Artykuły

Obrzydliwcy, czyli o tym, że widz musi być bardzo czujny!

"Obrzydliwcy" wg opowiadań Davida Fostera Wallace'a w reż. Marka Kality w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Włodzimierz Neubart (Sakis) na blogu Chochlik Kulturalny.

Sporo tegorocznych premier w Teatrze Dramatycznym naprawdę robiło wrażenie. Świetny "Cabaret", intymne "Kobiety bez znaczenia", mocna "Miarka za miarkę", a przecież było ich więcej i wszystkie trzymały poziom. Także i na deser (bo finał sezonu się zbliża) Tadeusz Słobodzianek zaproponował przedstawienie, które zapisze się w historii prowadzonego przez niego teatru.

Wystawieni po raz pierwszy 20 maja 2016 r. "Obrzydliwcy" mają wszelkie cechy spektaklu znakomitego. Niezły tekst (i bardzo dobry przekład, co trzeba podkreślić), rewelacyjną adaptację sceniczną i reżyserię, a przede wszystkim to, bez czego żaden spektakl się nie uda, czyli aktorów, którzy przeszli samych siebie, by sprostać trudnemu zadaniu. W tytułowych obrzydliwców wcielają się: Waldemar Barwiński, Mariusz Drężek, Henryk Niebudek, Piotr Siwkiewicz i Sebastian Stankiewicz, a każdy z nich zasługuje na słowa uznania.

Mam wyjątkowy problem z napisaniem tego tekstu, ponieważ wszelkie próby wskazywania na ewidentne cuda dramaturgiczne, które odnajduję w przedstawieniu skończą się tym, że pod recenzją pojawi się cenzura z napisem UWAGA SPOILER. Także omawiając poszczególne kreacje aktorskie muszę powściągnąć się od zdradzania tajemnic spektaklu. Tym bowiem, co jest jego wielką siłą, jest tajemnica. Widz powinien sam ją odkryć, przeżyć wstrząs, zrozumieć i przemyśleć.

Skąd ci obrzydliwcy?

Spektakl powstał na podstawie "Krótkich wywiadów z paskudnymi ludźmi" Davida Fostera Wallace'a. Nie znam tej książki, choć wyczytałem właśnie, że na całym świecie ma już status niemal kultowej. Wydana w 1999 r., w polskim przekładzie znalazła się na rynku dopiero w zeszłym roku.

Niewiele mogę powiedzieć na temat książki. Po spektaklu natychmiast zasiadłem przed ekranem komputera i zamówiłem ją. Mam nadzieję, że te 416 stron będzie tak ciekawe jak "Obrzydliwcy", choć muszę przyznać, że nie spodziewałem się, iż przedstawienie pójdzie w tę właśnie stronę, zwłaszcza, że czytając opis książki wnioskowałbym, że będzie raczej dość wesoło...

To o czym są ci "Obrzydliwcy"?

Żeby pozostawić widzom element zaskoczenia, enigmatycznie wspomnę tylko, że rzecz dotyczy mężczyzn. Żaden z nich nie jest zwyczajny, chciałoby się wręcz powiedzieć, że nikt nie jest normalny. A jednak sporo w tym wszystkim pozorów. Zwyczajni - niezwyczajni na opak wywróceni? Coś w tym stylu.

Pięć historii, z których kilka się zazębia, pięć typów ludzkich, pięć charakterów (tylko czy na pewno?). Przedziwny świat ludzkiego wynaturzenia, absurdalne transformacje, obsesje, traumy. Zanim zrozumiemy, co tak naprawdę myślą mężczyźni, dowiemy się sporo o współczesnej kulturze, mediach, wzorcach, moralności... To będzie długa droga.

Obrzydliwcy to ludzie pozornie niezbyt intrygujący. Albo przesadnie bojaźliwi albo też źle ubrani. Uzależnieni od seksu, masturbacji, takich tam... Spotykają się w gabinecie psychoterapeuty, gdzieś tam... Poznajemy ich historie, przynajmniej w takim kształcie, w jakim sami decydują się ją opowiedzieć.

Najbardziej wciągające w gabinecie psychoterapeuty (równie niepokojąco "normalnego" jak uczestnicy terapii) jest to, że współistnieją tam bardzo różne osobowości. Nikt nie wyśmiewa osoby transgenderycznej tylko dlatego, że ubrana jest nieco inaczej i zachowuje się niezgodnie z rolą wytyczoną jej przez społeczeństwo. To towarzysz spotkania, taki sam, jak każdy inny (już widzę, jak zareagują na to niektórzy krytycy...). Nie ma się też czego obawiać grupowa ciamajda, każdy ma prawo głosu, każdy będzie wysłuchany, z każdym się będzie rozmawiać.

