartre'a, Becketta czy bliższego jeszcze autorowi Arrabala. Cechą różniącą go od wymienionych autorów jest iście barokowe spiętrzenie motywów. Jest więc mistyka połączona z erotyką, szał z zapaścią, beznadzieja z pogonią za pełnią życia, poświęcenie z okrucieństwem, sen z jawą, udawanie ze szczerością i tak dalej, i tak dalej.
Scenerią jest dom, w którym znalazło się dwoje niewidomych: dama i "książę", będący jej lokajem, kochankiem, niewolnikiem i tyranem. Dzięki tytułowi sztuki łatwiej nam zrozumieć jej sens. Jest to przenośnia na życie ludzkie w ogóle, życie stworów niekoniecznie fizycznie ślepych, ale także po prostu zaślepionych, tracących orientację, zabłąkanych. Jak choć jedno widzące oko kalece, tak wszystkim zdezorientowanym wystarczyłby choć częściowy przebłysk świadomości, żeby poczuć się panującym nad sytuacją czyli w tej scenicznej przenośni - "królem". Na zakończenie sztuki Bargiełowski, grający starannie opracowaną rolę niewidomego "księcia", zjawia się przeistoczony w jednookiego pana domu, czyli "króla" w cudzysłowie. Ponieważ widzi na jedno oko, dostrzega całą ruinę dokonaną przez ślepców, czyli w przenośni zaślepionych, dokonaną przez swoje alter ego, czyli "księcia" kreowanego w sposób przemyślany przez Bargiełowskiego i Donatę (także imię symboliczne), której rolę znakomicie wycyzelowała Hanin. Dzięki ich grze sens sztuki staje się bardziej przejrzysty niż by to wynikało z pretensjonalnego omówienia, zamieszczonego w programie pod srogim tytułem "Sen o ludzkiej dżungli". Teatr jako arena wypowiedzi o rozpaczy służył autorom od niepamiętnych czasów: od antyku greckiego, poprzez Szekspira i romantyków, do dzisiejszego dnia, choćby niektórzy ze współczesnych nie potrafili wypowiedzieć się jasno i w pełni. Niedawno w Galerii Teatru Studio popisywał się Stuart Brisley, mieszając elementy rzeźbienia, filmu i gry aktorskiej, ściślej pantomimy. Ma to powtórzyć kilkakrotnie w tym miesiącu. Popis nie pozbawiony bardzo drastycznych efektów wizualnych, ma wyrażać bunt przeciw mechanizacji życia. Brisley pokazuje do jakich torsji prowadzą frazesy i jak ocean spraw pochłania ludzi.