Wraz z rozwojem wydarzeń zaczynamy budować sobie obraz każdej z postaci. Jej losy, kłopoty, marzenia. Kiedy w pewnym momencie przyjdzie nam je zrewidować, przeżyjemy szok, ale chyba na tym właśnie zasadza się cały spektakl, żeby udowodnić, jak bardzo pozory mogą mylić. Przecież myśmy już przyzwyczaili się do myśli, że bohaterowie są nienormalni. Zaczęliśmy nawet... o nie, bo zdradzę za dużo!

Przyjdzie jednak chwila, kiedy trzeba będzie całkowicie zmienić zdanie, bo opadnie pewna kurtyna wstydu i dowiemy się czegoś ważnego. Jednej, "małej" rzeczy, która sprawia, że na wszystkich musimy spojrzeć inaczej. Tylko czy damy radę spojrzeć tym ludziom prosto w oczy? Spróbujcie sami!

Reżyserski majstersztyk inspirowany Teatrem Warlikowskiego

Kiedy zaczął się spektakl, wiedziałem tylko, kto w nim występuje. Nie chciałem się niczym sugerować. Pierwsza scena, światło na scenografię, muzyka, wreszcie pierwsze słowa - a ja już zacząłem zastanawiać się, że coś tu nie gra. Krzysztof Warlikowski reżyseruje w Teatrze Dramatycznym? Co jest grane?

Odniesień, takiego "warlikowskiego" klimatu było w spektaklu sporo. Później okazało się, dlaczego. Otóż reżyserował Marek Kalita, aktor, reżyser i scenograf związany właśnie z Nowym Teatrem w Warszawie. Spisał się tutaj znakomicie, przedstawienie ma klimat, ma moc, ma znakomite postaci, dialogi, w zalewie takich sobie sztuk jest po prostu jakieś. Będę tylko marudził, że finałowa piosenka powinna wybrzmieć nieco wcześniej. Znakomitym zakończeniem byłoby to, co działo się przed nią. Ale wybaczam.

Wreszcie Waldemar Barwiński w świetle reflektorów

Mówiłem już dawno, że mi tego aktora za mało na scenie! Niby widywałem go często, a to w "Cabarecie" błysnął bawarskimi ogrodniczkami, a to w "Nosorożcu" przylizaną fryzurą... Było dobrze, ale czułem pod skórą, że Waldemar Barwiński ma do zaoferowania znacznie więcej. Jemu po prostu było potrzeba dużej roli. Dostał ją wreszcie w "Obrzydliwcach" i wykorzystał tak, że klękajcie narody!

Przede wszystkim od pierwszej chwili widać, jak całkowicie aktor przeobraził się do roli. Kostium dał mu pewien rodzaj oręża, który mógł zaszkodzić, a na szczęście tak się nie stało. Odmieniec, introwertyk, niemal nie kontaktujący się z otoczeniem. Wiecznie uśmiechnięty, jakby brał za dobrą monetę wszystkie kopniaki, które dostaje od życia. Bije z niego pewna prawda, jest do bólu wiarygodny i - chciałoby się powiedzieć - bezpiecznie przewidywalny. Tym większe będzie zdumienie, gdy rozpocznie swój wielki monolog. I tu muszę skończyć, by nie powiedzieć za dużo. Będzie rozpacz, będzie sadystyczna siła i przekaz, który zmiecie widzów z krzeseł. A potem, tuż przed finałem - kolejna burza emocji. To, jak aktor pięknie maluje prawdę swojego bohatera, zasługuje na najwyższe uznanie.

I znów muszę się ugryźć w język, żeby za wiele nie zdradzić... Zatem krótko, jakbym wysyłał depeszę: "Obrzydliwcy" w Teatrze Dramatycznym STOP Waldemar Barwiński - wielki sukces STOP Pokazuje najczarniejsze zakamarki ludzkiej duszy STOP Koniecznie zobaczcie STOP.

Monolog Piotra Siwkiewicza

Jak to czasem bycie obrzydliwcem może człowieka zmienić... Byłem przekonany, że o Piotrze Siwkiewiczu wiem już wszystko, że znam jego emploi, wiem, w czym wypada najlepiej, że lepiej czuje się w rolach komediowych... Taki byłem mądry. Tymczasem wystarczyli "Obrzydliwcy" i misternie zbudowana szufladka rozsypała się jak domek z kart. Aktor wyszedł z tych gruzów silniejszy, jakby zupełnie inny.

Obrzydliwość jego postaci wynika... stop, znów za dużo chcę powiedzieć. No nic, trzeba będzie poczekać z tym, aż ktoś nierozsądny zdradzi wszystko i już nie będzie sensu tego kryć. Zdradzę więc tylko, że od potężnego monologu Piotra Siwkiewicza cały spektakl się zmienia. Długi, trudny, szokujący i pełen prawd o świecie tekst zostaje wypowiedziany z pasją, której nie spodziewałem się po aktorze. Nagle widownia zamarła, połowa widzów spuściła wzrok. A aktor bił słowami, wcale nie na oślep, z pełną premedytacją, wiedząc co robi, choć - jeśli ktoś dobrze się przyjrzał, ręka trzymająca mikrofon drżała, a pot lał się po twarzy. Emocje, proszę państwa, emocje. Nam było równie trudno utrzymać je na wodzy. Wyszło wspaniale!

Trochę tylko szkoda, że na fali sukcesu aktor nie pociągnął już do końca na takim poziomie. Zdaje się, że odrobina dekoncentracji po tym wielkim wystąpieniu poplątała później nieco tekst. Wszystko się uspokoiło, ale widz nie powinien niepokoić się o to, czy aktor da radę...

Obrzydliwiec z plakatu

Tak... obrzydliwiec z plakatu tylko pozornie jest narratorem przedstawienia. Jego zapowiadające kolejnych bohaterów słowa mogą być momentami mylące, jednak gdzieś między nimi jest zapowiedź tego, co gdzieś we wszystkich mężczyznach siedzi.

Sebastian Stankiewicz niczym mistrz ceremonii prowadzi nas po labiryncie męskiej duszy. Pokazuje blaski i cienie, które czasem okazują się jedynie odbitym echem czegoś bardziej prawdziwego. Jest niepokojący, czasem groźny, zawsze na straży pewnego "męskiego" porządku. Wielkie brawa.

Mariusz Drężek - czy łatwo być mężczyzną grającym mężczyznę udającego kobietę?

Na pewno łatwiej niż było choćby Felicity Huffman, która w obsypanym nagrodami filmie "Transamerica" była kobietą grającą mężczyznę udającego kobietę. To dopiero sztuka! Granie postaci transpłciowej zazwyczaj wywołuje u widzów odruch "wow". W końcu to coś innego, przełamywanie barier itd. Było już jednak ról tego rodzaju całkiem sporo i w pewnym momencie przestały one wnosić cokolwiek nowego. Zazwyczaj wystarczy kilka mniej czy bardziej udanych póz, krzykliwy makijaż i strój i już mówi się o wielkiej roli...

Tutaj jest inaczej. Kostium to tylko początek. Owszem, pewne przerysowanie jest wpisane w rolę, ale to typowe przecież chyba w ogóle w zachowaniu osób manifestujących swoje przywiązanie do płci przeciwnej niż ta biologiczna. Z drugiej strony, coraz bardziej normalnieje reakcja społeczeństwa na transgenderyzm. Choć nadal niektóre środowiska polityczne bredzą coś o kulcie szatana i zamachu na wartości religijne, okazuje się, że politycy swoje, a ludzie swoje. Siedząca obok mnie mama mojej przyjaciółki widząc wchodzącą na widownię znaną polską reprezentantkę kultury transgenderowej, stwierdziła autorytatywnie: no i co? Powiem więcej, jej zachowanie było o wiele bardziej kulturalne niż pewnej pani, która zasiadła w pierwszym rzędzie z kubkiem kawy i batonikiem Straszne, zwłaszcza, że jej partner wyciągał nogi tak, że mało brakowało, a oparłby je nonszalancko o scenę...

Wracając jednak do Mariusza Drężka: to, co w kreowanej przez niego postaci (znów zmuszony jestem ugryźć się w język) uderza najbardziej, zawiera się w gestach, spojrzeniach, momentami bardzo odległych od tego spodziewanego krzykliwego przerysowania. Zaskakująco dobrze sprawdza się to zwłaszcza w czasie tzw. panelu dyskusyjnego, aktor daje tam niezły popis warsztatu. Rola godna tym większego szacunku, że przecież odległa od życiowego wizerunku aktora. Brawo.

Zadziwiający Henryk Niebudek

Jeśli we wszystkich spektaklach Teatru Dramatycznego, w których występuje ten aktor, jest równie dobry, to ja się na nie koniecznie wybieram! Najstarszy w obsadzie, a swoją opowieść zaczyna od lat najwcześniejszych. I najszybciej szokuje. Jest znakomity. Dobra szkoła artykulacji głosek. Mało kto tak dzisiaj mówi.

Postać, w jaką wciela się Henryk Niebudek, tylko z pozoru jest sympatyczna. Dalej już niestety niespecjalnie mogę opowiadać, żeby nie zdradzić za wiele... Dość powiedzieć, że cała piątka jest tu po prostu bardzo dobra!

Coś dużo piszę nie chcąc nic powiedzieć

Zatem kończę szybko. Nieście w świat wieść, że najnowsza premiera Teatru Dramatycznego - spektakl pt. "Obrzydliwcy" - ma moc! To przedstawienie silne pod względem przekazu, znakomite aktorsko i bardzo dobre inscenizacyjnie. Wszystko w nim działa na wyobraźnię - scenografia, muzyka, światło Spektakl w reżyserii Marka Kality wcale nie jest skierowany do jednej grupy odbiorców. Jego uniwersalne przesłanie pobudzi do myślenia każdego.

Idea teatru, który ma misję, formę i treść - spełniona została w stu procentach. Chapeau bas.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji